Koko- operacja ratująca życie

KOKO -NOCKA OPERACJA RATUJĄCA ŻYCIE.

 Kto był u nas w stajni zna nasza karą, zaledwie metrową, śliczną maskotkę, ulubienicę dzieci ale i również dorosłych -Koko. A kto nie miał szansy jej poznać możecie wierzyć mi na słowo, że to mały koń ale o wielkim sercu  dla małych, przyszłych adeptów jeździectwa. W piątkowe popołudnie wzbudziła uwagę swoich opiekunów dziwnym zachowaniem. Leżała na padoku, z bardzo mocno wzdętym brzuszkiem. Pierwsza nasza myśl - kolka, nie czekaliśmy długo wezwaliśmy lekarza weterynarii a w między czasie lonżowaliśmy ją. Po 3 godzinach przyjechała pani doktor , zbadanie, podanie leków, sondowanie diagnoza - skręt jelit lub zaczopowanie się treści pokarmowej w układzie pokarmowym. Mijają 2 godziny brak jakiejkolwiek poprawy na podane leki, a stan Kokoszki pogarszał się z minuty na minutę , niechęć do ruchu, brak puszczania gazów, a  jej brzuch coraz bardziej robił się większy. Kolejna decyzja szukamy pomocy w klinikach. Jak to bywa w piątkowy wakacyjny wieczór, kilka głuchych telefonów, w jednej z pobliskiej kliniki nie mają miejsca na przyjęcie kolejnego konia, a gdzie indziej lekarze mają urlopy. Aż dodzwoniliśmy się do kliniki Equi Vet Serwis Doktora Macieja Przewoźnego znajdująca się w wielkopolskiej miejscowości Wygoda. Informacje jaką dostaliśmy przez telefon, że możemy przyjechać bardzo nas ucieszyła, ale drugą wiadomością jaka usłyszeliśmy była cena - około 20000 tysięcy jeżeli będzie potrzeba operacja. Na właścicieli spadła bardzo ciężka decyzja, co robimy dalej, kombinujemy pieniądze, pakujemy Koko i jedziemy jak najszybciej do kliniki, czy zgadzamy się na jej ból i cierpienie a potem ostatecznym wyrok- śmierć. W tym przypadku mogła być tylko jedna słuszna decyzja "zaczepiaj koniowóz do auta, pakujcie Koko i jedziemy!" Dzieliło nas aż 193 km do miejsca docelowego, ponad dwie godziny drogi, z jedną myślą żebyśmy zdążyli dowieść naszą ulubienicę do celu. Godzina 23 dojeżdżamy do kliniki, cały personel już na nas czekał, szybka akcja, pobranie krwi, USG , RTG . Doktor Miłosz Grabski na podstawie wszystkich wyników postawił diagnozę, że Koko zostaje w klinice, jest silnie zgazowana, i zapiaszczona, będą leczyć zapobiegawczo bo na ten moment jej stan jest dobry i nie zagraża mu niebezpieczeństwo. Przez cały czas badań Nasza Koko była bardzo spokojna i dzielna, trzymała swój pyszczek na moim ramieniu, spoglądając swoim oczkiem w moje. Na ucho szepnęłam jej że musi do nas wrócić, do swojego domu, do reszty stada. Że dzieci już za nią tęsknią i czekają kiedy będą mogli ponownie wsiąść na jej grzbiet.  Zaprowadziliśmy ją do boksu, pożegnaliśmy się i odjechaliśmy. Po 20 minutach drogi powrotnej telefon - doktor Grabski "stan Koko nagle się pogorszył, nie mogę patrzeć jak ona się męczy, wyrażacie zgodę na operację?"  Decyzja była jedna "tak, operujcie!" Wtedy serce każdemu z nas zamarło, ciężko opisać co wtedy czuliśmy, mieliśmy milion myśli w głowie , co się stało ? Czy Koko z miłości do nas (opiekunów) nie pokazywała tego mocnego bólu żebyśmy się o nią nie martwili ?  Reszta drogi minęła w kompletnej ciszy, o 3.20 byliśmy w domu. O 8 rano telefon od lekarza wykonujące operacje, że wszystko przebiegało pomyślnie, pacjenta żyje, czuje się dobrze, dostaje potrzebne leki i kroplówki, i jak przystało na kucyka ogląda się już za jedzeniem. Pan doktor przekazał, że głównym powodem złego stanu Koko była duża zawartość treści pokarmowej w okrężnicy, co blokowało wypróżnienia. Teraz Koko czeka kilka dni pobytu w klinice na rekonwalescencji, co z tym idzie koszta się zwiększają.

I tu też moja prośba do Was, do ludzi o dobry sercu, o pomoc, o wspomożenie nas przysłowiową złotówką, abyśmy byli  w stanie uregulować koszt całego leczenia Koko Będziemy bardzo wdzięczni. Pamiętajcie dobro wraca!