Witajcie Kochani. Mam na imię Ksenia. Nie jestem nikim szczególnym. Nie zrobiłam w swoim życiu nic szczególnego, niczym sie nie wyróżniam. Jest coś co sprawia że trudno mi sie żyje, a zarazem cudownie. Konie. Nie będę Wam opowoadać histori mojego życia. Skróce ją do potrzebnego minimum. Od zawsze ciągneło mnie do koni. To wspaniałe zwięrzeta. Nigdy niestety nie miałam takiej możliwości aż do zeszłego roku, aby z nimi przebywać i je mieć. Szczęśliwie przeżyłam 34 lata i w końcu doszłam do wniosku, że nie ma na co czekać. Niestety nie posiadam zbyt dużo pieniązków. Utrzymujemy się z małego sadowniczego gospodarstwa. Ciężko spełnia się marzenia jak nie ma się pieniędzy. Jak wiecie ceny koni powalają a mi chodziło o jakąś zwykłą końską miłość.....udało się znaleść Panią która na właśną rękę odkupuje konie przeznaczone na rzeź i dalej je sprzedaje do normalnych domów by miały szanse żyć godnie a nie zostać mięsem. Tak poznałam Rudą. Nie było to miłość od pierwszego spotkania gdyż nawet nie wiedziałam jeszcze wtedy czy sobie poradzę z tak dużym zwierzęciem. Szybko okazało się, że będzie to miłość na dobre i na złe. Jeszcze wtedy nie wiedziałam jak wielka to będzie miłość. Wpadłam jak śliwka w kompot. Nigdy nie byłam i już nie będę człowiekiem, który chce się dorobić fortuny (pewnie to moja wada), i bardzo szybko okazało się, że na koniach majątku również nie zbiję, gdyż niewyobrażam sobie ich sprzedawać. Kiedyś tak myślałam" bedę chodować konie i z tego się utrzymywać" tak tak. Akurat. Biznes plan upadł wraz z pojawieniem się pierwszego konia. Ciężki to był rok dla mnie i dla Rudej. Szybko okazało się,że potrzebne jej towarzystwo końskie. Byłam strasznie smutna, tkała itd a mnie nie było stać na drugiego konia. Dla jej dobra zime spędziła u mojego znajomego, który posiada konie. Dzięki temu nie była samotna ale bardzo podupadła na zdrowiu. Jest koniem ok 20 letnim a zime mieliśmy cięższą niż zwykle. Nie miałam możliwości jej doglądać cały czas więc niesty ponosimy tego kosekwencje.
Na wiosnę postanowiłam to wszystko zmienić. Pożyczyłam pieniądze od sąsiadki i kupiłam najtańszego koniowatego jakiego znalazłam. I tak trafiłam na Pimpona. Kucyczego chłopca, który stał na sznurku u handlarza, tak mocno zacisniętym, że aż miał rany. Trafił na mnie więc już nic mu nie grozi choć jest małym, niewychowanym, niegrzecznym chłopcem. Pracujemy nad tym :) Ugryzł moją babcie i krzyczą na mnie w domu żebym go jednak sprzedała. On niezasłużył żeby znowu trafić do handlarza. W końcu Ruda mogła wrócić do domu bo juz nie była samotna. I taka to miłość. Piękna ona , brzydki on. Pimpon ogólnie wkurza Rudą ale bez niego żyć jej trudno. Latem zrywamy owoce. Mamy mały sad 1,7ha. W zasadzie wszystkie zarobione pieniądze wydałam na dwie kolejne biedne chore klacze, które człowiek zniszczył a potem sprzedał byle gdzie, byle zarobić. kupiłam je ja! Mysza 3 letnia, cudowna harakterem klacz. Niestey bardzo chora mimo młodego wieku na nóżki. Zniszczone stawy, głównie pęcinowe. Uraz mechaniczny. Często kuleje, zwłaszcza teraz jesienią kiedy jest mokro i zimno. I ostatnia z moich księżniczek. Blondi, cudownu kucuk o bajkowym wyglądzie. Jej brakuje tylko rogu i tęczowych włosów, żeby wyglądać jak z bajki o jednorożcu. Odkupiona od handlarza z ciemnej komóry, który nawet nie wiedział (nie sprawdził) ile ma w kłębie. Taki był nią zainteresowany. Mimo, iż obiecałam sobie że już nic nie kupię zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia. Jeszcze wtedy nie wiedziałam jak kochaśna to dziewczyna. Szybko okazało się że jest cudownym, przemiłym stworzeniem z chorymi nózkami. Szpat nóg przednich. Taka koślaweczka. Napewno była ujeżdzna ale przez chorobe nie nadawała sie do dalszej eksploatacji. Została więc sprzedana. I tak właśnie powstało moje ekonomicznie nieuzasadnione stado, które okropnie kocham i nigdy przenigdy nie sprzedam. Poświęcam i cały czas i wszystkie pieniądze.
Szanowni państwo, powiecie " nakupiła kobita chorych i starych koni a teraz nie ma ich jak wyżywić i prosi ludzi". Otóż coś w tym jest. Miłość i dobroć miłością ale jeść trzeba. Jest jesień, idzie zima, dziwczyny chorują, potrzebują dachu nad głową i sianka, sianka, sianka. Robię co mogę ale może nam niewystarczyć na wszystko. Sianka swojego nie mamy a nrynku jest go mało i jest drogie. Na jednego konika dziennie minimum 1 kostka. To jest 4 kostki dziennie przez listopad, grudzień, styczeń luty i marzec i pewnie kwiecień zanim trawka urośnie.....to jest 180 dni po 4 kostki. Okoła 1000 kostek, sredi koszt kostki 4-5zł. Jeśli znajdą sie tutaj ludziska, którzy chcieliby wesprzeć moje dzieci w przetrwaniu zimy będziemy ogromnie wdzięczni. Kochani nigdy nikogo o nic nie prosiłam dla siebie. Jeśli mi czegoś brakuje, pożyczam i oddaje i jakoś ciągne swój żywot. Proszę dla nich, żeby w końcu miały spokojne, sielankowe końskie życie. By mogly sobie beztrosko chrupać sianko. Proszę dla siebie, abym mogła spać spokojnie,wiedząc, że im nieczego nie brakuje. To wpaniałe istoty. Przebywanie z nimi uszczęśliwa. Zasługuja na to.
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!