Witam wszystkich serdecznie. Jestem samotną mamą 9- letniej Emilki, 6-letniej Marysi oraz Kotka Kazimierza, którego bez wątpienia można uznać za członka naszej rodziny. Nasza historia zaczęła się w chwili, kiedy złe czyny ojca dziewczynek zostały przypieczętowane jego aresztowaniem. Było to chwile przed narodzinami tej młodszej. Wpadłam wtedy w głęboką depresję, z której z pomocą bliskich udało mi się wyjść. Rozpoczęłam nowy rozdział. Ja, dwie dziewczynki i mieszkanie socjalne bez łazienki w rozsypującej się kamienicy, nie ma tak źle - pomyślałam, czując, że finalnie cała historia i tak nie skończyła się najgorzej. Żyję, dziewczynki są ze mną. Małymi kroczkami uda mi się osiągnąć wyznaczony przez siebie cel, który z pewnością nie jest nikomu obcy - za wszelką cenę zagwarantować bezpieczeństwo moim dzieciom. Niestety, bardzo szybko przekonałam się, że łatwo nie będzie. Wystarczył jeden telefon by koszmar wrócił, jednak tym razem coś się zmieniło. Postanowiłam zmienić swoje podejście. Przecież nie chcę żyć w ciągłym strachu! Dam radę. I tak właśnie pomimo utraty płynności finansowej, wynikającej z "pandemii" i wiążącym się z nią "nauczaniu zdalnym", udało mi się przeprowadzić do innego miasta, osiągając w ten sposób psychiczny komfort. Tak minęło pięć miesięcy. Niestety okazało się, że to dla mnie zbyt mało czasu, by finansowo wrócić do normy i nie zdążyłam z opłaceniem mieszkania na czas. Pan, od którego wynajmowałam lokal, okazał się być taki, jaki okazał się być - nie chcę go oceniać, ponieważ faktycznie miał rację. Idąc do sklepu nie kupuję czegoś, na co mnie nie stać, a ja faktycznie nie powinnam nic od niego żądać, bo nie jest darczyńcą. To usłyszałam, kiedy prosiłam o kilka dni czasu wraz z żądaniem 100 złotych zabezpieczenia, w razie gdyby rachunek za wodę przekroczył umówioną sumę wliczoną w czynsz. Tak zostałam zmuszona, by wrócić do wspomnianego już wcześniej mieszkania socjalnego, w którym nie ma prądu, lodówki i większości mebli. Do mieszkania ogrzewanego piecykiem węglowym, w którym kilka dni przed przeprowadzką kominiarz zabronił mi palić ze względu na uszkodzoną konstrukcję komina. Znowu na kolanach. Postały mi tylko dwa wyjścia. Albo wydarzy się jakiś cud, albo skończę w domu samotnej matki. Jednak i tym razem postanowiłam nie poddawać się i zawalczyć, wierząc, że życie zawsze na początku sprawdza czy zasługujemy na to, by wybrane przez nas marzenie się spełniło. Moim jest bezpieczny dom dla mnie i moich córeczek. Dlatego pomimo, że celem zbiórki jest kwota pozwalająca na kaucję i opłatę za pierwszy miesiąc i wyżywienie w tym czasie, ośmieliłam się mierzyć troszeczkę wyżej, w marzenie. Dlaczego miałabym zrezygnować z prawdopodobnie jedynej w życiu szansy na jego realizację. Nawet jeśli jest to 1 procent, myślę, że dobre i to. Jeśli nie spróbuję, dręczące pytanie: "A co by było gdyby?" zostanie ze mną na zawsze. Dlatego wierzę, że zawsze warto próbować. Tak więc - próbuję! ;) Pozdrawiamy wszystkich czytających, jak i z całego serca dziękujemy wszystkim bez względu na wynik. Dziękujemy za jakąkolwiek SZANSĘ na wyjście, z tej trudnej sytuacji.
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!