Marzena Mitros
Niedziela - cieszyłam się jej spokojem tylko przez godzinę. Wczoraj obrażał mnie, zastraszał, gdyż nie pozwoliłam mu po spożyciu alkoholu zająć się mamą. Od dwudziestu minut awantura - terror.
Rozmyślam nad postawą dzielnicowych w Sądzie. Określam je jako nieetyczne, godzące w mój wizerunek. Dwa lata mnie dręczy ich oskarżenia, obwinienia i "rozmowy". Nie uczyniono nic, by przywrócić stan właściwy w tej sprawie. W kwietniu wysłałam wiadomość do kierownik W., aby zdjąć ze mnie ciężar psychiczny. Podałam racjonalne, sprawdzalne fakty, podkreślałam jak ciężkie obowiązki pełniłam, że tata pracował po 200 godzin w miesiącu, itp. Wszystkie okna i drzwi otwarte, a on robi mi awantury, zarzuca choroby, gdyż patelnię pozostawiłam. Określam to jako znęcanie się.
Nie dostrzega ile robię w domu, że wciąż piorę, sprzątam, dbam. Jego błędy są dużo poważniejsze. Nie dba o swój porządek, mi czyniąc awantury, nie motywuje do pomagania i większych starań. Pojawia się myślenie ile zrobiłam, a jak wiele przykrości mnie spotkało, a studia oraz pracę odłożyłam, by on miał cztery tysiące miesięcznego dochodu. Policjant pomógł wyłącznie im, rodzicom, nas pozostawiając bez wsparcia przy agresji, nadużywaniu alkoholu, myślach samobójczych i groźbach obwinienia o próbę (ewentualną) powieszenia się lub użycia siekiery. Dlatego po dwóch latach, gdy Sobolewski wraca do tego przed Sądem, jest to dla mnie nieetyczne.