Pomoc łosiowi zaplątanemu w concertinę
Granica z Białorusią na rzece Świsłocz. Przed rzeką śmiertelna bariera: zasieki z drutu ostrzowego. To wysokie na 3 metry i szerokie na tyle samo zwoje drutu, do którego przymocowane są miliony żyletek. Dla zwierząt nie istnieją granice między państwami i w listopadowy wieczór łosza z młodym próbowała przedostać się przez rzekę. Łosie zaplątały się w drut ostrzowy (concertinę), a im bardziej próbowały się z niego wydostać, tym bardziej żyletki cięły ich ciało. Straż Graniczna na pomoc do zwierząt wezwała nas Stowarzyszenie Dzika Inicjatywa, prowadzące ośrodek rehabilitacji dzikich zwierząt.
Tak o tej akcji pisał OkoPress: „Do zwierząt idziemy przez błoto sięgające kolan. Okolice granicznej rzeki Świsłocz są podmokłe, grunt zapada się tak mocno, że nie da się tu wjechać nawet terenówką. Na miejscu widzimy dwa łosie: matkę z dzieckiem, pośrodku zwojów drutu ostrzowego. Zwoje są wysokie na ok. 3 metry i na tyle samo szerokie. Za nimi płynie Świsłocz, za którą jest już Białoruś, przed nimi rozciągnięta jest leśna siatka, która ma zabezpieczać zwierzęta przed wpadnięciem na drut kolczasty. Jak skutecznie zabezpiecza, właśnie widzimy. Łosie prawdopodobnie przeskoczyły przez siatkę i wpadły w sam środek żyletek na spiralnie zwiniętym drucie. Przerażone tkwią teraz pośrodku pułapki. Kilkumiesięczny łoszak ma kilkadziesiąt ran, ale widać u niego wolę życia i walki. Jego matka leży nieprzytomna. Nie ma żadnych szans. Nawet gdyby udało się ją wydostać z drutu, nikt nie doniesie półtonowego zwierzaka do samochodu.”
Matki nie udało się uratować, ale łoszak został przyśpiony, wyciągnięty ze śmiertelnej pułapki, zaniesiony kilkaset metrów przez błoto do kolan do samochodu, zawieziony do ośrodka i pozszywany, a teraz dochodzi do siebie, żeby na wiosnę powrócić do natury. Opieka na zwierzakiem nie jest łatwa. Przez pierwszy rok życia łosie pozostają przy matce, która uczy je życia. Nie da się jej zastąpić, zrobiliśmy co było w naszych siłach żeby młodzian rozwijał się zdrowo i poradził sobie na wolności.
Taki kilkumiesięczny łoś apetyt ma gigantyczny. Dorosły łoś może ważyć nawet 800 kg, a żeby osiągnąć taką masę mały łoszak musi jeść. Bardzo dużo jeść. Łoś pochłaniał gigantyczne ilości pokarmów - owoców, warzyw oraz karmę dla jeleniowatych. A że łosie dziennie zjadają między 15 a 50 kg, to wyobraźcie sobie, ile pożywienia trzeba dostarczyć takiemu chłopakowi. W naturze łosie w poszukiwaniu pożywienia potrafią przejść wiele kilometrów. W ośrodku rehabilitacji dzikich zwierząt łoszak miał do dyspozycji zagrodę w lesie, ale nie wystarczało tam dla niego jedzenia i trzeba mu je było dostarczać. A to kosztuje.
Do tego dochodzą wydatki na leczenie łosia. Żyletki z concertiny poważnie go poraniły. Zwierzak miał 60 ran, a zszywanie trwało 6 godzin! Na tym leczenie nie się kończy. Łoś został wypuszczony do natury. Żeby dobrze sobie dał radę na wolności i nie ciągnął do ludzi, musiał mieć jak najmniej kontaktów w człowiekiem.
Na „obsługę” potrzebne były pieniądze. Ośrodek rehabilitacji dzikich zwierząt utrzymuje się tylko z prywatnych środków – głównie zarobków prezesa stowarzyszenia Dzika Inicjatywa - oraz darowizn. Państwo nie pomaga nam w leczeniu i rehabilitacji zwierząt nawet wtedy, gdy zwierzę ucierpiało na skutek działań państwa, tak jak ma to miejsce w tym przypadku. A łoś nie jest jedynym pensjonariuszem ośrodka, oprócz niego mamy ponad 30 innych zwierząt. A prowadzenie ośrodka to wydatki na jedzenie podopiecznych, ich leczenie i rehabilitację, zapewnienie odpowiednich warunków w postaci zagród i wolier, zatrudnienie osób do pomocy.
Serdecznie prosimy o wpłaty na pokrycie kosztów leczenia, rehabilitacji i wyżywienia łosiego młodzieńca.
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!