Jeszcze nigdy nie byłam w tak beznadziejnej sytuacji w jakiej teraz jestem.
W tym tygodniu dostałam pismo, że śledztwo w sprawie mojego pobicia przez (jeszcze) mojego męża zostało umorzone. Powód- brak dowodów.
W przeciągu 4 lat były założone 3 niebieskie karty, były 4 interwencje policji (raz były 2 w jednym dni).
Po ostatniej interwencji kiedy zostałam pobita wylądowałam na SORze. Miałam wykonywaną tomografię komputerową głowy. Miałam wypis oraz zdjęcia obrażeń, które zostały dołączone do akt. W aktach były również notatki z każdej interwencji policji, było napisane między innymi, że widać zaczerwienienia czy zasinienia na moim ciele. Jednak to wszystko nie było wystarczającym dowodem. Podczas każdej interwencji mąż był pod wpływem alkoholu.
Przez ostatnie lata byłam szantażowana, zastraszana i poniżana. To zaczynało się zawsze kiedy mąż czuł głód alkoholowy następnie pił ciągiem przez kilka dni kiedy już trzeźwiał udawał skruszonego, przepraszał i zaczynał swoje przedstawienie- lovebombing. Był w tym mistrzem! A ja oczywiście wierzyłam, ufałam i chciałam pomóc. Miesiąc miodowy trwał różnie raz dłużej, raz krócej aż do kolejnego razu. Po pobiciu w październiku złożyłam pozew o rozwód. Próbował wracać, przepraszać, zasypywał miłością o prezentami. Później zaczął straszyć i szantażować. W marcu dodatkowo wywiózł mi większość wartościowych rzeczy z domu. Pozew pisałam z pomocą adwokatki z urzędu (darmowa porada). Sąd odrzucił wniosek o zabezpieczenie alimentacyjne bo nie było uzasadnienia. Wynajęłam adwokata, wzięłam kredyt. Od maja mam zasądzone zabezpieczenie alimentacyjne na syna. We wrześniu czeka mnie kolejna rozprawa rozwodowa. Myślałam, że jakoś stanę na nogi i dam radę finansowo. Nie daję. Przez czas kiedy nie dostawałam alimentów na syna było u mnie kiepsko, dodatkowo musiałam zakupić choć część rzeczy do domu, które mi zebrał. Teraz postanowiłam złożyć zażalenie na umorzenie śledztwa. Poczułam się bardzo niesprawiedliwie potraktowana. Dosłownie jak przedmiot, który można bezkarnie zniszczyć. Wiem, że nie dam rady przejść przez to sama. Koszt adwokata to 4tys zł. Dla mnie w tym momencie to ogromna kwota, której nie mam. Czuję, że tonę.
Proszę nie oceniaj mnie, piszę to bo naprawdę czuję się bezradna i bezwartościowa. Nigdy nie sądziłam, że będę w tak złej sytuacji finansowej. Mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają ale jednak dają jakieś poczucie bezpieczeństwa.
Dziękuję za przeczytanie mojej histori. Będę ogromnie wdzięczna za każdą złotówkę, którą zdecydujesz się wpłacić na pomoc dla mnie.
Dziękuję Magdalena
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!