Pewnie spora część z Was zna już historię restauracyjnych kotków - dzikich aniołków, które dzikości za wiele w sobie nie mają. Są to kociaki, które mieszkają pod jedną z restauracji na trzech stawach, gdzie zajmują się nimi pracownicy. Są karmione i przytulane, mimo naszych starań w kwestii kastracji wszystkich kotów, niestety regularnie zdarzają się "wpadki" jakiejś kocicy, przez co pojawiają się kolejne bąble.
Przeważnie jest tam dość spokojnie i sytuacja bywa stabilna, ale w ciągu ostatniego miesiąca nagle zniknęło pięć kotów. Nie jesteśmy pewni co się z nimi stało - lisy, ulica, być może nowa epidemia, ale postanowiłyśmy z siostrą odłowić ostatnie kilka kociaków i znaleźć im nowe domy, aby zapobiec dalej śmierci tych biedaków.
W pierwszej kolejności pojawił się u mnie czarny Kajtuś - przecudowny kociak, spokojny, miziasty i kochany. U weterynarza pozwolił sobie pobrać krew wciąż ocierając się o mnie mimo bycia trzymanym za wszystkie cztery łapki. Wydawał się być najbardziej chory - kichał i kaszlał, a na oczy zachodziła mu trzecia powieka. Po wdrożeniu leczenia jest znaczna poprawa i maluch po porządnym odrobaczeniu będzie mógł szukać nowego domu. Zostały wykonane badania na fiv i felv (wynik negatywny) i ogólnie ma bliską drogę do wyzdrowienia.
Abym mogła przyjąć kolejne kociaki, potrzebuję pomocy z opłaceniem weterynarza oraz utrzymania Kajtka. Wizyty weterynaryjne kosztowały kolejno 130zł, 258zł oraz 131, zaś karma mono białkowa, delikatna dla wyczerpanego organizmu 125zł za 12 puszek po 400g. Żwirek 14L benek wyniósł 50zł.
Wsparcie zbiórki, choćby symbolicznymi kwotami typu 5, 10zł pozwoli mi na przygarnięcie kolejnego kociaka na tymczas i zajęcie się nim, zanim znikną w niewyjaśnionych okolicznościach.
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!