Sigrida Z Mgły
Pani doktor mówi z przynosi dobre efekty!
Taki pacjent dzielny:)
Boryska i ja
Mam pod swoją opieką cudowną, niespełna dziesięcioletnią koteczkę Boryskę. Od trzech lat walczymy z rakiem. To gruczolakorak. Złośliwy. A kotka cudowna,miła, spokojna i gadatliwa.
To takie znalezione i przygarnięte futrzane szczęście, które oczarowało mnie swoimi miodowymi oczami i próbą złapania dwukrotnie większego gołębia, kiedyś na starym dworcu autobusowymw Katowicach...
Historia choroby
Miła szereg operacji. Co około 4 miesiące pojawiały się małe guzki –różnej ilości. Histopatologia nie pozostawiała złudzeń, lecz prześwietlenia nie pokazywały przerzutów. Warto było walczyć. W lipcu-sierpniu 2017 r przeszła chemioterapię w klinice w Gliwicach. Bardzo dobrze ją zniosła, jadła, bawiła się, wychodziła na dwór. Trudno ocenić na ile to pomogło, bo guzy powróciły. Po czerwcowej operacji w 2018 r skóra długo niemogła się zagoić, ale taka jest cena tej walki. Niestety wrześniowa przyniosła ze sobą coś czego bałam się od dawna – wyraźne zaostrzenie. Jeszcze w grudniu myślałam, że zgrubienia na brzuszku to blizny i zrosty, jednak początek stycznia dał wyraźnie znać, że cała kilkucentymetrowa blizna to coś dziwnego, coś twardego, nieregularnego i szybko rosnącego. Po wizycie w Gliwicach operacja została umówiona na kolejny tydzień. Jednak dosłownie z dnia na dzień wyczuwałam, iż guz rozrasta się bardzo szybko –wyczułam jak wrasta w mięśnie. I płakałam, że tak mało mogę zrobić. Jednak byłam zdecydowana na operację. Przecież ten guz by ją ‘pożarł’.
Ostatnia operacja
05.02.2019 r usunięto wielką masę nowotworową, a wraz z nią część mięśni, jeden nerw w nóżce i sporą część skóry. Rak wrósł w mięśnie, przytulił się do kości, całkowicie zmutował węzeł chłonny. Wielka blizna w kształcie litery Y została mocno uciśnięta tak by się nie rozrywała, a nóżka bardzo mocno spuchła. Rokowania były takie, że będzie się bardzo długo goić, będzie się goić źle, a noga może być nie sprawna lub może nią powłóczyć. Początkowo codziennie jeździliśmy na zmianę opatrunków, codziennie trzeba było masować nóżkę, by pobudzić krążenie i codziennie podawać leki. Załatwiłam wielką klatkę by zmieściła się tam leżanka, kuweta i miski.
Po dwóch tygodniach zdjęli opatrunek uciskowy, by rana się lepiej goiła. Jednak gdy kotek poczuł się lepiej, nie chciał siedzieć sam cały dzień w klatce. Pozwalałam jej robić małe wycieczki po mieszkaniu utykając na tej chorej nóżce, która wreszcie przestała być opuchnięta. Ona zawsze musiała być tam gdzie są ludzie. Oddaliśmy jej sypialnię, łóżko, co drugi dzień z nią spałam, a mąż dzielił się mną z chorym kotkiem. Jednak rana faktycznie bardzo szybko się zaogniła, otworzyła, ciągle się z niej sączyło i wdały beztlenowce, i mimo że zareagowałam dość szybko, to kotka musiała pozostać w szpitalu, gdzie ważyło się jej życie. Przetrwała. I okazuje się, że nóżka pozostała sprawna!
I jeszcze wypadek
W końcu marca zaczęło być już dobrze – już było widać, że rana sama dąży do zrośnięcia. Niestety to jest patologia nowotworów – skóra ma trudności w samogojeniu się, a niczym nie można było tego przyspieszyć by nie uaktywnić nowotworu. Przytrafił się jednak wypadek – wystraszyła się, przeskoczyła na ok 1m i zrobiła się przepuklina. W nocy wiozłam ją na nocny dyżur, gdzie całe szczęście ją przyjęli, dali przeciwbólowy i czekali na zespół operacyjny do następnego dnia. Kolejna operacja, wnętrza otrzewnej, groźba ostrego zapalenia w i tak osłabionym ciele oraz kolejne antybiotyki. Zadawałam sobie pytanie – czy to nie jest męczarnia zwierzęcia, lekarz mnie uspokoił, że nie, że ona chce walczyć i trzeba jej to umożliwić. Tydzień po operacji jednak znowu trafiła do szpitala bo wokół rany zrobiła się martwica. Jednak lekarze znowu dali radę. Ona dała radę.
Nadzieja
Usłyszałam o klinice pod Wrocławiem, Vetspec, która ma specjalizację onkologiczną. Wybrałam się tam, daleko, 180km w jedną stronę. Dostała leki, dość drogie, wizyta też nie najtańsza. Z końcem maja rana się wreszcie zarosła, odstawiliśmy antybiotyki i kołnierz, a kocia wróciła do normalnego trybu, ale już bez wychodzenia na dwór. Wreszcie. Była bardzo dzielna. Jednak rak nie daje za wygraną. W czerwcu okazało się, że znowu się pojawił, podstępnie rósł sobie płaski niczym moneta, gdzieś między tylnymi nóżkami. Dostała kolejne leki i to przystopowało raka. Ale jest to rak bardzo agresywny. Mimo leków które u psów i wiekszosci kotów dają radę - nowotwór nadal powoli rośnie, infekuje małe ciałko. Pani doktor zaproponowała radioterapię.
Radioterapia
Jesteśmy po dwóch naświetlaniach. Samo naświetlanie kosztuje 300zł. Aby się upewnić, że nie ma przerzutów na płuca, wykonano badanie RTG – 150zł. Wykonano także badanie krwi by sprawdzić ogólny stan zdrowia. Pani doktor przepisała 8 naświetleń. Jest też ryzyko uszkodzenia nerki. Jednak to ten rak jest największym wrogiem życia. Powoli przygniatają mnie koszty, bo farmakologia którą jej podaję wraz z kontrolnymi wizytami i badaniami co miesiąc, to koszt 700-800zł. Tego się robi naprawdę sporo.
Ale nie mogę się poddać, nie mogę odpuścić. Widzę jaka jest wesoła, nie poddaje się, bawi się jak mały kociak, je, śpi zawsze przy mnie i jeździ ze mną wszędzie. Leki podaję jej codziennie. Co miesiać jeździmy na kontrolę pod Wrocław.
Widać, że jest szczęśliwa. Kochamy życie i siebie.
Chcemy jeszcze powalczyć.
Dlatego proszę o wsparcie. Kochani, jeśli macie możliwości proszę Was o pomoc. To ważne bo wciąż można jej pomóc!
To naprawdę bardzo dzielna, cierpliwa kotka o którą chcę walczyć.
Patrycja
Pani doktor mówi z przynosi dobre efekty!
Taki pacjent dzielny:)
Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
Anonimowy Darczyńca
niech zdrowieje :)!