Zimno i do domu daleko.

Od dwóch miesięcy  w siedzibie fundacji pojawiła się szansa na zmiany.  Dotychczas wszystkie zwierzęta - konie i psy - były pod wyłączną opieką jednej osoby, czyli  prezesa. Takie to  prezesowanie. Mimo chęci nie mogłam zabrać do siebie więcej zwierząt, bo dnia nie starczało na obrządzenie wszystkiego, nie mówiąc o reszcie fundacyjnych problemów. Z dniem przybycia  ANI - reprezentującej  artystyczną inicjatywę pod nazwą "VAN DOG" - jest nas dwie i od razu jest także kilka psów więcej.  Pomieszczenie , które Ania obecnie zajmuje - ma szanse stać się wygodnym , choć niewielkim miejscem do życia , planujemy jego rozbudowę a także takie remonty, które pozwolą na bezkonfliktowy pobyt kolejnych podopiecznych fundacji w warunkach DOMOWYCH.  Podstawą  przetrwania pierwszej zimy jest OGRZEWANIE.

To ogrzewanie jest na razie bardzo marne. Stara koza z pękniętą szybą , bez regulacji dopływu powietrza daje temperaturę 15 stopni, a rano na termometrze jest zaledwie plus 5. Nawet psy siedzą ubrane  w ciepłe kurteczki... Trochę śmiesznie, trochę strasznie.  Zbieramy na piec. Jeszcze go nie ma, a już pokój zamieszkują cztery psy...No i Ania.. Jeśli ktokolwiek chciałby położyć kamień węgielny pod przyszłe mieszkanie i zarazem dom tymczasowy dla tych, które  dotąd musiały się zadowolić kojcem - niechaj nam pośle cegiełkę. Każda zamieni się w kafel i ogrzeje nasze kochane, spragnione ciepła psie łapy i uszy. Na początek należące do MELBY, BEZY, NELI i FARSY.  (Ania też dzięki temu nie będzie musiała już spać w rękawiczkach...)

Ogromnie na Was liczymy, jak zawsze. Świąteczny kafel dla fundacji to teraz priorytet...A poniżej wyniki porannych pomiarów w pokoju Van Doga...