Wszystko zaczęło się od tego że moja córka w wieku 9 lat przeprowadziła nam 2 tygodniowego kotka, matka zaginęła a siostra matki która go przygarnęła, zginęła pod samochodem, wzięliśmy kotka, nazwaliśmy Simba i jak własne dziecko opiekowaliśmy się nim jak tylko możemy, kotek rósł i był zawsze silny. W tym roku się wszystko zmieniło kotek zachorował około gwiazdki, zaczął kichać długo nie mógł przestać, jako że był wiejskim kotem to myśleliśmy że mu przejdzie, że to zwykłe przeziębienie. Tak doszliśmy do lipca tego roku, kotek dalej kichał mimo że jeździliśmy z nim do weterynarza, podawali mu antybiotyk który niby pomagał ale na parę godzin, doszedł do stanu gdzie wydalał mocz pod siebie, nie mógł się ruszać i miał coś z oczkami, straszny smród szedł os niego. Znów pojechaliśmy do weterynarza który znów podał mu tylko antybiotyk i powiedział byśmy przyjechali na kolejną wizytę, trzymaliśmy się tego ale po jakimś czasie kotek zaczął ciężko oddychać, a w ostatnich dniach kłaść się bardzo płasko na brzuchu, zdecydowaliśmy się że zawieziemy go do Gdańska, tam gdzie pomoc jest bardziej profesjonalna, i tam się okazało ze kotek musi zostać w ich szpitalu w którym jeden dzień kosztuje 300 zł , zostać musi ponieważ jest pod zagrożeniem życia i ma obrzęk płuc, było dla nas to straszne tym bardziej że był do dla nas promyczek nadziei w naszym życiu, ukochany zwierzak. Dzisiaj po 3 godzinnym dzwonieniu by dowiedzieć się co z kotkiem okazało się że Simba dalej jest pod zagrożeniem życia i traci czerwone krwinki, które jak wiemy są niezbędne do transportu tlenu do krwi, nie mogą mu też podawać kroplówki bo z każdą minutą nagle ubywają dzisiaj idzie 3 dzień,to już 900 zł,kotek potrzebuje dawcy . Proszę jeżeli możecie pomóc i wpłacić chociaż 1 złotówkę to będę bardzo wdzięczna, każda zlotówka się dla nas liczy.
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!