Dla Toni – paradoksalnie – wojna w Ukrainie okazała się darem losu i szansą na lepsze życie.
Po rozpoczęciu działań zbrojnych jej właściciele spakowali swój majątek, a ją – wyeksploatowaną matkę z pseudohodowli – oddali przed wyjazdem na zachód do schroniska Mariny. Kiedy po raz pierwszy obejrzeliśmy nagranie z sunią w roli głównej zaniemówiliśmy, bo takiej liczby potężnych guzów na jednym psie nie widzieliśmy chyba nigdy. Towarzyszyły im otwarte, sączące się rany na przednich łapach i wygięty w pałąk, chudy kręgosłup. Decyzja o przejęciu Toni została podjęta jednogłośnie, szybko i całkowicie wbrew zdrowemu rozsądkowi.
Sytuacja, nie tylko w naszej fundacji, jest po prostu trudna. Coraz częściej musimy odmawiać pomocy, coraz bardziej kalkulować każdy krok. Decydujemy, że tymczasowo nie możemy sobie już pozwolić na przyjmowanie żadnych „przypadków specjalnych”. A potem… potem przed naszymi oczami pojawia się pies taki jak ona. I najzwyczajniej w świecie łamie nam serca. Zabieramy. „Martwić będziemy się później”.
To „później” jest teraz. Tonia już w piątek zostanie poddana pierwszemu z zabiegów, które mają poprawić jej komfort i podarować szansę na nowe życie w domu, który nie będzie od niej niczego oczekiwał, nie będzie przeliczał jej wartości na pieniądze ze sprzedaży szczeniąt, a zwyczajnie pokocha, obdarzy szacunkiem i przywróci godność. Za kilka dni usuwamy pierwszą listwę mleczną z paskudnymi guzami (tu obowiązkowa będzie histopatologia i trzymanie kciuków, aby zmiany nie były złośliwe) i wykonujemy sterylizację (ta jest konieczna, bo macica nie wygląda dobrze, nie można czekać). Martwimy się bardzo, bo Tonia to 11-latka, która raczej nigdy nie była objęta rzetelna opieką weterynaryjną i obecnie płaci koszty tych zaniedbań. Nie mamy jednak innego wyjścia.
Psy takie jak ona nieodmiennie powodują u nas ścisk w gardle i skłaniają do pytań. Bo jak to możliwe, że zwierzak tak upodlony, tak bardzo zaniedbany zachowuje w sobie tak wielką ufność i rozkwita za każdym razem, kiedy zaznaje z ludzkich rąk czułości i zainteresowania? Jak to możliwe, że lata byle jakiego życia nie łamią jego ducha i nadziei? Obserwowanie Toni, która z uśmiechem na pysku tarza się w trawie, czasem trochę podbiega, zawiera ludzkie i psie przyjaźnie i sprawia wrażenie, że zostawiła za sobą wszystkie koszmary, to doświadczenie niezwykłe. I piękne.
Aby te piękne, dobre chwile trwały dla suni jak najdłużej musimy się zmobilizować i zawalczyć o nią najlepiej jak potrafimy. Nie damy jednak rady bez Was i Waszego wsparcia. Prosimy… pomóżcie nam sprawić, by jesień życia Toni była kolorowa, szczęśliwa i beztroska. Jak zawsze – będziemy wdzięcznie za każdą złotówkę, która przybliży nas do tego celu. Dziękujemy
Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
Anonimowy Darczyńca
BŁAGAM BŁAGAM BŁAGAM MOJE MALEŃSTWO UMRZE NIE POTRAFIĘ SPOJRZEĆ W OCZY MOJEGO MALEŃSTWA I POWIEDZIEĆ, ŻE UMRZE BO NIE STAĆ MNIE NA JEGO LECZENIE. W PORTFELU MAM DOSŁOWNIE 37 ZŁOTYCH. W PIĄTEK SKOŃCZĄ SIĘ NAM LEKI I KARMA. https://dotuje.pl/moje-malenstwo-umiera