Moi drodzy, przyjaciele, bliżsi i dalsi znajomi, osoby mi całkowicie obce, ale które także nie zawahają się pomóc innemu mężczyźnie i samotnemu ojcu, będącemu w krytycznej sytuacji…
Wpierw kilka informacji o mnie:
Już pod koniec szkoły marzyłem o dużej rodzinie, piątce dzieci, o domu z ogródkiem (z przynajmniej jednym zasadzonym przeze mnie drzewem), kocie i psie. Kilka lat później mogłem śmiało wykrzyczeć „Udało się !”
Dziewczyna, którą wybrałem na żonę, której przysięgałem przed Bogiem, już jako kobieta spełniła moje wszystkie marzenia, poza jednym – nie została moją życiową partnerką i przyjaciółką, a po siedmiu latach i pierwszym wywołanym przez nią „kryzysie” w małżeństwie okazało się, że staliśmy się dla siebie zupełnie obcy, nasze wizje się rozjechały, a ja gdy po wielu godzinach ciężkiej pracy wracałem do domu, żyłem wyłącznie dziećmi, ich sprawami i wspólnymi z nimi przygodami, ona natomiast skoncentrowała się wyłącznie na sobie, samorozwoju, szkoleniach, webinariach, zostaniu „zwycięzcą”, siłowni i treningach personalnych, dietach, swojej fryzurze, paznokciach, laserach depilacyjnych, spa i rozmaitych masażach, których większości nazw nie potrafię wymówić…
Ponieważ jestem typem wojownika, więc walczyłem i ratowałem, co jeszcze pozostało między nami – stąd liczne terapie małżeńskie, spontaniczne wyjazdy we dwoje, kilka terapii indywidualnych, zmiana moich priorytetów, pozbycie się przeze mnie uciążliwych nawyków, duże zmiany w mojej pracy i tworzonych co tydzień grafikach rozłożenia codziennych obowiązków dla domowników.
Pomimo to następny, a zarazem ostatni już wywołany przez nią „kryzys” w małżeństwie przyszedł kolejne siedem lat później, ale już nie było czego ratować i zbierać. Okazało się, że nie tylko jesteśmy sobie zupełnie obcy, ale że obiema nogami i obiema rękami jest już w innym, poważnym związku, a ja miałem jedynie dowieźć ją bezpiecznie do końca trasy i umożliwić "wygodną przesiadkę" do kolejnego "autobusu". A wszelkie koszty podróży? Od czego jest mąż...?!?!
Wraz z naszymi dziećmi byliśmy bardzo zaskoczeni. Od jakiegoś już czasu żona prowadziła ze mną jakaś chorą rywalizację, a po odkryciu i ujawnieniu przeze mnie jej drugiego życia, zaczęła mnie traktować jak wroga NR 1, źródło wszelkiego zła na świecie, kubeł na nieczystości, w który wlewała za każdym razem nieograniczoną ilość nienawiści, złości i frustracji.
Podsumowując:
Przez kilkanaście lat pracowałem ciężko aby moja liczna rodzina, a przede wszystkim dzieci (i dziewczyny i chłopcy), mieli wszystko co mieć powinni, a na pewno to czego ja nie miałem jako dziecko w latach osiemdziesiątych.
Do wszystkiego doszedłem sam, ciężką pracą, nie raz podejmując nierówną walkę z przeciwnościami, wypadkami losowymi, ludzką nieuczciwością bądź nieżyczliwością, odmawiając sobie przy tym wiele, aby moi najbliżsi cieszyli się beztroskim życiem, nie martwiąc się o cokolwiek.
Wyprowadzka żony i rozwód z nią były nieuniknione i oczywiste, ale ku mojemu zaskoczeniu niedługo po złożeniu pozwu z orzeczeniem o jej winie zaczęła nastawiać nasze dzieci przeciwko mnie, robiąc z niej idealną matkę i wieloletnią ofiarę przemocy fizycznej, psychicznej, biernej (nawet nie wiem co to znaczy), a ze mnie winnego całej sytuacji niepoczytalnego furiata i agresora, przez którego musiała się schronić w ramiona innego. Nie mogłem pozostać bierny i w tym momencie musiała rozpocząć się nasza wojna o opiekę nad dziećmi, a w tle walka o prawdę, która z każdym miesiącem przeobrażała się w jakąś dziwną i niebywałą wręcz historię, z gatunku "nie science, ale fiction".
Po kilku długich latach walki w sądzie, kiedy skończyli się już świadkowie i dowody (te prawdziwe i te jej stworzone w ostatniej chwili), kiedy ilość teczek akt nie mieściła się już na blacie biurka, w czytelni akt, wygraliśmy z dziećmi tę walkę (choć osobiście uważam, że w tej walce nie ma wygranych, są jedynie przegrani, a dzieci obrywają najbardziej). Aby już nie przedłużać tej batalii o kolejne lata zrzekłem się alimentów na dzieci i zwrotu kosztów postępowania sądowego, nie poruszając już nawet tematu świadczeń socjalnych przysługujących dzieciom, bo te odbierała od zawsze żona.
W tamtym momencie wydawało mi się, że jest to śmiesznie niska cena za wolność i szczęśliwe życie naszej rodziny w zaktualizowanym składzie.
Co mogło pójść nie tak? Przecież przez kilkanaście lat ciężko pracowałem i utrzymywałem rodzinę wraz z wszelkimi szalonymi zachciankami żony, więc teraz bez niej powinno być mi dużo lżej. Myślałem, że już po wszystkim, że teraz to już będzie „z górki” - niestety nic bardziej mylnego !!!
O zgrozo ale byłem ślepy i naiwny…
Kiedy najmłodsze dzieci, prawomocną decyzją sądu, dołączyły do nas i zamieszkały ze mną i starszym rodzeństwem, kiedy świętowanie i załatwianie najważniejszych spraw mieliśmy już za sobą (odbiór ich rzeczy z pomocą panów policjantów, szybką przeprowadzkę, urządzanie nowych pokoi, wybór nowej szkoły i przedszkola, świetlicę, dograny codzienny poranny transport, szkolone obiady i dodatkowe zajęcia, zasady życia i współżycia w naszym wspólnym domu, zasady bezpieczeństwa, podział obowiązków, a w przypadku jakichkolwiek zagrożeń kolejność i sposób działań ICE), wszystko zaczęło układać się pomyślnie. Dzieci chętnie mi pomagały, a ja wróciłem do pracy i wtedy na chwilę zagościł spokój i pokój, ale niestety nie na długo... To była jedynie cisza przed burzą...
Wpierw dowiedzieliśmy się, że ich matka urodziła, potem zmieniła zdanie co do wszystkiego co do tej pory zostało ustalone i wypracowane, a kiedy zorientowała się, że jest już po wszystkim i dzieci nie chcą na tą chwilę z nią się spotykać, czy rozmawiać, przegrupowała siły, angażując całą swoją i konkubenta rodzinę i zaatakowała znienacka, ze zdwojoną siłą, mszcząc się i niszcząc nasz nowy poukładany, kolorowy świat, bezmyślnie „bijąc i uderzając” na oślep i raniąc dotkliwie przy tym swoje własne dzieci, nasze dzieci.
To było jakieś totalne szaleństwo i nie było dnia w tygodniu aby coś się nie wydarzyło pod domem, w szkołach i przed nimi, w przedszkolnej szatni, pod moją pracą, na świetlicy, w poczekalniach przychodni i/lub poradni, nie wspominając już o głuchych telefonach w dzień i w nocy, dziwnych wiadomościach do dzieci, przejażdżkach lub postojach pod naszym domem różnych rozpoznawalnych przez nas samochodów.
Uruchomione zostały przez nich wszystkie możliwe sposoby na uprzykrzenie mi i dzieciom życia, zaczynając od:
- fałszywych, anonimowych zgłoszeń do MOPS-u (o rzekomych zaniedbaniach ze strony ojca samotnie wychowującego kilkoro dzieci), - okłamywania psychologów, pedagogów, nauczycieli i wychowawców w szkołach dzieci o moim rzekomym niezrównoważeniu,
- nastawianiu przeciw mnie sąsiadów bliższych i dalszych, dawnych, obecnych i zapewne przyszłych przyjaciół i znajomych robiąc ze mnie agresora, a kończąc na:
- Policji i Prokuraturze (składając fałszywe zawiadomienia stawiające mnie w roli złodzieja, dilera narkomana, alkoholika stosującego wobec dzieci jedynie przemoc (cóż za bzdura, skoro dzieci chcą być jedynie ze mną), - CBA (anonimowe donosy o łapówkarstwo podczas zawierania najbardziej lukratywnych kontraktów)
- Państwowej Inspekcji Pracy (przedstawiając mnie jako wyzyskiwacza, nie dbającego o warunki pracy moich pracowników), - Urzędzie Skarbowym (wysyłając anonimowe donosy dotyczące wszystkich znanych jej i wykonanych kontraktów w kraju i za granicą i przedstawiając mnie jako oszusta podatkowego),
- Mediach Społecznościowych (komentarzami na wszelkich możliwych portalach, gdzie pojawiał się mój numer NIP i REGON, rujnując mi opinie jako fachowca, specjalisty, praworządnego biznesowego partnera i kontrahenta).
W konsekwencji wielomiesięcznych działań mojej byłej żony i jej rodziny dzieci straciły poczucie bezpieczeństwa, z miesiąca na miesiąc były coraz smutniejsze, widząc jak ciężkie stało się moje życie i słysząc liczne rozmowy ze wspierającą nas kancelarią, funkcjonariuszami, urzędnikami.
Zaczęły się u najstarszych stany lękowe, epizody depresyjne, obawy o naszą przyszłość i moje zdrowie, nawet myśli suicydalne w przypadku najstarszej córki, więc nie zastanawiając się ani chwili, skoncentrowałem się na wizytach u lekarzy, w poradniach zdrowia, testach u najlepszych psychologów i wizytach u sprawdzonych i polecanych psychiatrów dziecięcych (oczywiście prywatnie, bo w naszym kraju na specjalistę NFZ w tej dziedzinie czeka się nawet do 18 miesięcy). W tym samym czasie moi kontrahenci i stali klienci zaczęli się jeden po drugim wycofywać, zamilkły telefony, maile z zamówieniami przestały spływać, pracownicy najpierw odebrali należące się im zaległe urlopy płatne, potem po uzgodnieniu najkorzystniejszych dla nich warunków, jeden po drugim zaczęli odchodzić. Firma została zamknięta, budynek opuszczony, samochody wprowadzone na plac, a procedura likwidacji spółki rozpoczęta.
Wszelkie uzyskane z tego tytułu środki oraz moje oszczędności (gromadzone latami na przyszłość moich dzieci) zostały przeznaczone na kancelarię i adwokatów, którzy stanęli w mojej obronie, odbijając jedno za drugim oskarżenia, pomagając przetrwać i zapobiegając wszelkiego rodzaju kolejnym kontrolom, udowadniając i rozliczając wraz z biurem rachunkowym wszelkie wykonane kontrakty, wystawione faktury i dokumenty przewozowe, tym samym pokazując że należne podatki zostały zapłacone a nie zainkasowane przez oszusta, jakim mnie przedstawiano. Ta trudna sytuacja odbiła się na moim zdrowiu. Schudłem 20 kilogramów, straciłem apetyt, zacząłem mieć problemy z wstawaniem z łóżka, musiałem zacząć wspomagać się lekami antydepresyjnymi.
Poza czasem z dziećmi i zajmowaniem się domem na pełen etat, wycofałem się z jakiegokolwiek życia towarzyskiego, zamilkłem, zbladłem i posmutniałem, ale w domu robiąc dobrą minę do złej gry, uśmiechałem się do dzieci, dając im w dalszym ciągu wszystko czego potrzebowały, a jak wszyscy już zasnęli - krzyczałem i płakałem ze złości, smutku i żalu, że nic więcej nie mogę zrobić… Członkowie najbliższej rodziny i grupa najwierniejszych przyjaciół, którzy przy nas pozostali, pomogli nam, pożyczając większe bądź mniejsze kwoty na bieżące życie, które stało się w ostatnich miesiącach jedynie obroną przed atakami w ufortyfikowanej twierdzy – domu moim i dzieci.
Odkąd pamiętam, w pracy w kraju i zagranicą, w domu i wokoło domu, przy dzieciach i z dziećmi - robiłem wszystko własnoręcznie, radziłem sobie sam, nie korzystając z niczyjej pomocy. Zawsze byłem z tego taki dumny, chodziłem z podniesionym czołem, żyjąc w myśl zasady "co Cię nie zabije, to Cię wzmocni",
WIĘC TO ŻE ZDOBYŁEM SIĘ NA ODWAGĘ ABY PROSIĆ WAS TU O POMOC
doskonale obrazuje w jakiej krytycznej sytuacji, ja z dziećmi, dziś się znaleźliśmy
Stan na dzień dzisiejszy jest następujący:
W ostatnich dniach udało nam się doprowadzić odpowiedzialnych za ataki i większość z ich pomocników przed wymiar sprawiedliwości (tutaj bardzo dziękujemy wszystkim policjantom, którzy brali udział w interwencjach przed naszym domem, w szkole, w minione święta Bożego Narodzenia oraz przy finalnym odbiorze rzeczy osobistych dzieci).
Z licznymi postawionymi zarzutami, po decyzji prokuratora o ściganiu matki dzieci i jej konkubenta (za liczne pomówienia, znęcanie się psychiczne i fizyczne nad małoletnimi, groźby karalne, naruszenie mojej nietykalności cielesnej, składanie fałszywych zeznań, nieprawdziwe doniesienia o popełnieniu przestępstwa, oszustwo/próba wyłudzenia, stalking i poświadczenie nieprawdy) nadeszła informacja, że prędzej czy później poniosą obydwoje zasłużoną karę.
Ale jest to niestety pyrrusowe zwycięstwo, bo choć jestem, dalej trwam na posterunku, walczę, słaniam się na nogach, ale się nie poddaję (bo mam dla kogo żyć) to wszystko co mogłem już sprzedałem, wydałem wszelkie oszczędności i pod sam koniec tej batalii okazuje się, że już nie mam środków na postawienie przysłowiowej „kropki nad i” , na ostatniej prostej, na ostatnim metrze maratonu najwyraźniej będę zmuszony się zatrzymać, tuż przed metą. Nasi wrogowie tylko na to czekają, abym znalazł się pod ścianą, a w konsekwencji załamał się, lub rozsypał, pękł pod naciskiem stresu i problemów, a może nawet „wyhuśtał”.
Oni natomiast liczą chyba, że wybronią się pokazując mnie palcem i krzycząc
"To wszystko on !", a ja nie mogąc się już bronić, z powodu zwykłego ludzkiego wypalenia i zmęczenia, nie będę już w stanie nic powiedzieć i spuszczę jedynie głowę... W konsekwencji stracę opiekę nad dziećmi wraz ze wszystkim, co udało nam się przez ostatnie lata odbudować i osiągnąć, stracimy dom będący naszym azylem i ostoją spokoju, ostatni bastion wolny od nieżyczliwych nam ludzi oraz nasz ukochany niezniszczalny "wóz bojowy" - mocno już zużyty siedmioosobowy van lata temu sprowadzony z USA.
Dlatego drodzy Panowie !!!
Wołamy o pomoc !!!
Prosimy Was, a ja wręcz Was błagam !!!
Pomóżcie mi, pomóżcie nam !!!
Każda kwota daje nam nadzieję na zakończenie tego koszmaru i doprowadzenie wszelkich postępowań i spraw sądowych do końca (rodzinne, cywilne, karne, gospodarcze), bo dopiero wtedy uzyskam spokój od prześladowców i zabezpieczę moje dzieci zakazem zbliżania się; co ważniejsze muszę także spłacić długi u rodziny i przyjaciół, ponieważ ich oszczędności życia nie mogą przepaść wraz ze mną, a na koniec chciałbym JAK NAJSZYBCIEJ WRÓCIĆ DO PRACY w jakiejkolwiek formie własnej, aby móc zacząć zarabiać pracą wykonywaną z domu, ze stworzonego mam nadzieję, z pomocą Powiatowego Urzędu Pracy, home office-u, ponieważ nie mając nikogo na miejscu do pomocy, przed pracą i po pracy, w dalszym ciągu zajmowałbym się moją szaloną ekipą chłopaków i dziewczyn i wieloma występującymi w związku z ich wychowywaniem obowiązkami domowymi.
Część z Was doskonale wie, że kiedy jest się samotnym ojcem wychowującym kilkoro dzieci, do tego w trakcie upadłości likwidacyjnej spółki, nikt mnie nie zatrudni (bojąc się komplikacji ZUS-owych, lub skarbowych), a tym bardziej żaden bank nawet się nie pochyli nad złożonym przez mnie wnioskiem o pożyczkę... Zatem raz jeszcze uprzejmie Was proszę - pomóżcie Nam, bo bez Waszej pomocy świat moich dzieci obróci się w ruinę i zgliszcza, a ja nawet nie chcę sobie wyobrażać co ich czeka jak mnie zabraknie.
P.S. celowo nie podałem moich danych osobowych, ponieważ popularne i używane przez nas media społecznościowe, a także portale sprzedażowe, aukcyjne, strony z wszelkimi anonsami prywatnymi, są stale przez matkę dzieci i jej rodzinę monitorowane, a moje działania mające na celu pomóc nam, już nie raz zostały skutecznie przez nią, bądź jej "wyznawców" pokrzyżowane...
Zatem w razie jakichkolwiek wątpliwości, bądź pytań - piszcie do mnie proszę.
Z góry Wam dziękuję za wszelką pomoc finansową.
Łączę szczere wyrazy szacunku,
Tata , który się nigdy nie poddaje
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Pomagam.pl to największy i najpopularniejszy w Polsce serwis do tworzenia internetowych zbiórek pieniędzy. To narzędzie, które umożliwia każdemu i całkowicie za darmo założenie zbiórki w kilka chwil.
Dzięki Pomagam.pl w łatwy i bezpieczny sposób zbierzesz fundusze na to, co dla Ciebie ważne m.in. pokrycie kosztów leczenia, wsparcie bliskich w trudnych chwilach i na inicjatywy bliskie Twojemu sercu.
Krok 1:Chcesz założyć zbiórkę, ale nie wiesz od czego zacząć? Nie martw się! Obejrzyj krótki film poniżej, który tłumaczy, jak działa Pomagam.pl.
Krok 2:Zbiórkę na Pomagam.pl przygotowujesz i publikujesz samodzielnie. Nie przejmuj się - założenie zbiórki trwa dosłownie kilka chwil i jest prostsze, niż myślisz. Sprawdź poniższy poradnik.
W momencie tworzenia zbiorki możesz wybrać, czy chcesz ją prowadzić samodzielnie czy ze wsparciem Pomagam.pl. Pierwsza opcja jest całkowicie darmowa. Jeśli natomiast zdecydujesz się na promowanie zbiórki z naszym wsparciem, będziemy przypominać o Twojej zbiórce i zachęcać do wpłat osoby, które ostatnio odwiedziły stronę Twojej zbiórki (tzw. retargeting).
W tym celu będziemy wyświetlać Twoją zbiórkę zarówno na stronie głównej Pomagam.pl jak i w reklamach internetowych. Zwiększa to szanse na to, że więcej odwiedzających Twoją zbiórkę osób zdecyduje się ostatecznie na wpłatę lub udostępnienie zbiórki. W zamian za to dodatkowe, nieobowiązkowe wsparcie w promocji od każdej wpłaty potrącimy automatycznie 12%.
Krok 3:Twoja zbiórka jest gotowa, czas zacząć działać! Nikt nie wypromuje Twojej zbiórki tak jak Ty, dlatego pamiętaj, żeby udostępniać ją we wszystkich mediach społecznościowych: Facebook, Instagram, Twitter, LinkedIn czy YouTube i TikTok. Zacznij od rodziny i przyjaciół - poproś ich o udostępnienie i zachęć do wpłat. Wyślij znajomym linka do zbiórki z krótkim opisem na Messengerze, SMSem lub mailowo. Następnie skontaktuj się z lokalnymi mediami z prośbą o publikację Twojej zbiórki oraz zaangażuj w promocję okoliczne organizacje społeczne, władze samorządowe, instytucje oraz osoby znane w Twojej okolicy.
Pamiętaj, im więcej osób dowie się o Twojej zbiórce, tym większa szansa na osiągniecie celu! Więcej porad znajdziesz w ebooku, jak założyć i prowadzić skuteczną zbiórkę. Znajdziesz go w swoim panelu zarządzania zbiórką po jej stworzeniu. Sprawdź również naszego bloga, w którym dzielimy się praktycznymi poradami i wskazówkami.
Krok 4:Wszystkie osoby odwiedzające Twoją zbiórkę mogą szybko i bezpiecznie wpłacać na nią pieniądze, np. przy użyciu przelewów internetowych, kart kredytowych, tradycyjnych przelewów bankowych, a nawet na poczcie! Wpłaty księgują się natychmiast. Wszyscy widzą, jaką kwotę udało się już zebrać i mogą zapraszać do zbiórki kolejne osoby.
Krok 5:Pieniądze ze zbiórki możesz wypłacać na konto bankowe w każdej chwili i tak często, jak chcesz. Wypłata pieniędzy trwa na ogół 3 dni robocze. Wypłata nie spowoduje zmiany stanu licznika wpłat na stronie Twojej zbiórki. Możesz dalej zbierać pieniądze, a zbiórka będzie trwać aż do momentu, gdy zdecydujesz się ją zamknąć.
Prawda, że proste? To właśnie dlatego dziesiątki tysięcy osób prowadzi już swoje zbiórki na Pomagam.pl. Nie czekaj. Dołącz do nich teraz! Aby założyć zbiórkę, kliknij tutaj lub w przycisk poniżej: