Cześć wszystkim. Wstyd mi, że w ogóle Was o to proszę. Że piszę te słowa, bo nie dałam rady sama podołać temu finansowo.
To jest Emilka, ma 5 lat i kocham ją od chwili, gdy pierwszy raz paskudna, śmierdząca i wyliniała kulka tłustego futra zasyczała na mnie w schronisku, chowając się za kawałkiem opakowania po ciasteczkach owsianych.
Nie podejrzewałabym, że wyrośnie z niej tak piękna, mądra i kochająca dama.
Niestety od 4 lat żyje z nawracającym bólem przez ciągłe zapalenia pęcherza. Trwa to tyle, że został on już prawdopodobnie nieodwracalnie zniekształcony.
Emilka sika pod siebie, układ moczowy nie działa tak jak powinien. Niekiedy płacze z bólu, a ja razem z nią obok z bezradności. Czasem zdarza się również krew i rdzawy śluz od pękających naczynek. Całe mieszkanie pokryte jest matami higienicznymi, zwykle codziennie trzeba wymienić 2/3, bo je zasiusia nieświadomie. Czasem po prostu chodzi a spod ogonka jej kapie mocz.
Przez 4 lata wydałam na jej leczenie dziesiątki tysięcy, jeśli nie dobiło już do setki. Niestety już nie mam pieniędzy na coś więcej niż „standardowe wizyty” z iniekcją pęcherza na posiew, USG, kroplówkami (bo skoro pęcherz ciągle jest opróżniany, trzeba go sztucznie napełnić i liczyć, że wytrzyma do pobrania) i kolejnymi dawkami antybiotyku. Byłyśmy u neurologów, urologów, neurourologów, behawiorystów, na tomografiach, były antybiotykoterapie, były leki psychotropowe, były nawet specjalnie zamawiane autoszczepionki - wypróbowaliśmy absolutnie wszystko. Każdy rozłożył ręce. Jedynie nasza pani weterynarz wciąż walczy i szuka nowych rozwiązań, by Emilka mogła funkcjonować bez bólu. I już się skończyły. Poza tą jedną, niepewną opcją, na którą po prostu już mnie nie stać.
Znalazła chirurga specjalizującego się w „beznadziejnych przypadkach”, który po kosztach podejmie się eksperymentalnej operacji łączącej podwiązanie pęcherza z ostrzykaniem go jakimś preparatem - chciałabym skonkretyzować, niestety sama mało co z tego rozumiem. :(
Niestety nie stać mnie na to, nie mam już żadnych oszczędności, nie mam od kogo pożyczyć, jestem z tym całkiem sama odkąd narzeczony z dnia na dzień oznajmił, że odchodzi. Pieniądze, które chciałam zbierać na skromne wesele i tak wciąż topniały na wizytach, aż zniknęły całkiem. Grozi mi przy okazji utrata pracy. Z niezbędnymi badaniami, mimo, że po kosztach, wciąż będę musiała za to zapłacić ok. 3,5 tysiąca złotych. Nie jest to może wielka kwota dla niektórych, ale i tak jest dla mnie zbyt wielka. Nie mam tyle i w obecnej sytuacji nawet nie mam jak tego uzbierać. I tak ciągle brakuje pieniędzy, choć żyję skromnie i odmawiam sobie wszystkiego, by było na bieżące leczenie.
Nie chciałam nigdy by doszło to tego, bym musiała zakładać zbiórkę. Są zwierzęta, organizacje i ludzie, którzy mają większe problemy. Ale już jestem przyciśnięta do ściany i nie jestem w stanie patrzeć, jak ona cierpi. Wstyd mi za to, bo powinnam wziąć odpowiedzialność pełną za opiekę nad nią, a nie dałam rady. Więc jeśli ktokolwiek może wspomóc chociaż niewielka kwotą - dziękuję. Jesteś cudownym człowiekiem i będę Ci zawsze wdzięczna. Nigdy nie będę mogła spłacić tego długu.
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!