Znalazlam ich 5 lat temu - dwoch grubych kociakow bawiacych sie przy smietniku w kupce lisci. Tuz przy ulicy, niezwazajacych na ludzi, samochody, psy. Udalo mi sie ich odlowic i zabezpieczyc. Okazali sie bracmi idealnymi - rozbawione pieszczochy, pelne ciekawosci i werwy. Puchate bure kulki, o wiele grzeczniejsze od moich domowych kotow.
Po kilku tygodniach cud sie zdarzyl i trafily do nowego domu - wspolnego - tak jak wymarzylam. Jednak zycie pisze rozne scenariusze i po 5 latach znienacka otrzymalam informacje ze koty musza do mnie wrocic lub mam znalezc im nowy dom. Nie wnikajac juz w szczegoly wiedzialam ze nie moge tych moich "uratowanych dzieci' zostawic bez pomocy. Choc samotna i z gromada innych zwierzat, w tym tez, specjalnej troski zdecydowalam sie wziac chlopakow do siebie. Okazali sie dokladnie tacy jak pamietalam - zzyci, puchaci ;) i bardzo dobrze jak na koty wychowani. Uwielbiajacy glaski i przytulaki. Przychodzacy pod koldre i mruczacy na poduszce. Lekko pacajacy lapka w ramie jesli brakowalo pieszczot. Idealni kompani do ogladania netflixa czy gonitw z sznurowka po mieszkaniu ;)
Zaczelam szukac im nowego domu, bo nie moglam sobie pozwolic na kolejne zwierzaki, juz te co mam dosc obciazaja fizycznie emocjonalnie i finansowo. Niestety - bez skutku. Dwoch doroslych, choc idealnych, chlopakow nie budzilo zadnego zainteresowania :(
W zwiazku z dolegliwosciami Duzego (problemy z pecherzem) zmienilam im diete na sama miekka, puszkowa - chlopcy troche schudli. ucieszylam sie bo chudszy kot to zdrowszy kot :) Jednak Maly zaczal przekraczac dopuszczalna norme chudosci. Jak do tego doszlo osowialosc i brak apetytu pognalam do weterynarza. Pierwsza diagnoza - straszny syf w pyszczku i stad stan zapalny w organizmie. Umowilismy wizyte na zabieg i juz mialo byc pieknie kiedy przyszly wyniki krwi .. Okazalo sie ze maly ma koszmarna niedokrwistosc ze wskazaniem do natychmiuastowego przetaczania krwi. Zrobilismy testy. Wyszlo ze chlopak ma FELV. To nieuleczalna bialaczka zakazna, ktora w ukrytej formie moze zyc jako wirus latami a nastepnie w wyniku niewiadomych efektow sie aktywowac. Stres, zmiany w zyciu - nie wiadomo Grunt ze Maly niknie w oczach i jest jednym smutnym woreczkiem kosci. Z FELVem jednak mozna zyc jak sie ustabilizuje stan ostry, ktory Maly ma teraz.
Jestesmy co drugi dzien u weterynarzy, robimy badania krwi, zmieniamy leki. Dodatkowo testujemy tez i badany Duzego brata, bo to jest choroba zakazna i jest duze prawdopodobienstwo ze on tez jest chory. Kazda wizyta to straszne koszty. Przetaczanie krwi (krew z banku krwi to droga sprawa), kroplowki, badania, oplaty za laboratorium, coraz to nowe karmy (aktualnie Maly je tylko wolowinke mielona) - to bardzo duze kwoty sie robia. Wiem, ze chlopaki beda juz u mnie do konca i chce zeby ten koniec byl bardzo daleko od dzis, jednak finansowo jest to bardzo duze obciazenie. Blagam o kazda wplate dzieki ktorej bede mogla pomoc Malemu - ktory juz nawet na netflixa na kanape nie przychodzi :(
niech znow beda takie chlopaki cudowne zdrowe i grubiutkie! Dziekuje za kazde wsparcie. Obcym i znajomym ;*
Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
Alicja Karp
Powodzenia Malutki