Witam. Mam na imię Mariusz i mam 34 lata. W zeszłym roku się ożeniłem, a miesiąc temu urodziło mi się dziecko. Spokojnie. Wszyscy jesteśmy zdrowi. Nie zbieram na żadne leczenie. Przeczytałem, że można tu zbierać również na spełnianie marzeń więc stwierdziłem " czemu chociaż nie spróbować?"
Przed ślubem zaciągnąłem kredyt na kupno używanego samochodu. Nowe życie chciałem rozpocząć od podniesienia sobie i rodzinie komfortu życia. Kupiłem stilo. Postanowiłem, że po ślubie zabiorę żonę na 3-dniową wycieczkę w góry naszym "nowym autem". Pojechaliśmy do Karpacza. Było cudownie, ta myśl, że od teraz możemy sobie wsiąść w auto i pojechać gdzie chcemy nie będąc od nikogo i niczego uzależnionym. Niestety w drodze powrotnej nasz podniesiony komfort upadł. Auto zgasła 99 km od domu. Trzeba było wrócić na lawecie co trochę też kosztowało. Auto oddałem do mechanika. Okazało się, że urwał się zawór ssący. No cóż. Nowe auta też nawalają. Po ok. 3 miesiącach odebrałem od mechanika. Zapłaciłem jedyne 2400zł. Dobrze, że całego kredytu nie roztwoniłem. Po kilku dniach w aucie zaczęła świrować elektronika. Postanowiliśmy z żoną, że trzeba się go pozbyć i kupić coś innego. Sprawnego. Stilo udało się sprzedać za połowę tego co za nie zapłaciliśmy. Oczywiście kupca poinformowałem co dzieje się z autem :) Super. Koniec problemów. Zawsze marzyłem o suvie. Pomyślałem, że kupimy. Spodziewaliśmy się dziecka więc i miejsca na wózek będzie. Dobrałem mały kredyt i kupiłem trochę starszego od stilo hyundai-a santa fe. Po miesiącu użytkowania okazuje się, że do wymiany jest układ wydechowy, zawieszenie, miska olejowa, osłona przegubu, tarcze i klocki hamulcowe, przednie opony i w dodatku znalazłem malutkie pęknięcie na przedniej szybie. Kilka dni temu zaczęły skakać obroty. Naprawy znowu idą w tysiące. Moja nieznajomość się na samochodach wpakowała mnie w sytuację, że zostałem bez oszczędności i perspektyw na naprawę auta. Jak pech to pech. Powiedziałem, że gdy spłacę kredyty to pomyślę nad kupnem auta za które nie będzie mi wstyd. Ale to jeszcze potrwa ładnych parę lat. Upatrzyłem sobie Renault Koleos. Ładne i przestronne. W sam raz do przewiezienia wózka i fotelika. 10 letnie auto kosztuje ok. 30 tysięcy złotych. Swoje może sprzedam za 5 więc brakuje 25. Może z Wami mi się uda wyjść z twarzą z serii porażek?
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!