Zaczęło się niewinnie. Lila zaczęła mniej jeść i zrobiła się spokojniejsza. Wydawało mi się, że to może przez niewielki kamień na zębach zaczęłam zatem umawiać ją do kociego dentysty. Jednak gdy zaczęła odmawiać swoich ulubionych przysmaczków wiedziałam, że muszę zabrać ją do weterynarza na badania. Zrobiłyśmy rozszerzone badanie krwi, elektroforeze białek, przeciwciała koronowirusa i USG jamy brzusznej i klatki piersiowej. Diagnoza była okrutna- zakaźne zapalenie otrzewnej - wersja neurologiczna. Choroba właściwie nieleczona w Polsce, gdyż nie ma na nią zarejestrowanego leku, koty często się usypia, gdyż choroba postępuje błyskawicznie i zwierzęta odchodzą w pare dni. Kotka dosłownie w 3 dni od momentu jak zabrałam ją na pierwsze badanie właściwie przestała jeść, spędzała cały dzień śpiąc pod kanapą, a wirus zaatakował też jej układ nerwowy dlatego zaczęła mieć problem ze skokami, nie była wstanie wskoczyć na kanapę, na której zawsze się wyleguje. Kot nieleczony potrafi odejść w pare dni, nie mogłam na to pozwolić. Jedynym wyjściem jest kuracja lekiem, który bardzo trudno dostać i jest bardzo bardzo kosztowny. Całe leczenie trwa 84 dni (i wiąże się z bolesnymi zastrzykami), po czym nastąpi 84 dni obserwacji. W trakcie leczenia kotka musi być pod opieką weterynarza i mieć kolejne liczne badania. Mimo stresu, niezliczonych wizyt weterynaryjnych, kilkudziesięciu zastrzyków, kilkunastu tysięcy zł, które kosztuje leczenie wiem, że po tym leczeniu jest szansa na jej zdrowie, a nie mogę nie zawalczyć o zdrowie mojej kotki. Wzięłam ją 2 lata temu ze schroniska, żeby miała najlepsze życie i teraz obiecałam, że ją wyleczę. Mam nadzieję, że z Waszą pomocą mi się to uda.
Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
M.L.
zdrowka :)