Całe życie marzyłam żeby mieszkać na wsi,blisko natury,cisza,spokój...Nie wzięłam pod uwagę jaki koci dramat tam się odbywa :( stado kotów,żaden nie wykastrowany,ale wyglądają całkiem nieźle...Sąsiadka o nie "dba"-karmi,u nas się nie pojawialy. Na podwórku znalazłam bardzo dużo kości w tym czaszek kociaków,także chyba tak kończyły kolejne mioty umęczonych rodzeniem kotek. W kwietniu pojawiła się u nas pierwsza kotka z trzema kociakami. Nie zdążyliśmy jej wyłapać,wpadła pod samochód i nie przeżyła :( wzięłam maluchy do domu,odkarmilam,odrobaczylam,poszczepialam,dwa poszły do adopcji,jeden został u nas,bo nie było chętnych,czeka nas na dniach kastracja. W sierpniu następna kotka przyniosła kociaki,tym razem pięć. Mieliśmy problem żeby ją wylapać,ale w końcu we wrześniu się udało. Maluchy do domu,kotka na zabieg i myślałam,że na tym historia się zakończy. Cztery kociaki poszły do adopcji,został jeden (znowu) i kotka która okazała się cudowna. Myślałam,że wychodzimy na prostą ale niestety....kotka zaczęła po zabiegu chorować,noce zrobiły się zimne,nie miałam serca wyrzucić ich na dwór. Kilka dni później maluch też zaczął chorować. Wizyty u weterynarza codziennie,zastrzyki,kroplówki,badania. Kiedy wydawało się ,że już są zdrowi,mały Orzeszek (bo takie imię dostał) znowu zaczął chorować. I znowu codzienne wizyty,zostawał na cały dzień w szpitaliku,kroplówki,badania,zastrzyki :( koszty leczenia już dawno przerosły moje możliwości finansowe, nie umiem prosić o pomoc,ale jeżeli chce pomagać im dalej to nie mam wyjścia,muszę schować dumę w kieszeń i przyznać że nie daje sama rady opłacać tego wszystkiego. W międzyczasie posypało mi się zdrowie,nie jestem w stanie pracować (jestem na rencie),oszczędności zaraz się rozejda i boje się,że dojdę do momentu w ktorym nie będę miała za co ich leczyć ani za co kastrować kolejnych :( Na tą chwilę koszt kastracji i późniejszego leczenia przekroczył 2.000 zł,a leczenie Orzeszka trwa nadal, przed nami też szczepienia i kastracja kotki z poprzedniego miotu,chciałabym też połapać i wykastrować resztę kotów w okolicy,nie liczę już nawet ile poszło pieniędzy na jedzenie. Sytuacja trochę mnie przerosła,nie spodziewałam się że będę musiała ich leczyć,nie byłam na to zupełnie gotowa finansowo :(
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!