Witam, Cześć !
Mam na imię Julia. Częściowo z wyboru a częściowo z przymusu sama wychowuje dwójkę wspaniałych i rezolutnych dzieciaków. (2-letnią córkę i 6-letniego syna) Do niedawna przeżywałam swoją sytuację sama, po cichu. Jednak zmierzyłam się z serią sytuacji, na które nie byłam gotowa, a które zwyczajnie mnie przerosły.
Zostałam zmuszona do upuszczenia partnera- oprawcy. Uciekłam od człowieka, którego przerosły dzieci, rodzina, problemy finansowe,alkohol i zamiast udać się na terapię, to właśnie nam zgotował piekło.
Przez ostatnie dwa lata byłam bita, wykorzystywana, wielokrotnie głodna i wyczerpana. Żyłam w strachu, złości i niemocy a wraz ze mną moje dzieci. Ponieważ w trakcie drugiej zagrożonej ciąży stałam się całkowicie zależna finansowo od partnera stosował wobec mnie przemoc ekonomiczną, sporadycznie fizyczną i tą, która doprowadziła mnie do poważnych kłopotów zdrowotnych i skraju wytrzymania czyli przemoc psychiczną. (nerwica z atakami paniki, kręcz szyi, problemy autoimmunologiczne w tym niedrożność jelit i prawdopodobnie przewlekłe zapalenie trzustki)
Wielokrotnie wcześniej próbowałam już uciec i zerwać z patologią jaka dotknęła moja rodzinę, jednak sama byłam bezradna a z powodów ekonomicznych i bytowych zawsze byłam zmuszona wrócić do partnera. Zgłosiłam się po pomoc w wiele miejsc. Wielokrotnie dzwoniłam na nr alarmowy, aż w końcu założona została niebieska karta. Składałam zawiadomienia na policję ale sprawę umorzono. (choć zostałam pobita w 8 tyg ciąży, miałam złamany nos a ciąża była zagrożona poronieniem a później przedwczesnym porodem to były niewystarczające dowody aby pociągnąć partnera do kary) Przychodził dzielnicowy, Pracownice socjalne, sprawdzano czy mam porządek i w jakich warunkach mieszkam, czy dzieci mają zabawki. Nikt, jednak nie zaproponował choćby wsparcia psychologa. Prosiłam o pomoc mops/mopr. A na pytanie dlaczego nie mogę liczyć na pomoc usłyszałam od pracownicy " mnie też nikt nie pomaga, Ja mogę Pani współczuć ale nie mam podstaw ani możliwość aby Pani pomóc"
Obecnie wynajmuję małe mieszkanie na piątym piętrze bez windy. Za 1617,82 w porywach do 1800 zł, gdy co dwa miesiące przyjedzie rachunek za gaz i prąd. Do grudnia 2019r. Straciłam również wszelkie dodatki finansowe od państwa na dzieci z powodu braków w dokumentacji. Załatwiałam tyle rzeczy na raz, że kompletnie nie dopilnowałam swoich spraw. Rodzina pomagała mi opłacać mieszkanie a alimenty na dzieci i dodatki od Państwa pozwalały nam przeżyć cały miesiąc bez głodu i pokryć podstawowe wydatki.
Aktualnie jestem bez ubezpieczenia. Nie mam prawa się leczyć, choć pracowałam kilka lat i opłacałam wszystkie składki. Mój stan zdrowia się pogarsza. Głównie zęby (7,6, dół po obu stronach) które już są jedynie do pilnego wyrwania lub leczenia kanałowego. Oraz przewlekły ból brzucha, który boli przy zjedzeniu praktycznie każdego posiłku. Na chwilę obecną pragnę móc wrócić do pracy i usamodzielnić się finansowo. Na przeszkodzie stoi jedynie brak opieki do młodszego dziecka. W mieście, w którym mieszkam córka nie dostała się do żłobka państwowego. Jedynym wyjściem jest żłobek prywatny, którego koszt to 1000 zł czesnego +ok 252 zł wyżywienie. Choć i w takim żłobku ciężko jest obecnie o miejsce. Jestem w trakcie załatwiania dofinansowania do prywatnej opieki. Decyzja będzie w listopadzie. Tak więc czekam nie mogąc ruszyć na przód.
Wydaje mi się, że próbowałam już wszystkiego abym sama mogła stanąć na nogi. Chciałam nawet dostać się do domu samotnej matki, jednak jestem abstynentem, nie zażywam narkotyków i nie mam większych problemów z wychowaniem dzieci. Utknęłam w martwym punkcie. Na pomoc od Państwa jestem albo zbyt bogata (z powodu wsparcia finansowego rodziców, świadczeń które do niedawna pobierałam oraz alimentów, które w miarę regularnie wpływały na konto) lub moja sytuacja nie była wystarczająco tragiczna. Pisałam pisma, odwołania. Składałam tonę wniosków by przerwać patolgię, która nas dotknęła. Uciekłam od oprawcy a za próbę walki o normalne życie mam wrażenie zostałam ukarana przez dziurawy system. Jestem tylko kolejnym numerem w statystyce przemocy w rodzinie. Nie mam do nikogo żalu, bo nasze życie to w głównej mierze kwestia moich błędnych wyborów, zbyt późno podjętych decyzji o odejściu. Przykro mi jedynie, że matka, która walczy o swoje dzieci, O to aby nie powielały agresji i nienawiści na jaką były narażone przez ojca, by mogły w przyszłości prowadzić szczęśliwe i zdrowe życie, miały swoje miejsce w społeczeństwie traktowana jest tak samo jak oprawca, który właściwie nie poniósł żadnych konsekwencji za zniszczenie nam życia i rodziny.
Nie chciałabym być traktowana jako ofiara, piętnowana z powodu samotnego wychowania dzieci a proszenie o pomoc jest dla mnie niezwykle trudne. Wymaga to przyznania się do porażki, już nie przed samą sobą czy bliskimi a publicznie przed nieznanymi mi osobami. Rodzice dalej będą wspierać mnie finansowo, do momentu aż uda mi się wrócić na rynek pracy, jednak kwota ta pozwala mi jedynie pokryć koszty wynajmowanego mieszkania. Od Października zostałam bez środków do życia. Z ojcem dzieci walczę o regularne alimenty a świadczenia na dzieci zostaną ponownie przyznane mi dopiero od grudnia.
Dlatego zwracam się do Państwa o pomoc, bo sama nie dam sobie już rady. Najpóźniej w grudniu wrócę do pracy, jednak do tego czasu muszę jakoś przetrwać z dziećmi. Kwota, którą zbieram pokryje koszty utrzymania na dwa miesiące oraz oraz pozwoli mi opłacić pierwszy miesiąc opieki nad córką w żłobku. Będę niezmiernie wdzięczna za okazane wsparcie i pomoc. Dla Państwa to być może 1 zł, czekolada czy wyjście do kina a dla mnie i moich dzieci po prostu obiad, ciepła kąpiel oraz czyste ubranie. W razie jakichkolwiek pytań czy potwierdzenia mojej sytuacji materialnej proszę o kontakt na maila. [email protected]
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!