Paulina Poto
I od początku...
Długo się zastanawiałam czy w ogóle mam napisać co u mnie? Jestem okropnie zmęczona psychicznie. Fizycznie cierpię katusze od ponad 3 lat, psychicznie, bywało lepiej, dużo lepiej. Dziś już nie mam siły, nie widzę sensu w ciągłym proszeniu o pomoc, wsparciu finansowym, udostępnieniach, wiarę we mnie i w to, że dam radę, wygram najgorszą walkę... Nie sądziłam jednak, że przyjdzie mi walczyć z ludźmi, znajomymi, że będę nazywana oszustką, nacjonalistką, że polecą słowa na literę k, p i jakie sobie tu wpiszecie, że kilka osób mocno i dobitnie zniszczyły moją opinię wśród kamratów, rodaków. Ci, którzy można było pomyśleć powinni mi pomagać (bo tak niby się wspieramy ;() odwrócili się ode mnie. I na tym powinno się skończyć, ale nie.. postanowiono się na mnie wyżyć, czułam się tak, jakby ktoś chciał mnie zniszczyć, byłam wałkiem dla bokserów, przyjmowałam baty, ciskanie mnie w kąt, a do tego jednocześnie pojawiały się kolejne choroby. Podobno w moich wiadomościach panuje chaos i nie wiadomo o co mi chodzi. Być może tak jest, jestem w głębokiej depresji i dość często zdarza się, że nie umiem dobrać odpowiednich słów, ciężko mi się skupić, jestem przestraszona, mam stany lękowe, cierpię na bezsenność, i od wczoraj wkradła się też panika. Przed wizytami w szpitalach dostaję krwotoków, pojawia się krew w kale, spada mi odporność a mięśnie tak bolą w całym ciele, że chce się wyć. Niektórzy zarzucają mi, że nie chce mi się pracować... i tu też kolejne kłamstwa ludzi, którzy mnie nie znają. Pracowałam od 16 roku życia dając z siebie wszystko, pracując w dzień i w nocy, często po 16h dziennie... właśnie pracowałam, kiedy 26 stycznia, po pracy, rodzice przyjechali na moje imieniny. Miałam tak dużą ochotę na jabłko... I zjadłam je. Nie siedzieliśmy długo, bo to był dzień w tygodniu. Po wyjściu rodziców, usiadłam jeszcze do komputera. Od kilku dni nie dojadałam, straciłam apetyt. Minęło może 15 min jak upadłam na podłogę, moje ciało całe w drgawkach, ścisk serca, okropny ból, temperatura skoczyła mi do 40 stopni i wreszcie ulga, zwymiotowałam. Pomyślałam, że to po jabłku, nic tamtego dnia nie jadłam. Kolejny dzień kolejny atak, kiedy już się w miarę pozbierałam, doczołgałam się do drzwi wejściowych i otworzyłam zamki. Zadzwoniłam do mamy i zemdlałam. Nie pamiętam nic więcej... Kolejne 7 dni znam z opowieści mamy. Podobno lekarze dawali mi 5% na przeżycie. Nikt nie wie (do dziś nie ma diagnozy) co mi się stało, jak z tego wyszłam, miałam saturację około 50, nie było ze mną kontaktu, aż nagle powoli wracałam. Długo nie mogłam jeść, wymiotowałam za każdym razem, cokolwiek bym nie przyjmowała. 3 lata temu 26 stycznia zaczął się mój komputer koszmar. Przeszłam coś w rodzaju rwy kulszowej - 3 miesiące na zastrzykach, sterydach, jak rwa puściła, coś zaatakowało mi bark. W przeciągu kilku dni urósł mi olbrzymi guz na szyi, nie mogłam oddychać, wylądowałam u ortopedy a ten ze strachu skierował mnie na oddział laryngologiczny z onkologią, oni odesłali mnie do szpitala naczyń krwionośnych aż skończyłam na chirurgi i onkologii klatki piersiowej. Tam próbowano mnie leczyć antybiotykami z marnym skutkiem, po 7 dniach wylądowałam na stole. To miała być zwykła biopsja, a zmieniła się w zabieg z użyciem skalpela, sączków itd. Po zabiegu krew i ropę miałam wszędzie, cała szyja, głowa, klatka piersiowa, wszystko zalane... A ja nie byłam w stanie podnieść ręki. To coś zablokowało mi prawą rękę, do dziś ruchy tej ręki mam ograniczone. Później opieka w poradni chirurgicznej i onkologicznej. Co działo się później, sama nie jestem w stanie teraz tego przywołać, ale spisałam sobie listę (dla zainteresowanych). Nie zdiagnozowana choroba powoli zjada mi kość obojczyka, mostek i zęby. I przechodząc do końca, przede mną ciężka walka o życie z nowotworem tkanek miękkich, ale zanim operacja z usuwaniem guzów, najpierw oczyszczenie macicy (po krwotokach) i opanowanie stanu zapalnego w jamie ustnej (nie tylko wyrwanie zębów). Po operacji muszę wrócić na leczenie do urologa, neurologa, ortopedy, ginekologa, endokrynologa, psychologa i dermatologa. Dzięki ludziom, niektórym z Was mogę dalej korzystać z wizyt u psychiatry i mam środki na wykupienie leków tych stałych i celowanych. Straciłam wszystkie oszczędności, z uwagi na długi czas przebywania na zwolnieniu dostałam wypowiedzenie umowy z pracy. Nie pobieram już żadnych zasiłków, a moje życie wyceniono na pewną kwotę, którą możecie sprawdzić pod jednym z linków moich zrzutek. Dla osób wątpiących we mnie i moją prawdomówność aktywowałam też zbiórkę na zrzutce.pl - tam przeszłam weryfikacje, gdzie musiałam okazać się dowodem osobistym i dostarczyć dokumenty medyczne potwierdzające opis zrzutki. Polecam zapoznanie się również z aktualnościami, staram się na bieżąco informować co u mnie. I już zbliżamy się do końca (jeśli wytrwaliście), nie będę już zawracać Wam głowy swoimi dolegliwościami. Większość z Was pewnie nawet sobie tego nie życzy. Bądźcie zdrowi!
Anonimowy Darczyńca
Paulina, mi bardzo pomaga w trudnych sytacjach różaniec, wszystkifgo dobrego i dużo siły, Gosia