Mam 35 lat. Od przeszło 10ciu choruje na niepołogowe (czyli niezwiązane z rodzeniem dziecka i laktacją) zapalenie piersi. Niestety obu.
Zaczęło się niewinnie. Wtedy nawet przez myśl nie przeszło mi, że z tym przekleństwem będę żyła tyle lat . Że stanie się to moją udręką, moją zmorą, wieloletnią nieodłączną częścią życia.
Pewnego razu kilka lat wstecz, poczułam mrowienie w piersiach, później zauważyłam zaognione dość bolesne zgrubienie, ewidentnie stan zapalny. Okazało się, że to ropień. Niewiadomo skąd się wziął... Malutki zabieg chirurgiczny miał zakończyć sprawę, o której podobno do miesiąca nie będę pamiętać, a blizna będzie niemal niewidoczna. Tymczasem wszystko było nie tak jak w zapewnieniach lekarza. Blizna do dziś jest widoczna, a przez te kilka lat na skutek rozwoju i nawrotów ropni jest ich więcej i są nieestetyczne. Ranka po zabiegu paskudziła się i goiła wiekami... nie zapomnę jak co kilka dni biegałam do chirurga na czyszczenie. Bolesne, na żywca, nie przynoszące długotrwałych efektów.
Choroba rozprzestrzeniła się z biegiem czasu na drugą pierś, przeszło 10 lat wciąż trwała i nawracała. Niekończący się ból , ropa, waciki, opatrunki, wizyty u lekarzy, opatrunki z nanosrebrem, wizyty u chirurgów, u onkologów, ciągłe nacięcia lub samopęknięcia, badania na bakterie tlenowe i beztlenowe...i wszystko na nic. Skończyło się tym, że nabawiłam się depresji, nic nie miało sensu, bo ile można żyć z tak męczącą jednostką chorobową.. lekarzom przestałam ufać. Żaden mi nie pomógł, żaden mnie nie wyleczył. Marzyłam o tym, żeby ten ból się skończył, ale ropnie wciąż odchodziły i przychodziły, rozwalając mi tkanki , deformując mi już i tak coraz bardziej puste piersi.
W zeszłym roku trafiłam na lekarkę, która w końcu na jakiś czas zatrzymała chorobę. 2 tygodniowa antybiotykoterapia pomogła.
Jednak...Moje piersi po tych wszystkich latach wyglądają strasznie. Poszatkowane, z bliznami, z wciągniętymi , pomarszczonymi brodawkami... Jedyne co przychodzi na myśl to deformacja. To co powinno być atrybutem kobiety i symbolem płodności niezdatne jest by nazwać to biustem. Nadaje się tylko do naprawy. W przeciwnym razie obawiam się , że choroba zaś nawróci przez wciągnięte brodawki, które narażone są bardziej na atak bakterii .
Po urodzeniu dziecka, moje piersi mimo, że były pełne i nabrzmiałe nie uroniły ani kropli mleka. Kanaliki mleczne poblokowane maksymalnie. Musiałam zażywać tabletki na zatrzymanie laktacji, wszystkie pielęgniarki zaglądały na mnie jak na kosmitkę, czułam się jak naznaczona.
Proszę serdecznie o wsparcie, ponieważ kwota, którą potrzebuje po konsultacji z lekarzem plastycznym naprawdę jest niemała. Niestety nie bardzo mnie na to stać. Jednak po tylu latach deformacji i choroby mam ogromny problem by zaglądać w lustro, nie mówiąc o samoakceptacji. Nie życzę nikomu choroby tak męczącej i jednocześnie szpecącej. Jest mi cholernie smutno , że tego typu zabiegi nie są refundowane...
Proszę o wsparcie, nie bardzo wierząc w powodzenie i siłe przebicia tego małego niewidocznego przedsięwzięcia bez fotek i udostępnień ... wstyd i rodzaj problemu jednak hamują mnie przed nagłośnieniem.... Jestem jednak bezradna i popadam w olbrzymi dół . Będę wdzięczna za wszelką pomoc. pozdrawiam.
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!