Witam Was wszystkich - Ludzi o dobrym sercu.
Jestem młodym chłopakiem, mam 28 lat.
Moje życie od kilku lat jest udręką, do tej pory radziłem sobie jakoś na własną rękę, niestety od pewnego czasu już sobie z tym nie radzę.
Kiedyś miałem ambicje, plany, chęć życia, spełniania swoich marzeń i pomagania spełniać je innym. W wieku 14 lat zafascynowałem się boksem, to było coś, co ciągnęło mnie ku górze,
każdego dnia wstając z łóżka, marzyłem o zdobyciu najwyższych tytułów, samorealizować się, powoli mi się to udawało, kroczyłem po schodach swojej ścieżki. Walcząc w zawodach amatorskich zdobywałem liczne medale, później ogólnopolskie mistrzostwa, puchary polski, dla mnie to właśnie to, było zajęciem, starałem się żyć inaczej niż moi rówieśnicy, inaczej to znaczy lepiej, żyć nie tylko dla siebie, ale i dla ludzi. W pewnym momencie swojego życia, uświadomiłem sobie, że to co robię nie jest niczym nadzwyczajnym, każdy mający możliwości i zdrowie może to robić. Dlatego w wolnym czasie uczęszczałem na prelekcje do różnych szkół gimnazjalnych i ponad gimnazjalnych, gdzie mówiłem o tym co robię, jaką satysfakcje mi to daje. Wielu młodych ludzi, za moją namową zmieniło swoje podejście do życia, rzucili ćpanie, picie, chuligankę, spełniali się w tym czym ich zaraziłem. Zyskałem tym samym wielu przyjaciół, z którymi do tej pory jestem w bardzo dobrych relacjach.
Niestety, po wypadku i śmierci mojej narzeczonej, załamałem się, planowaliśmy wspólne życie, dzieci, rodzinę. Właśnie rodzina, w tedy to właśnie tego mi brakowało. Jakiegoś wsparcia z ich strony, nie winię ich za to, nikt kto nie był w takiej sytuacji nie jest w stanie zrozumieć tego bólu. Tego okropnego smutku, pustki.
Po 2 latach stanąłem na nogi, pogodziłem się z tą sytuacją na tyle, na ile mogłem. Wróciłem na treningi, oddałem się w całości już tylko temu.
I stała się kolejna tragedia, mój młodszy brat w wieku 16 lat został napadnięty i bardzo dotkliwie pobity. To był dla mnie ogromny cios. Oddałbym za niego życie i wszystko co tylko miałem w tamym momencie. Później bardzo długa i kosztowna rehabilitacja. Na którą w końcu przestało wystarczać pieniędzy, sprzedałem wszystko co tylko mogłem, samochód, telefon, komputer, telewizor, swoje puchary, medale. Wszystko co tylko mogłem. Niestety, na długo to nie wystarczyło, zaciągnąłem pożyczkę, jedną, drugą, trzecią. W końcu popadłem w bardzo duże długi, mimo to, nie było to dla mnie najważniejsze. W tedy liczyło się tylko to, aby Krystian stanął na nogi, mógł cieszyć się życiem. I w końcu się to udało. Po ponad 4 latach rehabilitacji, chodzi, bawi się, cieszy życiem, korzysta z tego, co umknęło mu przez te ponad 4 lata. Teraz ma juz 20 lat. I jest jedyną osobą która mi została. Mamy tylko siebie.
Niestety długi teraz na mnie ciążą, boje się, że właśnie przez to w końcu nie dam rady.
Nie chciałbym go nigdy zostawić, ale nie mam już żadnego pomysłu. Żadna instytucja nie chce mi już pomóc.
Sam pracuję i zarabiam, niejednokrotnie jest tak, że z jednej pracy idę do drugiej, jednak są to bardzo niskie sumy, które wystarczają na życie, na edukację brata, i niewiele na spłatę niektórych zobowiązań, jednak jest ich bardzo dużo i kwota miesięcznych rat przekracza moje możliwości. Jest ich ponad 40 tysięcy. Dla mnie to już suma, która nie pozwala mi zasnąć.
Zwracam się do Was, z prośbą o pomoc w tym, abym mógł stanąć na nogi. Pomóc mi spłacić wszystkie zaległości. Chciałbym wrócić do normalności, zawsze starałem się pomagać innym, nie mając świadomości, że to kiedyś ja stanę po tej drugiej stronie. Jesteście moją jedyną deską ratunku, mam nadzieję że uda się.
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!