09.04.2018 Przegraliśmy. Stan Kajtka gwałtownie się pogorszył, choć zdaniem pani doktor nic na to nie wskazywało. Na cito pojechaliśmy do Warszawy pożegnać się z Kajtusiem i podjąć decyzję o eutanazji. Bez tej decyzji też by umarł, ale w męczarniach. Nie mogliśmy na to pozwolić... Dziękujemy za trzymane łapki i kciuki. Pani Magda powiedziała, że wiek u nas był przeszkodą, organizm nie działał jak powinien. Kicaj za tęczowym mostem Kajtusiu <3
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Strasznie głupio mi pisać, bo nigdy nie prosiłam nikogo o pomoc, to ja zawsze wpłacałam grosiki na zwierzaki, nie pomysłałabym, że będę po drugiej stronie, niestety jestem już w kropce. Nie wiem co robić. Zacznę od początku. Królik nazywa się Kajtek i ma 9lat (chyba, wzięłam go od ludzi którym się znudził podobno jak miał 2 lata). 2 tygodnie zaczęło się dość niewinnie, lekki kaszel, katar. Od razu była wizyta u weterynarza. Jego diagnoza- zapalenie płuc, antybiotyk, kroplówki. Powiedział, że z tego wyjdzie, trzeba mu dać czas i spokój. Codziennie robiłam mu inhalacje. Pilnowałam, by miał ciepło i czysto. Nastąpiło parę dni poprawy i znowu nawrót ze zdwojoną siłą. Kajtek schudł, miał mniej sił. Znowu wizyta u weterynarza. Wtorek i środa zaszczyki i kroplówki, czwartek i piątek miało dostawać w domu lekarstwo. Męczyło go oddychanie. W środową noc zaglądałam do niego co chwilę, znalazłam go jak leżał na boku i ciężko oddychał, od razu udaliśmy się do weterynarza na nocny dyżur. Na ostrym dyżurze dostał leki rozkurczowe, bo pojawiły się gazy w brzuszku. Na szczęscie apetyt mu dopisywał i kupki również się pojawiły.
Wizytę do króliczego weterynarza, o którym niestety dowiedziałam się później mieliśmy umówioną dopiero na poniedziałek, nawet w stanie zagrożenia życia pani recepcjonistka nie chciała nas przyjąc na cito. Byłam w rozpaczy. Kajtkowi ulgę przynosiły inhalacje nebulizatorem, który kupiłam specjalnie dla niego. Szukałam pomocy wszędzie i tak trafiłam na grupy królicze na facebooku. Będę za to dozgonnie wdzięczna. Dziewczyny poleciły weterynarzy z sercem, z naciskiem na panią Magdę Procyszyn z Warszawy. Myśli kołatały mi się w głowie, to jednak 300km w jedną stronę, jak będę go odwiedzać, jak wielkie będą to koszty, których możemy nie udźwignąć. Szybka decyzja, kalkulacja kosztów, które już nas dobijały, ale nie było czasu czekać. Jedziemy.
Dzwonimy do Niuniawet, nawet na nas zaczekają jak będziemy po 21, myśle, super ludzie muszą tam pracować. W drodze Kajtek był bardzo grzeczny, wyglądał główką z transportera, jadł jabłuszko.
Dojeżdżamy i w gabinecie widzimy kilka osób z królikami. Słyszymy jak pani odbierająca królika dziękuje za uratowanie jemu życia. Już wiemy, że jesteśmy w dobrym miejscu. Kajtek już pod tlenem, a my czekamy.
Nasza kolej, pani Magda mówi, że jest ‘’średnio dobrze’’. Łzy lecą ciurkiem, ale wchodzimy do gabinetu. Słyszymy, że mamy dwie opcje. Albo walczymy i może się udać, a może się nie udać, albo eutanazja. Nie mogę nic z siebie wydusić. Chłopak odpowiada za mnie, że przyjechaliśmy tutaj walczyć, nie poddamy się. Pani Magda mówi, że musi powiedzieć o kosztach. Ostatnio ratowała królika w bardzo podobnym stanie z Krakowa. Udało mu się i żyje. Koszt jego leczenia wyniósł około 1800 złotych i trwał 3 lub 4 tygodnie. Trochę przeraża mnie ta kwota. Pani Magda pyta się czy zgodzimy się na to, bo wie, że dla niektórych to bariera nie do przeskoczenia. Znów chłopak odpowiada za mnie- walczymy. Podpisujemy zgodę na leczenie. Idziemy po Kajtusiowe rzeczy do samochodu- domek, miseczka, kocyk, zabaweczka, ziółka, starkowane warzywa, pokrojone jabłuszko. Chłopak prosi, żebyśmy mogli się z nim pożegnać. Przynoszą Kajtusia. Od razu podnosi się do góry jak nas widzi. Wtedy już wiem, że podjeliśmy najlepszą decyzje. Głaszczemy się na pożegnanie. Mówimy kilka miłych słów. Robimy ostatnie zdjęcie i jedziemy z powrotem do Poznania. Całą drogę powrotną lecą mi łzy, ale wiem, że jest w najlepszych rękach i podjeliśmy najlepszą możliwą decyzję. Jedyną słuszną.
Teraz o kosztach, które niestety są ogromne:
Do tej pory wydaliśmy już na leczenie kajtka:
-250zł pierwszy tydzień leczenia
-250zł leczenie nawrotu choroby
-200zł wizyta nocna, zdjecie rtg
-100zł nebulizator
-100zł nawilażacz powietrza
-100zł lampa sollux
-350zł transport do Warszawy (250zł paliwo, 100zł bramki)
Razem: 1350zł
Koszty które będziemy musieli ponieść:
-1700zł leczenie Kajtusia
-300zł transport do Warszawy po Kajtusia
-300zł transport do Warszawy na kontrolę z Kajtusiem i kontrola Kajtka
-300zł transport do Warszawy na drugą kontrolę z Kajtusiem i kontrola Kajtka
Razem: 2700zł
Koszty dodatkowe:
Bardzo chcielibyśmy odwiedzić naszego Kajtusia, najlepiej nie tylko raz. . Wiem, że wtedy będzie mu lepiej. Odległość jaka nas teraz dzieli (Poznań-Warszawa) jest duża i koszty transportu też. Jeżeli ktoś wpłaci i na to pięniążki to będę bardzo wdzięczna.
Bardzo mocno prosimy z Kajtusiem o pomoc. Jak możesz wesprzyj nas chociaż grosikiem. Jeżeli nie możesz to trzymaj za nas łapki. Kajtek jest silny, my też. Nie poddamy się bez walki. Wiemy, że się uda i że nie mogliśmy wybrać inaczej. Bardzo dziękujemy za każdy gorsik.
Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
Anonimowy Darczyńca
Trzymamy kciuki!jesteście w najlepszych rękach ❤