UPDATE: Wielkie podziękowania za wszystkie wpłaty, to naprawdę niesamowite jak szybko udało się zebrać taką kwotę. Dzięki Wam właśnie złozyliśmy zamówienie na zakup leku, który powinien starczyć na resztę kuracji i zwrot 3 pożyczonych na początek fiolek :) Pączek ma apetyt i przybrał na wadze, co przekłada się zwiększenie dawki. Dlatego zwiększam kwotę zbiórki. Poza poniższym zamówieniem wydaliśmy dotychczas ok. 800 zł na weterynarza, badania, zakup suplementów :( a dojdą kolejne badania i wizyty w trakcie terapii.
Najważniejsze, że leczenie działa i jesteśmy na dobrej drodze, raz jeszcze dziękujemy w imieniu Pączka!
Na początku pozwólcie, że się przedstawię: mam na imię Pączek. Wiem, wiem, mój wygląd nie pasuje do tego imienia, ale jeszcze nie tak dawno temu, w pełni na nie zasługiwałem. Byłem dorodnym puchatym kotem, zdrowym, silnym i pełnym energii.
Poznajcie moją historię. Jestem synem Marysi, działkowej kotki, nie mam rodzeństwa i podobno mieć już nie będę. Moja mama mieszkała sobie tu spokojnie, nie niepokojona zazwyczaj przez nikogo. W niepogodę czasami udało się jej schronić w którejś z pustych altanek. Miała nawet jedną ulubioną, w której nikt się nie pojawiał. Aż pewnego dnia, zjawiła się dwójka ludzi i zajęli altankę mojej mamy! Moja mama była wtedy w ciąży ze mną, szukała schronienia, by mnie spokojnie urodzić. Moja mama mówi, że zna się na ludziach, a tym podobno dobrze z oczu patrzyło, no i chyba ma rację bo zajęli się nami bardzo dobrze. Dali nam ciepły kąt i pełne miseczki.
Nasi ludzie są bardzo dobrzy i zajmują się nami najlepiej jak mogą. Ale sami nie mają wiele. Zostawili wszystko, co mieli gdzieś daleko, gdzie toczy się wojna. Nie wiem co to wojna ale podobno to tak jakby cały czas strzelały fajerwerki, tylko dużo głośniej i przez cały rok. Sam nie lubię fajerwerków i zawsze się chowam pod łóżko jak je słyszę. Rozumiem, że nie chcieli żyć w takim miejscu.
Ostatnio ludzie wyjechali na kilka dni do swojego byłego domu. Bardzo się martwiłem, czy do nas wrócą, poczułem się gorzej, straciłem apetyt, energię, chęć do zabawy. Ciężko mi było oddychać. Mieliśmy zapewnioną opiekę, codziennie przychodził ktoś napełnić nasze brzuszki ale mi się nawet nie chciało jeść.
Nasi ludzcy rodzice od razu po powrocie zauważli, że coś ze mną nie tak. Akurat przyszedł też wujek i ciocia, którzy powiedzieli, że koniecznie mnie trzeba zabrać do weterynarza. Oni też pomogli umówić wizyty, zamówić lek na początek i zorganizować zbiórkę.
U weterynarza zrobili mi mnóstwo badań, musiałem oddać krew a potem ogolili brzuszek i jeszcze go nakłuli by pobrać do badania jakiś płyn. Okazało się, że jestem poważnie chory :( muszę dostawać codziennie zastrzyki (ała!) i to przez bardzo długi czas - ponad 80 dni. Póki co dostałem 3 i poczułem się trochę lepiej, nawet zjadłem z apetytem i zdołałem wskoczyć na ulubioną kanapę. Łatwiej mi oddychać.
Nasi ludzcy rodzice bardzo się o mnie martwią, mówią, że mają tylko nas. Leczenie jest bardzo drogie na ich możliwości. Nie chciałbym im sprawiwać dodatkowych problemów. I bez mojej choroby jest im ciężko. Dlatego proszę Was, pomóżcie im, żebym nadal mógł im sprawiać radość. Z góry dziękuję, Wasz Pączek.
Zbiórkę zakładam w imieniu właścicieli Pączka, którzy poprosili nas o pomoc w jej zorganizowaniu. Dotychczas pomogliśmy im w zorganizowaniu oraz opłaceniu badań oraz zakupie 2 fiolek leku na początek. O dalsze wsparcie musimy prosić o pomoc Was. Każda wpłata ma znaczenie. Środki ze zbiórki pozwolą kupić kolejne dawki leku (>20 fiolek) i opłacić regularne wizyty u weterynarza. Pączek to niespełna dwuletni kotek więc jeszcze długie życie przed nim, pod warunkiem, że będzie miał zapewnione dalsze leczenie.
Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
Anonimowy Darczyńca
Dużo zdrówka Pączusiu ❤️