Niedawno umarł Kazik. Przez szesnaście lat mieszkał w altance na warszawskiej Woli. Zimą rozpalał kozę i ogrzewał swój mały domek. Wiosną sadzał rzodkiewki i siał nasturcje. Latem wraz z Dziećmi z Dworca Brześć majstrował karmniki dla ptaków.
- Ja nie mam domu, te dzieci też, przecież Ośrodek dla uchodźców to nie jest dom. Niech chociaż ptaszki mają - uśmiechał się dobrotliwie i rzeźbił kolejne arcydziełko.
Przez cały rok czytał, zimą - przy świecach. Uwielbiał kiedy odwiedzali go Przyjaciele.
- Samotność mi doskwiera. Kiedy przyjeżdżacie, ulatuję. A ja czuję się w Waszych hałasach jak na Stadionie Narodowym - mawiał poruszony dziecięcym zamętem i beztroskimi śmiechami.
Przyjaźniliśmy się siedem lat. Niedawno Kazik dostał malutkie mieszkanie socjalne. Żartowałam:
- Jest tak maleńkie, jakbyś sam zamieszkał w domku dla ptaków.
Spędził tam niewiele ponad miesiąc.
Po długim pobycie w szpitalu odszedł i został pochowany na cmentarzu komunalnym w pobliżu Magdalenki. Groby tam są z piasku, deszczyk popada i rozmyje. Chcemy, żeby Kazik miał miejsce, gdzie można położyć kwiaty, postawić znicz, przysiąść na chwile i z nim porozmawiać. Zbieramy na kamienny nagrobek, na ostatni dom dla Kazika.
Zdecydowaliśmy, że na początek poprosimy przyjaciół i wszystkich dobrych ludzi o 4 tysiące złotych na kamienną płytę. Jeśli uda się zebrać więcej, wtedy zamówimy pełny nagrobek ze skromnym pomnikiem, który kosztuje 14 tysięcy złotych.
Kazik już tego nie zobaczy, ale my to poczujemy.
Tekst napisała Marina Hulia w imieniu wszystkich Przyjaciół Kazika
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!