Kaszmira poznałam pod koniec maja, kiedy przyjechał do naszej stajni, aby dołączyć do koników rekreacyjnych. Był dosyć drobny i chudziutki, ale nie takie konie udało się wyprowadzić. Okazał się wspaniałym koniem, bardzo grzeczny, typowy przytulak, z ziemii jak i podczas jazd nie sprawiał najmniejszych problemów. Szybko podbił serca jeźdźców swoim cudownym charakterem. Jedyną wadą było łykanie i to, że uparcie nie chciał przytyć. W połowie sierpnia zostałam zaalarmowana przez dziewczynki, że Kaszmir leży na pastwisku i się ciągle tarza. Została rozpoznana kolka - nie panikowaliśmy, takie sytuacje się czasem przecież zdarzają, a schemat postępowania był znany, więc przystąpiłyśmy do działania. Po jakiejś godzinie kolka ustąpiła. Ulga jednak nie trwała długo bo niespełna trzy tygodnie później sytuacja się powtórzyła. W południe zauważyliśmy, że Kaszmir dziwnie się zachowuje. Jest cały zlany potem i się tarza - diagnoza- kolka. Ponownie zaczeliśmy działać, ruch, leki, ruch. Jednak stan nie ulegał poprawie. Momentalnie został powiadomiony weterynarz, a my straliśmy się utrzymać konia do tego czasu na nogach. Jak się o tym pisze to wydaje się niby nic, ale w rzeczywistości to były ponad dwie godziny walki o każdy krok. W momencie przyjazdu weterynarza padła informacja - kolka kliniczna - koń nadawał się na stół. Niestety jego stan nie pozwalał na transport - nie przeżyłby podróży do kliniki. Mimo wszystko robiliśmy co mogliśmy na miejscu, kolejne leki, sonda, narkoza, kroplówki. Jednak stan Kaszmira się nie poprawiał, opadał z sił, my również. W końcu po godzinie weterynarz pojechał nie mogąc więcej zrobić, a ja zostałam z lekami do podania o ile będzie komu. Weterynarz jasno powiedział, że jego szanse na przeżycie są bliskie zera. Myśl, że to już koniec, że nic nie możemy więcej zrobić była nie do zniesienia. Pozwoliłyśmy mu się położyć, przez godzine patrząc jak leży i co jakiś czas się tarza. Wiedziałam, że jeśli będzie gorzej to będziemy musieli go uśpić, o ile nie odejdzie sam. Trzymanie jego łba na kolanach, kiedy tak leżał, emocje, które towarzyszyły, kiedy wasz przyjaciel umiera... tego nie da się opisać. Wtedy złożyłam mu obietnice, wiedziałam, że to ostatnia szansa, że moge dać mu powód, żeby jeszcze spróbował walczyć. Obiecałam, że jak będzie walczyć, że jak przeżyję to będę walczyć o niego, że wydostane go z rekreacji i zrobie wszystko, żeby nie dopuścić ponownie do takiej sytuacji. Udało się i po godzinie postawiliśmy go na nogi, dalej pokazywał, że boli, dalej było widać po nim cierpienie, ale już się nie kładł, nie tarzał. Jego stan się ustabilizował. Zostały podane kolejne leki, a potem czuwałyśmy przez całą noc nad nim. Rano pomimo wyraźnego zmęczenia czuł się całkiem dobrze. Na tyle, że otrzymał sianko i meszyk. Koszmarne wydarzenie zostało dzisiaj wspomnieniem, jednak dalej nie wiemy jaka była przyczyna, a bez tego nie możemy mieć pewności, że to się nie powtórzy. Powstała więc lista badań, które należy wykonać, aby móc spróbować ustalić przyczynę, albo przynajmniej część wykluczyć. Badania krwi, gastroskopia, biopsja jelit, odpiaszczenie, pełne odrobaczanie, itd. Bierzemy się za to po kolei, jednak nie są to tanie rzeczy, a wręcz przeciwnie - bardzo drogie. Stąd moja ogromna prośba o pomoc w leczeniu Kaszmira. Jest to spora kwota, ale koń o tak walecznym sercu zasługuje, żeby o niego walczyć. Jest naszym małym, wielkim cudem. Będę ogromnie wdzięczna za każdą złotówkę. Pamiętajcie, że dobro zawsze wraca podwójnie!
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!