Razem z narzeczonym znajdujemy się w bardzo ciężkiej sytuacji finansowej. Od zeszłego roku ledwo wiążemy koniec z końcem. W okresie wakacyjnym myśleliśmy, że już wychodzimy na prostą. Jednak los miał wobec nas inne plany...
W zeszłym tygodniu wydarzył się wypadek. Nasza kochana Kimi w ferworze zabawy próbowała połknąć swoją zabawkową myszkę. Narzeczony w porę zareagował i większą część wyciągnął z jej pyszczka. Niestety główka plastikowej zabawki została połknięta(o czym nie wiedzieliśmy). Kotka po całym zdarzeniu zachwoIywała się normalnie. Jadła, bawiła się i co najważniejsze - bez problemu korzystała z kuwety.
Kilka dni później Kimi zaczęła wymiotować. Miała z tym bardzo duży problem. Wydaliła kawałek włóczki, którym zawsze się bawiła oraz gumkę do włosów. Wystraszyłam się, ponieważ pierwszy raz poczułam tak okropny swąd z tego co zwróciła.
Od razu po incydencie pojechaliśmy do weterynarza, żeby sprawdzić czy nic więcej nie zostało. Czekaliśmy prawie godzinę w kolejce. W końcu zostaliśmy przyjęci. Przemiła Pani weterynarz zbadała kicię. Zmierzyła temperaturę i okazało się, że Kimi ma gorączkę. Obstawiała na początku, że po prostu mocno podrażniła jelita. Poprosiła, żebyśmy zostawili kotka, żeby mogła podać jej głupiego jasia i zrobić USG.
Zawieźliśmy Kimi około 11. O godzinie 16 dostałam telefon, że w jelicie znajduje się jakieś ciało obce i trzeba ją operować. Od razu się zgodziłam. Finanse na ten moment nas nie interesowały. Liczyło się tylko to, żeby uratować naszą kicię.
Byliśmy przygotowani maksymalnie na kwotę 400 zł, ponieważ na tyle w tym momencie mogliśmy sobie pozwolić. Łączna kwota operacji niestety przerosła nasze możliwości na ten moment. Za wszystko wyszło łącznie 1650 zł. Nie mieliśmy takiej kwoty, więc z pomocą przyszła moja babcia. Za co jesteśmy jej bardzo wdzięczni.
Operacja się udała. Udało się wyciągnąć ciało obce z jelita. Była to główka plastikowej myszki, która tak mocno przykleiła się do jelita, że nawet weterynarz miał problem z jej usunięciem.
Poniżej wstawiam dokumentację medyczną oraz paragony.
Bardzo proszę o wsparcie. Oboje bardzo kochamy zwierzątka. Mamy w domu pieska z padaczką, który niestety został zabrany z psudohodowli oraz 4 adoptowane koszatniczki. Kiedy oni potrzebowali pomocy było nas stać na leczenie. Pies jest po wycięciu listwy mlecznej, ponieważ rok temu znalazłam guza. Koszatniczkami też zawsze zajmowałam się najlepiej jak umiałam. W razie potrzeby jeździłam z nimi do specjalistycznego weterynarza w innym mieście. Naprawdę kochamy nasze zwierzątka. Jednak na ten moment jesteśmy bez grosza... Oboje pracujemy. Udało mi się podjąć drugą pracę, żeby dorobić. Narzeczony też jest w trakcie podejmowania nowej pracy - lepszej zarobkowo. Chcielibyśmy jak najszybciej oddać pieniądze babci i zająć się spłatą obecnych zobowiązań. BARDZO PROSIMY O POMOC! Chcielibyśmy w końcu zacząć prowadzić normalne życie i nie martwić się tak mocno o finanse. Przez wszystkie wydarzenia z ostataniego roku musiałam zacząć uczęszczać do psychiatry, ponieważ to wszystko mnie już przerosło...
Nasza kochana ferajna:
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!