Szczeniaki ze stodoły

Dziś tj.22.11.zadzwoniła do mnie koleżanka,że mała czarna sunia błąka się od dłuższego czasu niedaleko cmentarza.Cycochy wyciągnięte do samej ziemi,ewidentnie karmiąca.Troszkę podzwoniłam i tak dowiedziałam się,ze suczka wchodzi na nie zamieszkałą posesję i zanosi tam zdobyte jefzenie.Wraz z koleżankami pojechałyśmy tam w nadziei,ze znajdziemy szczeniaki.Przeszukałyśmy stodołę,niestety nie znalazłyśmy maluchów.Wychodząc zauważyłysmy ,ze sunia biegnie w stronę owej stodoły.Biegiem zawróciłyśmy,bo moze jednak ukryła je gdzies indziej.Weszłysmy znów i zaczelysmy nasłuchiwac...coś pisnęło bardzo cichutko.Obie telefony w dlonie i swiecimy w stronę ,skad słychać cichutki głosik.I tak oto ukazały się 4 pary swiecacych oczek.Były  zabukowane za stertą sztachet i siedzialy  cichutko.Monice udało się wydostać maluszki.Zapakowałyśmy w transporterki,mamusie pod pachę i prosto do weta.Małe misie(3 samczyki i 1 sunia) wyglądają jak kluski,takie grubiutkie.Są zdrowe.
I teraz kochani znow bede prosic,nie dla siebie,a dla tych maleństw i ich mamusi.
Całej rodzinie potrzebne są szczepienia,dobra karma,ponieważ mają 6 tygodni i same juz wcinają,cycusia oczywiście tez jeszcze ciągną.Przyda się takze kazda ilość podkładów.Ze względu na ilość bezdomniakow pod opieką,same nie damy rady.
Jeśli ktoś mógłby,chciałby pomóc bedziemy ogromnie wdzieczne.