Jesteśmy grupką ludzi, którzy kochają zwierzęta. Nie mamy zaplecza finansowego, żeby zdobyć pieniądze na sterylizację, leczenie i karmę dla naszych podopiecznych cyklicznie robimy bazarki. Wszyscy wolontariusze w Fundacji działają pro bono. Nie mamy też zbyt dużo miejsca na przetrzymanie kotów do momentu wyleczenia i adopcji. Ale mamy wielkie serca i dużo chęci do działania :)
Przy ruchliwej ulicy Piłsudskiego pod zaparkowanym autem siedzi mały kociak. Jest wystraszony hałasem, bez mamy i rodzeństwa, głodny. Podobno poprzednią noc płakał przy śmietnikach :( Rano odważył się wyruszyć w poszukiwaniu jedzenia, kierował się prosto na ulicę. Dzięki szybkiej reakcji młodego człowieka pobiegł pod zaparkowane pod sklepem auto. Grupka ludzi próbowała go spod niego wyciągnąć ale nie było to takie proste. Nieufny, przestraszony, nie dawał się złapać, chował na nadkole auta. Na szczęście przechodziła tą drogą nasza wolontariuszka, porzuciła swoje plany na sobotę i postanowiła działać. To był cud, udało się go chwycić ręką całkiem szybko i maluch był już bezpieczny :)
Kociak trafił do naszego domu tymczasowego.
100% cukru w cukrze :)
W trakcie łapanki wolontariuszka nawiązała kontakt z osiedlową karmicielką - Panią Lucynką, która również aktywnie pomagała przy łapaniu kociaka. Dwa kolejne kociaki płaczą w krzakach pod klatką! Po przybyciu na miejsce wolontariuszka zobaczyła dwa maleństwa, biegające między zaparkowanymi autami i krzakami. Jeden z kociaków był odważniejszy i ciekawski. Podbiegł do transportera i zaglądał z ciekawością. To był moment, żeby wykorzystać jego nieuwagę i go chwycić. Oczywiście gryzł i drapał bo był przestraszony ale trwało to chwilę, szybko się przytulił gdy poczuł, że nic mu nie grozi.
Największym wyzwaniem okazał się trzeci z maluchów - rudzielec. Przy szybkiej pierwszej obserwacji po przybyciu widać było, że jest bardzo płochliwy, najbardziej wycofany.
Teraz został sam, bez rodzeństwa, bez mamy. Szukając bezpiecznego miejsca czmychnął pod szereg zaparkowanych w ciemności aut. I rozpłynął się. Nie dawał nam oczywiście spokoju, priorytetem było jak najszybsze odnalezienie i złapanie go. Mały kotek w wielkim mieście nie poradzi sobie :( Psy, inne koty, auta i .... niestety ludzie, którzy nie lubią zwierząt :(
Trzy noce przełaziłyśmy Aleję Piłsudskiego, wszystkie krzaki, zakamarki. Dużo przechodzących osób chciały nam pomóc za co pięknie dziękujemy :)
Kociak na szczęście wrócił w miejsce bytowania grubo po północy, trzeciej nocy dał się złapać :)
Kocie dzieci są już bezpieczne w naszym domu tymczasowym. Nie są dzikie, znają człowieka, dają się głaskać, nastawiają brzuszki na mizianie i mruczą jak traktorki :) Najprawdopodobniej zostały odchowane do momentu, w którym zaczęły jeść same i podrzucone w centrum miasta :( A wystarczyło wysterylizować kotkę... Nie skomentujemy tego zachowania.
I tak oto mamy kolejne kocięta, które trzeba odrobaczyć, zaszczepić, nakarmić. Potrzebna jest tona żwirku i tona jedzenia bo apetyt maja za trzech :)
Potrzebujemy Waszego wsparcia! Nie dajemy już rady finansowo :( Niedawno odłowiliśmy kocią rodzinkę ze stryszku (mama z kociakami), mamy 22-letniego Filipka z chorymi nerkami, którego leczenie pochłania duże pieniądze. Mamy też inne kotki, które czekają na swój dom. Utrzymanie tej słodkiej bandy sporo nas kosztuje.
Kociaki z Piłsudskiego liczą na Wasze dobre serca :)
Serdecznie dziękujemy za pomoc! :)
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!