Witam i dziękuję, że Państwo zawieszają wzrok na mojej historii, a raczej historii kobiety, która była jedną z największych rodzinnych tajemnic, na szczęście wszystko powoli się rozwiązuje.
Powyższe zdjęcie wisi na ścianie w domu mojej babci odkąd pamiętam. Po lewo widnieje moja prababcia - Józefa Zarzycka zd. Świercz (ur. 7.09.1911 r. w Mokrej woj. świętokrzyskie) i zaraz obok jej mąż, Roman Zarzycki (ur. 17.06.1915r. w Niekłaniu Małym, woj. świętokrzyskie). Zdjęcie zostało wykonane prawdopodobnie w dniu ich ślubu, tj. 16.10.1956 r.
Niestety ich małżeństwo nie przetrwało, ponieważ ślad po Romanie urywa się w momencie, kiedy przychodzi na świat mój wujek, Mieczysław Zarzycki, który urodził się głuchoniemy i zmarł jako 9-cio letnie dziecko.
Okazuje się, że Roman zmarł w 1983 roku, nie utrzymywał kontaktu z małżonką i swoimi przybranymi córkami (prababcia urodziła moją babcię i jej zaginionego brata na represji w dawnych Niemczech, dokładniej w Ottendorfie, dzisiejszych Ocicach w woj. dolnośląskim 20.01.1944 r. Ojciec cioci również nie jest znany, przyszła ona na świat 3.09.1945r. w Mokrej), ani też z wnukami, którzy wtedy już byli na świecie. Został pochowany w Niekłaniu Wielkim.
Prababcia natomiast całe życie (nawet będąc represjonowaną) poświęciła na ratowanie i leczenie ludzkiego życia. Starsi mieszkańcy Stąporkowa (woj. świętokrzyskie) wspominają ją jako kobietę, ,,do której chodzili wszyscy, nawet ci spoza Stąporkowa, żeby się leczyć". Prababcia była osobą niepiśmienną, jednak potrafiła leczyć metodami z medycyny ludowej.
Moja mama pamięta, że przychodzili do niej rodzice maleńkich dzieci, które były uchynięte, dzieciom groziło kalectwo. Prababcia potrafiła te dzieci wyleczyć i dzięki jej pomocy rosły zdrowe i silne.
Mimo, że pomagała ludziom, to niestety nie mogła liczyć na pomoc ratowników medycznych, którzy najpierw przyjechali i widząc duszności stwierdzili, że jest przeziębiona (nawet jej nie badając), a gdy moja rodzina zadzwoniła poraz drugi - nie chcieli przyjechać, bo stwierdzili, że nic jej poważnego się nie dzieje (prababcia się dusiła, nie mogła złapać oddechu). Dopiero, gdy moi bliscy zadzwonili na milicję, to pogotowie zgodziło się przyjechać. Jednak wtedy było już za późno i nie zdążono nawet jej dowieźć do szpitala. Dokładnie 14 grudnia 1989 roku prababcia Józia odeszła. Zostawiła po sobie ogromną pustkę w sercach rodziny, a ja nawet nie zdążyłam jej poznać.
Po ponad 30 latach od jej śmierci, miejsce w którym spoczywa jest w opłakanym stanie. Jak Państwo widzą - kamienna otoczka, krzyż i zamiast płyty jest goła ziemia. Też niewiadomo, czy nie spoczywają w tej samej mogile również jej rodzice, będziemy to ustalać. Nie zasłużyła na to, by miejsce w którym jest tak wyglądało. Nie po tym, jak przetrwała wojnę, potem biedę i jeszcze będąc biedną dawała ludziom wszystko, co miała. Do tego jeszcze umarła przez niechlujstwo i lenistwo ratowników. Nie poznałam jej, więc chociaż tym gestem chcę jej pokazać, że ktoś na tym świecie o niej dalej pamięta.
Proszę ludzi o dobrych sercach o pomoc w zebraniu pieniędzy na odnowienie pomnika. Nie chcę, by to miejsce dalej wyglądało tak, jak teraz.
Liczę na Państwa i mam nadzieję, że wspólnymi siłami uda nam się osiągnąć cel. Jeśli zaistnieje potrzeba - po transakcji z kamieniarzem pokażę wszelkie dowody na to, że Państwa pieniądze nie poszły na niewiadomo co. Jeśli okaże się, że jednak jakieś pieniądze zostaną - przeznaczę je na zbiórkę charytatywną. Jestem pewna, że prababcia by tego chciała.
Pozdrawiam,
Karolina Sorbian, prawnuczka Józefy Zarzyckiej zd. Świercz.
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!