9 wrzesień
Zwyczajny wrześniowy poranek- zapamiętam go na zawsze. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam szkielet psa.
Psa widmo, który znikał kiedy tylko poczuł na sobie czyjś wzrok. Psa, który nie chciał być zauważony.
Psa z lasu.
Wtedy wiedziałam jedno; jeszcze nie wiem jak ale muszę jemu/jej pomóc...
Odrazu wykonałam telefon do gminy, zgłoszenie zostało przyjęte i na tym pomoc niestety się skończyła...
Wiele telefonów, próśb o pomoc do lokalnego weta- również odmowa.
Następnym krokiem był kontakt z licznymi fundacjami, to wtedy poznałam Panią Kasie z Biłgorajskiego Azylu, która od początku do końca bardzo mi pomagała.
Szybka reakcja Pani Kasi i przywiezienie na miejsce klatki łapki, która stała miesiąc, niestety bez rezultatów.
Pies czujny, podejrzliwy, strach paraliżował nawet potrzebę jedzenia.
Zaczęłam wypytywać lokalnych mieszkańców, chciałam się czegoś dowiedzieć.
To co usłyszałam, było przerażajace.
Pies jako szczeniak został wyrzucony z samochodu, przez kilka dni stojąc w jednym miejscu i czekając na powrót „właściciela”, po czym przeniósł się do lasu kompletnie dziczejąc.
Mijały tygodnie, wielu mieszkańców dokarmiało, jak się później okazało Sunie
To była i ogromna zaleta tej sytuacji ale również wada.
Naszym następnym pomysłem było złapanie suni na sedalin, niestety nie udało się, mieszkańcy nie chcieli przestać karmić psa, a najedzona nie widziała niczego fajnego w różnych psich pysznościach nafaszerowanych usypiaczem.
Nikt nie zamierzał odpuszczać, cały czas pomagało mi grono wspaniałych osób, jedna z nich skontaktowała mnie z kobietą od zadań specjalnych- Panią Agatą Żywczak, która pomaga mi do dziś, we wszystkim, której los żadnego zwierzęcia nie jest obojętny.
Pani Agata odrazu poleca Jamora.
Zbiórka założona, środki zebrane, Jamor przyjeżdża na miejsce.
Niestety ponad 20 godzin odławiania kończy się niepowodzeniem.
Dwa tygodnie później, kolejny przyjazd Jamora, również nieudana próba.
Przez następne tygodnie, codziennie przyjeżdżałam do suni, przestała uciekać na nasz widok, przestała przeraźliwie szczekać i wyć ze strachu.
Zaczęła jeść, po naszym wycofaniu się na znaczną odległość.
Po dwumiesięcznej pracy trzeci przyjazd Jamora, niestety sunia znów okazała się mądrzejsza od nas.
Wtedy ja i moja mama obiecałyśmy sobie, że zrobimy wszystko by oswoić sunie.
Codzienne odwiedziny poskutkowały, po około 4 miesiącach od pierwszego spotkania sunia zbliżała się na odległość metra, zaczynała jeść z ręki i spędzać z nami coraz więcej czasu. Była pełna obaw.
Widać było, że poznała człowieka od tej najgorszej strony, mimo tego przełamywała swój strach. Była coraz bardziej ciekawa.
Mijały kolejne tygodnie a sunia pozwalała na coraz więcej, pozwalała się głaskać.
Wtedy zdecydowałyśmy, że poprosimy Jamora o pomoc po raz czwarty.
8 marzec
UDAŁO SIĘ, wspólnymi siłami udało się złapać sunie!!!!! Szczerze mówiąc niewiele pamietam z tego dnia, stres był ogromny.
Mojej mamie udało się założyć suni smycz zaciskową, po czym Jamor zabezpieczył ją i przetransportował do hoteliku.
Dzielna Nela, przebywa w hoteliku pod Mińskiem Mazowieckim, wie już do czego służy kanapa a ręce człowieka od teraz kojarzą się jej tylko z dobrocią. Jest oddana i wdzięczna za miłość.
Teraz to my ogromnie potrzebujemy pomocy i funduszy na utrzymanie suni.
Musimy pokryć koszty hotelowania.
Nela, została już zaszczepiona, odpchlona i odrobaczona, faktury mnożą się nieubłaganie
Nadwyżkę funduszy przeznaczymy na sterylizacje suni.
Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
Wpłata nie jest możliwa po końcu zbiórki.
Zrób jeszcze jeden mały krok.
Nawet 1 zł może pomóc!
Agata Zywczak
Dla kochanej Neli