Kim jestem - jestem pogubionym młodym człowiekiem, który zaufał nie tym osobom, którym trzeba... opowiem Wam historię. Historię, która może zdarzyć się każdemu a przydarzyła się mi.
Nie pochodzę z bogatego domu ani też z bardzo biednego. Owszem, bywały czasy, kiedy brakowało mamie do wypłaty i biegało się po sąsiadach pożyczyć dwadzieścia złotych na chleb ale jakoś okres dziecięcy minął. Poszedłem na studia (które łączyłem z pracą) i wyprowadziłem się. Zacząłem żyć, układać sobie życie. I tak mijały lata, studia miały się ku końcowi gdy zdarzyło się coś co było ogromnym zwrotem w moim życiu. Rollercoasterem, który ciągle i ciągle zjeżdża.
6.12.2016 - przyszła do mnie zapłakana matka (tu warto powiedzieć, że relacje z nią miałem dobre, jeśli trzeba było pożyczyłem jej pieniądze na wieczne nieoddanie, zrobiłem zakupy). Bo dostała pismo od ... komornika. Okazało się, że zapożyczyła się w śmiesznych firmach typu Pszczółka, Majeczka i Bocianopodobnych. Dwa dni mieliśmy, żeby coś wymyślić. Na co wpadł ukochany synek mamusi? Wezmę kredyt - ty będziesz mi go spłacać małymi ratami i jakoś damy radę.
Kredyt na 10.000 (głupi byłem, że szkoda gadać - ale na liście osób, którym bym nie zaufał matka była na ostatnim miejscu (awansowała na pierwsze)). Wyobrażacie sobie, że sytuacja powtórzyła się jeszcze dwa razy. Spłaciła jedną ratę i zostawiła mnie z kredytem.
24 lata i ponad 40 tysięcy kredytu. JAKI JA BYŁEM GŁUPI. Oczywiście, w międzyczasie były wszystkie możliwe próby perswazji, żeby zaczęła mi pomagać, jak mogła mnie tak potraktować.
Był płacz, groźby, krzyki. Nic. W międzyczasie zdążyła wyjechać za granicę i wrócić (oczywiście do pracy, oczywiście nic mi nie pomogła - jedyny przelew jaki wysłała to nawet nie był wysokości raty).
I tak sobie żyję od paru lat z kredytem, który pochłania większość mojej wypłaty. Nie byłoby to takie frustrujące gdyby nie to, że:
-miałem na prawdę szczere intencje, płynące z chęci pomocy i dobrego serca
-los okrutnie zakpił z mojej naiwności i z każdym miesiącem, kiedy spłacam kredyt, którego nawet nie skonsumowałem (rozumiem, przeżreć te pieniądze, wyjechać za granicę na wakacje, kupić samochód lub auto) czuję po prostu ogromny żal. Żal do losu, żal do matki i żal do siebie.
Stwierdziłem, że z wypłaty będzie mi co raz trudniej spłacać ten kredyt (premie stawały się rzadkością) i założę własną firmę. Nisza w województwie. Miałoby być ok, miałem tylko zarobić, żeby spłacić kredyt matki szybciej i móc odetchnąć (jakie to byłoby piękne uczucie móc pójść spać i obudzić się bez takiego kredytu). Firma nie idzie jak należy (nie wpadam w większe długi na szczęście) ale nie zarabia na tyle, żeby móc spłacać kredyt - ja za to lecę z jednej pracy do firmy i z powrotem. Żadnych weekendów, widoków na wakacje, mieszkanie własne (śmiesznie, nawet o tym nie myślę), czasu wolnego. Praca, praca, praca. I? I nic. Praca, praca, praca i dalej nie mam pieniędzy. Niczego się nie mogę dorobić a oszczędzam. Wszystko gdzieś mi umyka.
Jeśli udałoby mi się uzbierać chociaż część kwoty - mógłbym trochę zwolnić, spłacić te przeklęte kredyty i zacząć żyć. Odciąć tą toksyczną pępowinę, która wysysa ze mnie szczęście, czas i energię. Mógłbym jeszcze przed trzydziestką może pojechać na wakacje...
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!