Kochani.
W 2020 roku zdiagnozowano u mnie 80% zanik stawów żuchwowo-skroniowych. Prawdopodobna przyczyna: genetyka + wieloletni stres. Zaczęłam szukać pomocy, nie wiedząc jakie los niesie dla mnie szanse. Odwiedziłam pięć klinik stomatologicznych w Warszawie - tylko jedna podjęła się przeprowadzenia mnie przez cały proces, czyli: usuwanie zębów, instalacje śrub pod implanty, pełna korekta zgryzu, odbudowa kości w całej szczęce, poziomowanie (moja szczęka leży w czaszce pod kątem 40stopniowego przechylenia).
Zaczęłam walczyć o środki: prosiłam o pomoc przyjaciół, moich znajomych z kręgów zawodowych, oszczędzaliśmy intensywniej niż wcześniej.
Przez dwa lata niestety nie udało się zebrać wymaganej kwoty. To, co się udało do ubiegłego roku za zdobyte środki to: trzy miesiące fizjoterapii szczękowej (ogromna ulga w ogromnym bólu), usunięcie zębów lewej strony i wstawienie dwóch śrub pod implanty.
Kiedy już gotowa byłam się poddać w kategorii szczękowej i czekać na to, co przyniesie los, w sierpniu 2022, podczas rutynowego Echa Serca (czysto kontrolnie, gdyż od lat badam się regularnie), dowiedziałam się, że od 50 lat żyję z wrodzoną wadą serca, która już teraz wymaga pilnej operacji.
Szok. Dochodziłam do siebie dwa tygodnie.
Gdy ochłonęłam zaczęłam szukać pomocy. Nigdy nie leczyłam się kardiologicznie i nie znałam lekarzy, zatem postanowiłam polegać na rekomendacji.
Trafiłam do kardiochirurga X w szpitalu Medicover. Zapewnił mnie, że znajdzie się termin w szpitalu dla mnie, ale serce najpierw - szczęka musi czekać, bo jej dalsze leczenie wiąże się z przyjmowaniem antybiotyków, a to eliminuje mnie z jakichkolwiek zabiegów sercowych. Termin miał być za 3-4 miesiące, więc zaufałam.
Czekałam 9 miesięcy. Brak terminu dla mnie.
Szukam zatem pomocy gdzie indziej. Trafiam do znanego kardiochirurga i transplantologa ze szpitala na Banacha. Chwilowa radość zamienia się w koszmar, gdy słyszę od Profesora: mogę Panią operować, ale przykro mi, zmarnowano Pani 9 miesięcy życia, bo niestety najpierw musi mieć Pani zdrowe uzębienie + zaświadczenia od kilku innych lekarzy, potwierdzające, że nie ma w organizmie ognisk zapalnych.
Szok. Aż tak zawiodła mnie intuicja? Aż tak można się pomylić lokując zaufanie?
ZATEM, KOCHANI: muszę spod ziemi wydobyć środki na kontynuację leczenia, żeby operacja serca mogła podarować mi jakieś "potem". Kwota, na jaką wyceniono całe moje leczenie jest o wiele, wiele wyższa , ale ponieważ walczę teraz z czasem (klinika wyeliminuje stany zapalne i przejdę serię zabiegów fizjoterapii szczękowej) i TYLKO NA TEN ETAP ZBIERAM ŚRODKI. Wierzę, że do operacji serca dojdzie i potem będę mogła dokończyć leczenie żuchwy, a tym samym spać bez bólu uszu czy szyi, ugryźć jabłko, a półgodzinna rozmowa nie zakończy się szumami w głowie i bólem takim, który uniemożliwia nawet napicie się wody. Zbieraniem na to środków będę martwić się później.
Tylko tyle i aż tyle.
Dziękuję każdemu, kto zechce podzielić się ze mną groszem mniejszym lub większym.
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!