BETI - Ofiara pseudo hodowcy

Jakim trzeba być człowiekiem, żeby świadomie krzywdzić zwierzęta? Co trzeba mieć w głowie żeby sprawiać im ból i zmuszać do życia w męczarniach?

BETI to kilkuletnia suczka w typie Amerykański Staffordshire terier (Amstaff), która stała się ofiarą pseudohodowcy – ofiarą w dosłownym słowa tego znaczeniu.

Suczka została znaleziona w jednej z Bieszczadzkich wsi, gdzie jak zeznają okoliczni mieszkańcy, pojawiła się tam z dnia na dzień, tuż przy ruchliwej drodze głównej; biegała zdezorientowana i przerażona – nikt wtedy nawet nie wiedział jaki dramat mógł ją spotkać. Po kilku dniach zaryzykowała… po raz kolejny zaufać człowiekowi? Zbliżyła się do jednego z przydrożnych gospodarstw… głodna i wycieńczona.  Wtedy zostaliśmy poinformowani o całym zdarzeniu i po kilku próbach udało się nam zabezpieczyć suczkę.

Stan emocjonalny w jakim zastaliśmy amstafkę, był nie do opowiedzenia. Skrajnie przerażona, głodna i nieufna, nie mając już nawet siły bronić się przed jakimkolwiek zagrożeniem, nie mająca siły żyć…

Pilnie trzeba było wykonać kompleksowe badania, aby precyzyjnie oszacować jej stan zdrowia.

Niestety, badania potwierdziły nasze przypuszczenia. Listwy mlekowe, sięgające niemal do ziemi nie pozostawiły złudzeń, że suka rodziła praktycznie co ruję, będąc najprawdopodobniej czyimś narzędziem do robienia pieniędzy w pseudo hodowli.

Dalsza diagnostyka wykazała ropomacicze, do natychmiastowego zabiegu chirurgicznego, zmianę guzowatą w obrębie głowy i niepokojący stan śledziony do dalszej diagnostyki, nie wspominając już o licznych kleszczach i silnym zapchleniu.

Czy to nie składa się w jedną całość? Do momentu, w którym była zdolna do rozrodu i przynosiła łatwe pieniążki właścicielowi, wszystko było dobrze dla jej właściciela… kiedy zapewne okazało się, że pies jest chory, to zamiast zapewnić mu opiekę weterynaryjną, najłatwiej było się pozbyć problemu i kosztów… zresztą przecież i tak już by nie mogła się rozmnażać! Ludzi z takim podejściem powinno się… a zresztą jakich ludzi… nie jest człowiekiem ten, co jak człowiek żyć nie umie…   

Nie było na co czekać... – natychmiast zdecydowaliśmy się na kastrację suki, ponieważ pozostawienie jej nawet na kilka dni z rozwijającym się ropomaciczem zagrażało bezpośrednio jej życiu. Operacja trwała kilka godzin, ponieważ z uwagi na osłabiony stan psa, musiała być przeprowadzona z dbałością i precyzją – na szczęście udało się!

Beti jest już kilka dni po zabiegu i powoli dochodzi do siebie. Nadal jest nieufna, boi się głośniejszych dźwięków czy np. kija od miotły, dlatego niewykluczone, że mogło się jej nie raz oberwać… Cały czas intensywnie pracujemy nad jej lękami i na każdym kroku dajemy jej poczucie bezpieczeństwa i zaufania. Za kilka dni rozpocznie się dalsza diagnostyka pozostałych problemów – razem z lekarzem weterynarii, wierzymy, że Beti ma szansę wrócić do pełni zdrowia i znaleźć nowy kochający dom.

Jej diagnostyka i leczenie wiążę się z kosztami, których po raz kolejny nie jesteśmy w stanie pokryć samodzielnie w całości dlatego zwracamy się do Was o pomoc. Opieka weterynaryjna liczona jest po kosztach i pomimo tego co już jest zrobione i tak wielu rzeczy, które jeszcze przed nami, to potrzeba zaledwie, albo aż (w zależności, z której perspektywy patrzeć) ok. 2000 zł – na ten moment udało nam się wygospodarować 500 zł, dlatego musimy nieśmiało raz jeszcze prosić Was wszystkich o pomoc w pokryciu pozostałych 1500 zł kosztów. Liczy się każda złotówka, ale równie ważne będzie każde udostępnienie – za co wszystkim z góry dziękujemy i wierzymy, że po raz kolejny z sukcesem udam się nam wspólnie pomóc!