EDYCJA- 5.10.2021
Kochani, nie ma dobrych wieści...
Ares miał konsultację kardiologa, badanie pokazało znajdującego się w klatce piersiowej przy sercu "giga guza" oraz ogrom płynu i w klatce piersiowej i w brzuchu.
Podanie Furosemidu zmniejszyło jego ilość, ale w dalszym ciągu jest go bardzo, bardzo dużo.
Guz utrudnia mu oddychanie i powoduje, że psiak strasznie się męczy. Nie jest w stanie się podnieść, załatwia się pod siebie.
Cieszę się, że go stamtąd zabrałam. Jest w ciepłym pomieszczeniu, leży na miękkich kocach, dostaje środki przeciwbólowe.
Jeżeli będzie miał odejść- napiszę to po raz kolejny- odejdzie godnie. Nie udusi się litrami zalegającej wody, nie będzie w ostatnich dniach cierpiał z bólu, trząsł się z zimna.
Tylko tyle można już dla niego zrobić.
Bardzo, bardzo mi przykro.
Udało mi się znaleźć dla niego dom tymczasowy, z ogródkiem, bez jednego nawet schodka.
Za późno. Nie zdążyliśmy z pomocą.
Wiem, że nie da się uratować wszystkich zwierząt, wiem, że nie da się wszystkim pomóc, ale ta świadomość niczego nie zmienia.
Zawsze boli tak samo.
--------------------------------------------------------------------------
W sobotnie przedpopołudnie otrzymałam informację z prośbą o pomoc
Zanim obejrzałam przysłany film, poprosiłam o ponowne powiadomienie OTOZU i tak też Pani zrobiła.
W międzyczasie włączyłam nagranie i moim oczom ukazał się stary, schorowany, nie mogący się podnieść pies.
... nie mogący się podnieść pies i informacja z OTOZU, że mogą podjechać. Owszem.
ZA 2 TYGODNIE.
2 tygodnie cierpienia, bólu, niemocy i spania na betonie.
2 tygodnie sikania pod siebie.
2 tygodnie bez pomocy.
Próbując znaleźć jakiekolwiek rozwiązanie, wrzuciłam na Fb post o poszukiwaniu domu tymczasowego dla Aresa.
https://www.facebook.com/groups/ZaginioneTrojmiasto/posts/4357878650995871/
Nie spodziewałam się olbrzymiego odzewu, bo pies duży, pozbawiony możliwości poruszania się, wiadomo...
Jednak im dłużej tkwiłam w punkcie zero, im ciemniej i zimniej się robiło, tym silniej docierało do mnie, że staruszek kolejną noc spędzi na zimnym betonie, bo nie jest nawet w stanie wczołgać się do budy.
Wyobrażacie sobie ten nieznośny ból, który nie opuszcza nawet na sekundę? Niemożność załatwienia podstawowych potrzeb fizjologicznych? Ciemną noc i pozbawione wszelkiej opieki cierpiące do granic zwierzę?
Wsiadłam w samochód i pokonując łącznie ponad 150 km pojechałam po psiaka.
Bez przygotowania, bez pieniędzy i z olbrzymim żalem, że ci, którzy mogli mu pomóc kilka dni wcześniej, ludzie jakże szumnie nazywani inspektorami jednej z największych w Polsce organizacji prozwierzęcych zostawili go samego w potrzebie.
Obolałego. Cierpiącego.
WSTYD.
***
Zanim zobaczyłam Aresa, usłyszałam jego oddech.
Z ciemności, z czeluści kojcowych krat dobiegał ciężki i chrapliwy dźwięk.
To Ares walczył o każdy haust powietrza.
Na nasz widok próbował się podnieść, ale łapy na to nie pozwoliły.
Siłował się jeszcze przez moment z własną niemocą, ostatecznie przez nią pokonany, położył się ciężko dysząc na zimnym betonie.
Przeniesiony w kocu do samochodu, zupełnie zdezorientowany i zestresowany wyruszył z nami po pomoc.
Patrząc na niego bałam się, że nie dojedziemy, ze nie zdążymy, że udusi się po drodze.
Potem było już tylko trudniej.
Wystraszony, obolały psiak próbował gryźć przy każdej próbie wyjęcia z samochodu. Ostatecznie udało się i Ares trafił pod opiekę gdańskiego Zwierzyńca.
Pierwsze, co rzuciło się w oczy, to olbrzymia opuchlizna. Nabrzmiały brzuch, opuchnięte łapy, nawet klatka piersiowa wydawała się być nienaturalnie duża.
Natychmiast wykonane badanie wykazało obecność dużej ilości płynu w klatce piersiowej i obrzęk płuc tak olbrzymi, że ciężko było nawet określić, gdzie znajduje się serce.
Niestety, ale wielce prawdopodobne, że tej nocy Ares by już nie przeżył.
Umarłby w możliwie najgorszy sposób nie mogąc zaczerpnąć oddechu...
Na cito dostał Furosemid, środki przeciwbólowe i szereg niezbędnych leków.
Zaniesiony do kojca, ułożony na miękkich kocykach, położył się i -o dziwo- wyspokojniał. Zdjęłyśmy mu kaganiec, podałyśmy miskę z jedzeniem.
Zjadł z apetytem, jednak kiedy chciałam zabrać pustą już miskę, ostrzegawczym warknięciem pokazał mi, że może i chory, ale bez kagańca to już on tu rządzi. ;)
Zatem został.
W cieple i bez bólu. Wprawdzie w kojcu, ale otoczony dobrymi ludźmi i pomocą na wyciągnięcie łapki.
***
Mija właśnie doba od pozostawienia Aresa w Zwierzyńcu. Sika pod siebie, nie jest w stanie się podnieść.
Ale jest spokojny i sprawia wrażenie zadowolonego.
Chyba nigdy w życiu nie miał tak wygodnego posłanka. :)
Zrobiłam, co mogłam.
Teraz Was proszę o pomoc w zgromadzeniu finansów na pełną diagnostykę staruszka. Tego nie dam już rady zrobić sama.
***
Chciałabym serdecznie podziękować pani Izie Tomczak- Zabrockiej z gdańskiego Zwierzyńca. Kiedy zadzwoniłam i przedstawiłam sytuację psiaka, nie wahała się ani przez moment, za priorytet uznała natychmiastowe jego zabezpieczenie i zgodziła się na przyjęcie go w klinice.
Pani weterynarz czekała już na nas, przygotowana na przjazd Aresa. Otrzymaliśmy pomoc najlepszą z możliwych.
Pani Izo- dziękuję z całego serca.
***
Dziękuję również mojemu Tomkowi oraz Madzi i jej mężowi, którzy poświęcili sobotni wieczór na jeżdżenie ze mną i pomaganie psiakowi. Nie potraktowali mojej prośby jako kolejnej fanaberii ;) i dzięki temu udało się nam wspólnie zabezpieczyć i przenieść (ponad 40 kg!) psiaka.
***
Równie serdecznie "dziękuję" inspektorom, którzy byli na miejscu i nie udzielili pomocy Aresowi. Życzę wam, aby dni upływały wam w równie radośnie i w równie dobrym samopoczuciu jak to, jakie miał Ares wczoraj, kiedy zabierałam go z kojca.
Nie wstyd wam? Nie wstyd?
Quo vadis, świecie? :(
Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
Kasia
Będzie już tylko lepiej:)
Anonimowy Darczyńca
Na lepsze jutro
Dorota
Powodzenia!