Cześć, nazywam się Grzegorz i mam 27 lat, pozbawiony nałogów. Od marca 2020 roku zamieszkałem sam wynajmując mieszkanie. Porwałem się z motyką na słońce jak to się mówi, ale poradziłem sobie lepiej niż myślałem. Mieszkam sam, a wraz ze mną dwa koty. Jednego mam prawie 3 lata, drugiego ponad półtora roku. Na co dzień pracuję fizycznie w tej samej firmie już od 8 lat.
Dopiero w tym roku zdecydowałem się na diagnozę i leczenie, kiedy od grudnia 2021 do lutego tego roku znajdowałem się na zwolnieniu lekarskim. Wykryto u mnie zaburzenia nerwicowe (lękowe), zaburzenia adaptacyjne i oczywiście depresję i to wszystko potwierdzone jest przez psychologa, dwóch psychoterapeutów, psychiatrę i dogłębny test MMPI-2. Ostatnio mimo leczenia farmakologicznego (muszę brać od 8 do 11 tabletek dziennie zależnie od potrzeby) gwałtownie pogorszył się mój stan, zostałem skierowany do szpitala psychiatrycznego ale odmówiłem. Za to wznowiono skierowanie na terapię grupową codzienną (pierwsze takie skierowanie miałem w marcu tego roku, ale odmówiłem ze względu na rozpoczęcie pracy w nowym miejscu), która miała rozpocząć się w połowie września ale jej termin na razie przesunięto na początek października. Od początku września jestem na zwolnieniu lekarskim od psychiatry. Na mój zły stan wpływ mają niepowodzenia i problemy życiowe, postępująca inflacja powodująca coraz większe problemy finansowe oraz problemy w pracy, które są echem poprzedniej sytuacji u tego samego pracodawcy ale w innej filii.
Mój budżet domowy od lat był dobrze zaplanowany i kalkulowany. Zawsze opłacałem rachunki na czas, odkładałem regularnie pieniądze na oszczędności. Był też taki okres, że sobie dorabiałem, ale koniec końców problemy z kręgosłupem (zwyrodnienia) uniemożliwiły mi podejmowanie się dodatkowej pracy zarobkowej. Dzisiaj, w dobie inflacji, stoję przed wyborem - kupić jedzenie czy kupić leki, zatankować samochód (dojazd na terapię) czy kupić jedzenie i żwirek dla kotów? Z miesiąca na miesiąc kurczą się moje oszczędności bo przeżera je inflacja. Dotychczas miesiąc musiałem przeżyć za 650 złotych, ponieważ mieszkanie (ok. 1450zł) i pozostałe opłaty (ponad 700zł + 500 na oszczędności) co powodowało, że na koniec miesiąca brakowało mi pieniędzy na jedzenie. Wówczas pieniądze musiałem podbierać z oszczędności, a kiedy zaczynało ich brakować - od znajomych. Tankowanie samochodu (150zł miesięcznie), zakup leków, produktów dla kotów (oba co 2-3 miesiące, średnio 50 i 80 złotych miesięcznie) i np. wyjście do kina finansowałem zawsze z oszczędności. Obecnie, będąc na chorobowym, moje wynagrodzenie będzie mniejsze o około 800 złotych (dodatki, zasiłek chorobowy) co powoduje, że po opłatach zostanie mi 500 złotych na przeżycie miesiąca i brak możliwości odłożenia pieniędzy na oszczędności!
Niestety, pod koniec lipca tego roku w terenie zabudowanym w mój samochód uderzyła sarna, która wyskoczyła z wzniesienia obok drogi i zatrzymała się na jezdni tuż przy moim samochodzie. Mimo zachowanej przepisowej prędkości bo były to godziny szczytu i duży ruch, sarna roztrzaskała przedni lewy reflektor, oderwała lewe lusterko i wgniotła maskę oraz błotnik. Pomimo dwumiesięcznej batalii z zarządcą drogi, odmówiono mi wypłaty odszkodowania pomimo winy zarządcy, który nie ustawił odpowiednich znaków w terenie zagrożonym wystąpieniem dzikich zwierząt (zabudowa mieszkalna jest minimalna). Poniesione natychmiastowe koszty to ponad 500 złotych, które pozbawiły mnie pieniędzy na czarną godzinę. Wycena rzeczoznawcy wyznaczonego przez ubezpieczyciela zarządcy, to ponad 5.700 złotych. Zarząd nie zdecydował się nawet na pokrycie kosztów wymienionych części. Od tamtej pory moja sytuacja finansowo bardzo się pogorszyła i pogarsza się dalej, ponieważ wszystkie oszczędności jakie mam na chwilę pisania tego tekstu to 700 złotych. Z wypłaty za wrzesień nie będę w stanie nic odłożyć. W październiku mam do zapłaty ratę OC w wysokości 370 złotych, co powoduje, że zostanę z 330 złotych oszczędności, z czego do 200 złotych przeznaczę na zatankowanie samochodu. Komunikacja miejska jest nieopłacalna, ponieważ do miejsca, którego potrzebowałbym się dostać kursuje tylko jedna linia a bilet miesięczny to prawie 170 złotych. Koniec końców w październiku zostanę z 130 złotych oszczędności. Dodając kwotę, która zostanie mi po opłatach, daje 630 złotych na przeżycie miesiąca. A co dalej?
Od miesięcy żyję skromnie. Kupuję tylko najtańsze produkty, tylko z przeceny i promocji. Od kilku miesięcy ze względu na ceny, nie byłem w stanie kupić sobie mięsa droższego niż 50% jego wyjściowej ceny. Wędliny kupuję na wagę i to te poniżej 20 złotych za kilogram. Sera nie kupuję od paru miesięcy bo jest dla mnie zdecydowanie za drogi. Przeważnie moje zakupy to chleb z przeceny, któremu kończy się termin ważności, coś do posmarowania chleba, makarony i ryż, mrożonki warzywne czy warzywa w konserwach - na zupy czy jakieś dania na kilka dni. Korzystam z aplikacji Too Good To Go, żeby kupować jedzenie jeszcze taniej. Odmawiam sobie przyjemności, nawet chociażby słodyczy. Pozwolę sobie raz na miesiąc a nawet rzadziej na czekoladę czy paczkę chipsów. Oszczędzam jak się da i na czym się da, ale już sięgnąłem totalnych granic możliwości.
Bardzo gorąco proszę o pomoc ludzi o dobrych sercach.
Nie chcę pożyczać więcej od znajomych, bo jeszcze nie oddałem tego co już pożyczyłem. Obiecałem, że będę oddawał od nowego roku, jak w życie wejdą podwyżki najniższej krajowej i jednocześnie poprawi się moja sytuacja finansowa.
Nie chcę pożyczać od rodziny, ponieważ od dwóch lat nie utrzymuję kontaktu z rodzicami.
Sam pomagałem kiedy mogłem, a teraz sam potrzebuję pomocy. Wierzę, że dobro wraca. Kiedy będę mógł, sam będę ponownie nim się dzielił.
Pozdrawiam i z góry DZIĘKUJĘ,
Grzegorz.
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!