Choć nowotwór to straszna choroba, nie tracimy wiary. Marcelek musi wyzdrowieć! Prześlijcie mnóstwo dobrych myśli dla rodziny chłopca, mocno trzymajcie kciuki — w tym trudnym czasie to niezwykle ważne. Walka trwa.
Marcelek w styczniu skończył roczek. Jest jeszcze taki malutki, a już tak wiele przeszedł… To nasze pierwsze, wyczekane i wytęsknione dziecko. Chociaż ciąża przebiegała wzorowo, Marcelek od początku miał problemy zdrowotne: alergia pokarmowa i skórna, problemy z brzuszkiem, ulewanie. Byliśmy pod stałą opieką specjalistów, pobyty w szpitalu, USG i wiele innych badań. W końcu trafiliśmy do profesora w Łodzi. Podejrzewał atopowe zapalenie skóry, dostaliśmy skierowanie do szpitala na dokładne badania, by wykluczyć alergię. Dwa tygodnie wcześniej zdarzyło się jednak coś, co wszystko zmieniło…
Marcel uderzył się w główkę, dosyć lekko, nawet mocno nie płakał. Moglibyśmy zapomnieć o tym zdarzeniu, gdyby tydzień później na oczku nie pojawił się siniak. Najgorsze było to, że jedno z oczek nagle miało wytrzeszcz! Podczas wizyty w Łodzi profesor zajął się tymi objawami. Seria badań, poważne miny lekarzy, coraz więcej niepokojących informacji i narastający w nas strach… To był początek końca naszego spokojnego życia, które wkrótce zmieniło się w horror…
Po serii badań zapadła diagnoza, właściwie wyrok – nowotwór złośliwy nadnerczy z przerzutami do twarzoczaszki. To właśnie guz spowodował, że Marcel miał wytrzeszcz, możliwe nawet, że już urodził się z neuroblastomą… Guzy w jego maleńkim organizmie były i nadal są ogromne. Nasze życie rozpadło się jak domek z kart. Musieliśmy jednak wziąć się w garść, bo na szali znalazło się życie naszego synka! To on był najważniejszy…
Onkologia. Miejsce, które dla większości ludzi wydaje się piekłem, dla nas stało się drugim domem. Lekarze nie czekali, od razu zdecydowali o podaniu chemii. Wtedy zaczął się dramat… Marcelek bardzo ciężko zniósł ten czas, na domiar złego doszła wysoka gorączka, rotawirus. Gdy przyszedł wynik biopsji, byliśmy załamani: neuroblastoma czwartego stopnia z przerzutami do głowy, kości i szpiku. Ten potwór zaatakował naszego małego synka, dotychczas pogodnego łobuza, który nie usiedział przez moment w miejscu…
Choroba położyła synka do łóżka, odebrała mu całą energię i radość życia. Marcelek przeszedł ogromną traumę, a to dopiero początek naszej walki o życie… Płacze nawet wtedy, gdy widzi mamę w rękawiczkach. Boi się, że znowu będzie kłuty, znowu będzie cierpiał. Ile jeszcze razy lekarze będą próbowali się wbić w maleńkie, kruche żyłki? Ile jeszcze zniesie maleńki, wymęczony organizm? Przed nami długa droga, ale się nie poddamy!
Wierzymy, że Marcel wytrzyma wymioty, biegunki, wybroczyny, spadki nastroju oraz kolejne dawki chemii, radioterapię, operację i immunoterapię. Że przezwycięży nieopisany strach. Jesteśmy przy nim każdego dnia w każdej minucie… Dzisiaj już jednak wiemy, że sami nie jesteśmy w stanie uratować naszego synka.
Marcelek jest w trakcie chemioterapii. Jesteśmy po 4 cyklu, a między podaniami wychodzimy do domu, gdzie synek odpoczywa i zbiera siły. Marcel na razie czuje się dobrze, dzielnie znosi chemię. Planowo ma dostać 8 podań, ale możliwe, że będzie ich więcej. Potem radioterapia, megachemia, przeszczep szpiku. Na koniec immunoterapia — to leczenie, które pozwoli ostatecznie pokonać nowotwór i zmniejszy ryzyko nawrotu! Problem w tym, że leczenie przeciwciałami anty-GD2 nie jest refundowane…
Przypadek Marcelka jest niezwykle trudny, dlatego, by dać mu największą szansę na przeżycie, chcemy jechać na immunoterapię do Niemiec. Tam mają największe doświadczenie w leczeniu tego typu przypadków! Niestety, koszt terapii, koszt życia naszego dziecka, jest gigantyczny… Otrzymaliśmy kosztorys na blisko 1,5 mln złotych, ale te koszty jeszcze prawdopodobnie wzrosną.
To dla nas bardzo trudne chwile. Nasz synek walczy o życie ze śmiertelną chorobą, a szansa na ratunek kosztuje niewyobrażalną fortunę. Czerpiemy siły z wiary, że zdarzy się cud, że zdążymy uzbierać całą sumę, a leczenie sprawi, że choroba odda nam synka i będzie jak dawniej… Bądź naszym wsparciem, z całego serca prosimy. Bez Ciebie, bez setek, a może i tysięcy osób o wielkich sercach nie ocalimy Marcelka. Nie poddamy się, nie oddamy go śmierci...
Michalina i Mateusz, rodzice Marcelka
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!