Stowarzyszenie "Przytulidełko"
Niestety Filipki nie udało się uratować i parę dni temu, podczas kolejnej wizyty, po konsultacji z lekarzem zdecydowaliśmy, że kolejne dni utrzymywania jej przy życiu byłyby już tylko niepotrzebnym męczeniem maleńkiej.
Strasznie było ją żegnać!
Tym straszniej, że na naszych rękach przyszła na ten świat, wesolutka i rozbrykana.
Google ciągle przypomina jej zdjęcia sprzed 3 lat, bo okres jesieni to okres jej dzieciństwa i tym bardziej ciężko i straszno.
Naprawdę zrobiliśmy wszystko by ją ratować. Był moment, że wydawało się, że będzie dobrze, że się wyzbiera ale nerki w kształcie winogron, które już nie posiadają swojej właściwej struktury a złożone są jedynie ze zgrupowanych torbieli wygrały na całym froncie walki. To choroba nieuleczalna ale koty żyją z nią wiele lat. Warunkiem jest, że są leczone i poddawane kontrolom czego niestety w tym "dobrym domku" brakło i Filipka wróciła wycieńczona z zanikiem mięśni a jak się przyjrzeć po czasie to jej sposób chodzenia na sztywnych nóżkach był efektem zatrucia mocznikiem i postępującego paraliżu mięśni.
Strasznie gdy tak młode kociaki muszą umierać przez ludzką nieodpowiedzialność, głupotę i niefrasobliwość.