FUNDACJA LAMBDA POLSKA
(2/2) przyniesionych przez wolontariusza z Lambdy Polska, przez same pielęgniarki, wywalczyłem obecność lekarza przy zwróceniu genitaliów, bo kolejne spotkanie z topornością personelu i produkowanie mi niesprawiedliwie dyskomfortu, znacznie utrudniłoby mi podstawowe funkcjonowanie, które już było zaburzone konserwatywnym podejściem ludzi w szpitalu. Skontaktowałem się z Pacią z Lambdy Polska, potem rozmawiałem całościowo i dogłębnie o moich beznadziejnych przeżyciach, dzięki temu przełamaniu lodów topornego polskiego podejścia, cały personel miał szkolenie z ekspertem. Parę dni wcześniej pojawiła się w szpitalu kolejna trans osoba, więc mój trud, mam nadzieję, zaowocuje lepszą sytuacją dla niej i innych... 2023 rok. Gorzki żal, pobyt może nie pokaleczył mnie, przeżywałem o wiele gorsze sytuacje, ale utrudnił mi zdrowienie. Byłem w rozsypce. Musiałem walczyć o moje prawa w miejscu, które miało mi pomóc. Nasiliły się moje koszmary, paraliże senne, paranoje ze strachu przed innymi pacjentami, personelem, nawet wolontariuszami z zewnątrz, którzy chcieli mi pomóc. Docierały do mnie paczki z jedzeniem, ubrania, leki na przeziębienie, a nawet słodycze, buty i laptop. Wasze wsparcie... to był dla mnie szok. Na początku nie dawałem sobie pomóc, ale wolontariusze i to co dla mnie robiliście, dało mi ciepło, wsparcie i delikatnie tlący się promyczek nadziei. Dziwne, niecodzienne uczucie troski i dobroci z zewnątrz. Ludzie w moim życiu w większości dali mi nieźle w kość, a tu ? Ciepło? Oparcie? Zrozumienie i niezaprzeczanie istnienia choroby skrzywdzonej psychiki... Ciężko było mi uwierzyć. Wsparcie odwróciło moją sytuację o 180 stopni. Zacząłem czytać książki o terapii behawioralnej, mogłem załatwić z laptopu sprawy, które domagały się uwagi z zewnątrz, zabezpieczyć swoje studia i sytuację z pracą. Jedzenie, dzięki któremu mój testosteronowy głód na diecie szpitalnej nie skręcał mi żołądka. STP umożliwiło mi załatwianie swoich potrzeb w toalecie bez zamka z drzwiami z szybą, jedna z najgorszych rzeczy zwłaszcza, że w dzieciństwie miałem złe doświadczenia z podobnymi sytuacjami na co dzień. Buty i ubrania zapewniły mi po prostu sytuację w której nie zamarzałem na szpitalnym korytarzu. Z samotności zrobiła się grupka osób, która obudziła we mnie zaufanie i kawałek odwagi w stosunku do ludzi.
Sytuacja Figi. Była karmiona, wyprowadzana na spacerki, miała zaopiekowane podstawowe potrzeby, jednak osowiała, chowała się po kątach, stała się nieobecna, znów agresywna. Regres do początku naszej relacji, nigdy nie chciałem dla niej źle, nie poradziłem sobie... Musiałem trafić do szpitala. Gdy zobaczyliśmy się po tej rozłące, Figa wskoczyła mi na ręce, nie chciała zejść, cała ona promieniowała, bólem i szczęściem. W domu nie chodziła za mną wszędzie, ciągle pilnowała mnie. Powrót do rzeczywistości był, wyrealniony. Byłem zdezorientowany, miałem trochę koszmarów, ale przynajmniej byłem z powrotem z Figą. Z dnia na dzień dawkowałem sobie rzeczywistość. Jestem też cały czas na łączach z Lambdą Polska, z Moniką, z rodzicami z grupy My Rodzice, z wolontariuszami z którymi się zakumplowałem. Pierwsze dni były trudne. Przerażenie, strachy, ja sam ze sobą. W szpitalu umówiłem się na kilka wizyt do mojego terapeuty, żeby się zabezpieczyć. Świat po raz kolejny był dla mnie obcym miejscem, ale miałem wsparcie w ludziach, którzy dali mi szansę poznać się, zobaczyć ciepło, zaufać, dobra energia popłynęła... Pracę mam załatwioną, studia też, rutyna i dobre nawyki funkcjonowania ze szpitala są. Pierwsze parę dni po wyjściu byłem pochłonięty stanem Figi, psychicznym i fizycznym. W wynikach krwi, wyszły straszne rzeczy, wykluczyliśmy najgorsze choroby. Około 1000 złotych zostawiłem u weterynarza. Figa ma chorą tarczycę, nie jest to najgorszy scenariusz, więc mi ulżyło. Dzięki zrzutce, po wyjściu ze szpitala mogłem zabezpieczyć siebie i Figę w zapas jedzenia, leków które przypisali mi w szpitalu, zabezpieczyć siebie w spokój i poczucie bezpieczeństwa. Zrzutka służy mi jako zasoby na terapię, już nie muszę wybierać czy zjeść mniej i kupić wizytę u terapeuty i czuć zabezpieczenie mojego umysłu poharatanego szramami, który na obecny stan nie funkcjonuje standardowo, czy zjeść więcej i być mniej głodnym, ale być samym z moim bagażem, co zdecydowanie nie wyszło... To, że mam środki dzięki hojności ludzi, którym jestem obcy (może nie jesteśmy tak daleko od siebie jeżeli mamy w sobie empatię, bo to nas łączy), którzy zobaczyli kawałek mnie, a ja mogłem zobaczyć iskierki jakiejś niesamowitej empatii wysyłane w moją stronę w kolejnym najciemniejszym momencie mojego życia, pchnęło mnie, naprawdę dało nadzieję. Z myślą o tym, że jest dla mnie szansa, że mogę wrócić na terapię, że mogę zawalczyć z moją traumatyzującą przeszłością i konsekwencjami jakie rzuca na moje obecne życie. Moje najbliższe osiągnięcia będę dodawać tutaj w następnych aktualizacjach.
Pozdrawiam z wyrazami wdzięczności, Max i Figa