Cześć, mam na imię Klaudia, mam 35 lat i potrzebuję Twojej pomocy. Kiedyś to ja organizowałam zbiórki lub je wspierałam, teraz niestety muszę stanąć po tej drugiej stronie. Zapraszam Cię do poznania mojej historii od diagnozy endometriozy i adenomiozy, która nie była szybka i łatwa do poczucia, że straciłam część mojego życia.
Od wielu lat choruję - wszystko zaczynało się powoli i niewinnie. Najpierw leczono mnie z powodu diagnozy pierwotnego zaburzenia odporności, pojawiały się różne trudności z tym związane, wdrażano leki, poddawano operacjom/zabiegom, bo miałam też tendencję do pojawiania się guzów, które dla bezpieczeństwa trzeba było usuwać. Gdy moje życie zaczęło krążyć wokół wizyt u lekarzy, badań i diagnoz miałam wtedy 20 lat, ale pomimo tego zawsze towarzyszyła mi ogromna radość z życia i optymizm.
W 2022 roku zmagałam się już z ogromnymi problemami ze strony jelit, które już wcześniej dawały sygnał, że coś jest nie tak. Momentami ból był tak silny, że klękałam na podłodze i modliłam się, żeby zaraz przeszło. Czasem mój organizm nie potrafił wypróżnić się przez 7 dni. Rozpoczęły się kolejne wizyty u lekarzy, usunięto mi z jelit 3 zmiany, wdrożono leki i dietę, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że na tym się nie skończy.
Ze względu na różne trudności, z którymi się zmagałam, zaczęłam podnosić swój próg bólu, jednak w lutym 2023 roku życie zaczęło mi pokazywać, że moja siła psychiczna zostanie wystawiona na ogromną próbę. Zaczęły się u mnie silne bóle prawej nerki, zaczęłam wyczuwać kiedy zacznie się kolejny atak i zdarzało się, że szybko zwalniałam się z pracy i jechałam natychmiast do domu, żeby pełny atak przejść w komfortowym dla siebie miejscu - w momencie dostawałam gorączki, pojawiały się nudności, wymioty i biegunka. Jednak 27 marca 2023 roku kolejny atak był już tak szybki, że dopadł mnie w pracy - niewiele z tego pamiętam, ale trzeba było wezwać karetkę. Nafaszerowano mnie No-Spą, Pyralginą i Tramadolem i zabrano do szpitala. Pomimo ciężkiego stanu, krwi w pojemniku zamiast moczu Pan Doktor na izbie przyjęć stwierdził, że diagnozować mam się we własnym zakresie, a do szpitala wrócić z gotowym planem operacji. Kazał pielęgniarce podać mi jeszcze Ketonal i puścić do domu - miałam wrażenie, że to się nie dzieje, ledwo stojącą na nogach, odurzoną lekami wystawiono mnie przed szpital. Zaczęliśmy walczyć o pomoc dla mnie (oczywiście wszystko wiązało się z pieniędzmi). Robiliśmy wszystko, co się dało, finalnie 6 kwietnia 2023 roku otrzymałam skierowanie do szpitala na pilną operację z powodu guzów, które zostały wykryte podczas jednego z badań. I tak ze swoją nadzieją i optymizmem pojechałam do szpitala, a tam znów "dostałam w twarz". Ordynator oddziału stwierdził, że on nie widzi potrzeby operacji teraz i kazał mi iść się leczyć i diagnozować do swojego lekarza, a na każde moje pytanie odpowiadał to samo, że o wszystko mam pytać swojego lekarza prowadzącego, którego tak naprawdę na tamten moment nie miałam, bo biegałam po różnych prywatnych gabinetach.
Wróciłam do Pani Doktor, która wystawiła mi skierowanie do szpitala. Opowiedziałam jej to wszystko, ona wyraziła swój szok i niedowierzanie, że tak zostałam potraktowana, ale powiedziała, że postara się zrobić wszystko ze swojej strony, żeby na ten moment pomóc mi, jak najlepiej potrafi. Wymyśliła plan leczenia, ale najpierw musiałam skonsultować się z moim onkologiem, czy on wyraża zgodę na takie leczenie i czy nie obciąży mnie za bardzo. Na szczęście onkolog dał zielone światło i w czerwcu 2023 roku rozpoczęłyśmy walkę o moje zdrowie. Wtedy też wiedziałam, że muszę odpuścić sobie pracę zawodową i zrobić sobie długą przerwę.
Niestety, w listopadzie 2023 roku podczas kolejnej kontroli i kolejnych badań mój stan bardzo się pogorszył i doszło do sytuacji, gdzie usłyszałam, że moje życie jest już zagrożone. Zostało mi wytłumaczone, czego nie wolno mi robić. Okazało się, że nawet nie mogę robić lekkich skrętów bioder, bo to może mi zagrażać. Wyjaśniono mi, że jeśli poczuje dane objawy, to mam dwie godziny, żeby zostać położona na stole operacyjnym, bo inaczej umrę. Miałam wrażenie, jakbym słuchała tego wszystkiego za jakąś szybą. Dopiero kiedy wyszłam z gabinetu wszystko do mnie dotarło i po prostu zaczęłam płakać. Miałam wrażenie, że nie mam już więcej sił, żeby walczyć i nie rozumiałam tego, co się dzieje.
Uruchomiliśmy kolejne fundusze, wiedzieliśmy, że trzeba walczyć. Trzeba było szukać kogoś, kto może mi pomóc. 13 grudnia 2023 roku trafiłam na lekarza, który po wysłuchaniu mojej historii, zobaczeniu wszystkich badań był w szoku, że rok temu nikt mnie jeszcze nie zoperował, skoro mój stan już wtedy tego wymagał. Skierował mnie na operację do szpitala. Jak się okazało w trakcie rozmowy - do szpitala, w którym jego szefem jest ordynator, który w kwietniu odesłał mnie do domu, jednak Pan Doktor obiecał mi, że to on będzie się mną zajmował i to on wykona operację.
W lutym 2024 roku miałam pierwszą operację i wykonywał ją niestety inny lekarz, a 25 marca miałam już drugą operację. Cały czas myślałam, że operacje będzie wykonywał lekarz, który mnie kierował. Niestety, po wszystkim okazało się, że operował mnie ordynator, który rok temu powiedział mi, że on mi nie pomoże, bo nie widzi takiej potrzeby.
Tak naprawdę wtedy zaczął się mój kolejny koszmar. Ilość informacji, które usłyszałam po kolejnej operacji przytłoczyła mnie. Potwierdzono diagnozę endometriozy IV stopnia (głęboko naciekającej) i adenomiozy. Wszystkie moje narządy były sklejone w jedną, wielką kulkę. Ogromny stan zapalny, guzy, wiele zmian i uszkodzeń. Mój stan był bardzo ciężki, ale pomimo tego, że wykonano mi operację, to nie zajęto się tym, co było najpilniejsze - czyli jelitami, moczowodem i prawą nerką. Zrobiono tylko część rzeczy, zamknięto i zostawiono. Po wyjściu ze szpitala byłam bez żadnej opieki, nie dano mi żadnych leków, nawet kiedy miałam ściągane szwy, to nie mogłam porozmawiać z żadnym lekarzem, chociaż czułam, że mój stan nie jest lepszy, tylko dzieje się tam coś złego.
Znałam swój organizm, zaczęłam czytać jego sygnały. Wiedziałam, że dzieje się coś złego i jest gorzej, niż było. Zgłosiłam się kolejny raz do lekarza i wprowadzono mnie w stan sztucznej menopauzy i tak mnie pozostawiono - z kolejnymi trudnymi objawami. Zaczęłam tracić włosy, mój organizm wariował. Przechodziłam wtedy ogromny kryzys psychiczny - poddałam się. Nie miałam już sił na dalszą walkę. Właściwie, to miałam wrażenie, że po prostu trochę pogodziłam się z tym, że jeśli coś się stanie, to niech się stanie i jestem z tym pogodzona. Na szczęście po czasie wróciła mi ta moja wewnętrzna siła i podjęliśmy decyzję z mężem, że trzeba walczyć dalej, nawet jeśli ma to nas kosztować kolejne ogromne pieniądze. I tak trafiłam do prywatnej kliniki we Wrocławiu, gdzie usłyszałam bardzo trudne informacje. Po pierwsze, tymi dwiema poprzednimi operacjami lekarze tylko pogorszyli mój stan, a w ogóle mi nie pomogli. Spustoszenie, jakie zrobili jest już po części nieodwracalne. Niestety, choroba zaczęła też atakować lewą stronę. Zostałam skierowana na kolejne badania, jeszcze bardziej specjalistyczne, które miały tak naprawdę powiedzieć, w jakim kierunku zmierzamy. Niestety wszystko, co powiedział Pan Doktor na wizycie, zostało potwierdzone po otrzymaniu wyników badań. W międzyczasie od 10 sierpnia prawa nerka bez przerwy daje o sobie znać, codziennie łykam od 8 do 10 tabletek, tylko na same problemy z nerką, bo lekarze robią wszystko, żeby jej pomóc. Do tego nerka doprowadziła do sepsy, z której na szczęście udało się mnie wyciągnąć, ale niestety cały czas jest zagrożenie nawrotu.
W każdym momencie może wydarzyć się coś złego i dlatego potrzebna jest kolejna operacja. Niestety, ze względu na to, że mówimy o kolejnej ingerencji i biorąc pod uwagę powikłania po poprzednich, to kolejna jest dużo bardziej obciążająca, wiąże się z ogromnym ryzykiem, ale to jest moja jedyna nadzieja, że może być lepiej. Wiem, że już nigdy nie będzie tak samo, ale marzę o tym, żeby przestać bać się o swoje życie, żeby nie widzieć łez moich bliskich, którzy boją się każdego momentu mojego bólu, którzy po prostu boją się, że mnie stracą.
Pomimo tego, że ogromnie się boję i jestem już zmęczona tym wszystkim, nosząc ogromny żal do lekarzy za krzywdę, którą mi zrobili, to zbieram w sobie siłę i wiarę w to, że będzie lepiej. Chcę odzyskać chociaż część mojego normalnego życia. Czuję ogromny ból, bo w środku wszystko mam tak posklejane, jakby ktoś użył kropelki i na siłę próbował mnie rozklejać. Jak wygląda moje życie z chorobą? Kiedyś było inne, było mi łatwiej dawać sobie radę, ale już nie mam sił. Teraz głównie leżę w łóżku albo na kanapie. Wszystkie obowiązki domowe przejął mąż, czasem mam takie dni, że zrobienie sobie śniadania jest dla mnie potwornie trudne. Nawet siedzenie gdzieś musi być dla mnie dostosowane, na zajęcia do szkoły psychoterapii jeżdżę z poduszką, żeby jakoś wytrzymać, bo boli nawet siedzenie. Nie mogę za szybko chodzić, bo choroba zajęła komórki nerwowe i jak za szybko albo za dużo chodzę, to odcina mi prawą nogę i nie jestem w stanie nią ruszyć. Zmieniłam pracę, żeby bardziej o siebie zadbać, ale codziennie wstaję z lękiem, że zaraz wszystko stracę. Mam trudności z jedzeniem, czasem są takie dni, że mogę jeść tylko płynne rzeczy, więc radością jest dla mnie moment, kiedy umiem zjeść pełny obiad. Tym bardziej że moja waga czasem spada do granicy wskaźnika wygłodzenia, czego konsekwencją może być żywienie pozajelitowe, więc wykorzystuję każdy lepszy dzień, żeby dostarczać organizmowi wszystko, co mu potrzebne.
Z czym zmagam się dodatkowo:
- SIBO,
- blizna w mięśniu sercowym,
- hipoglikemia,
- guzy na płucach,
- guz na wątrobie,
- nietolerancja histaminy,
- bezpłodność.
Jestem pod stałą opieką onkologa, urologa, gastrologa, ginekologa, lekarza ogólnego, urofizjoterapeuty i psychoterapeuty.
Przez lata nigdy nikogo nie prosiłam o pomoc. Ciężko pracowaliśmy z mężem, żeby finansowo móc dbać o swoje zdrowie, tak jak należy, a oprócz tego cieszyć się normalnym życiem i oddawać się swoim pasjom. Niestety, ja w pewnym momencie musiałam ograniczyć swoje działania zawodowe do niezbędnego minimum, potem podjęłam decyzję o przerwie i wtedy spadła na nas jeszcze choroba męża. W lipcu 2023 roku w ciężkim stanie trafił do szpitala, a to tylko podwoiło nasze wydatki. Na zdrowie wydajemy średnio od 1800 złotych do 2500 tysięcy miesięcznie, nie wliczając w to nagłych sytuacji typu zabieg/operacja, które można było zrobić tylko w prywatnych klinikach. Oddaliśmy na zdrowie wszystkie nasze oszczędności, pieniądze na nasze wielkie marzenia, wzięliśmy kredyty, ale informacja, która spadła na nas teraz we wrześniu uświadomiła nam, że już sami nie damy rady. Potrzebna jest, jak najszybsza operacja, której koszt razem z późniejszą opieką przekracza nasze aktualne możliwości. Operacja zaplanowana jest na 19 listopada 2024 roku. Zostaną usunięte zmiany endometrialne poszerzone o wycięcie macicy z jajowodami, resekcja zmian z jelita z prawdopodobieństwem wyłonienia stomii, szynowanie moczowodu prawego z reimplantacją do pęcherza i wyłonieniem nefrostomii lub całkowitym usunięciem prawej nerki.
Mam jedno życie i nigdy nie chciałam oddać go w całości chorobie. Chociaż czasem, gdy się zatrzymuję i patrzę wstecz, to jest to historia o powolnym oddawaniu cząstek siebie i szukaniu czegoś nowego w te puste miejsca, a czasem o akceptowaniu pustki po czymś. Zawsze kochałam podróże, to moja wielka miłość, a miłości się nie porzuca, gdy robi się ciężko, tylko szuka się kompromisu. Podróże były czasem dla mnie ratunkiem, żeby nie utonąć w otchłani smutku, cierpienia i braku chęci do dalszej walki. Nowe miejsce łapało mnie na swój sposób, gdy ja już chciałam się poddać i wyzwalało we mnie tą siłę, żeby biec do życia, a śmierć zostawiać daleko za sobą.
Nigdy nie chciałam budować swojej tożsamości na chorobie, nie chciałam dać się wpisać w stereotyp osoby ciężko chorej, chociaż nie było to łatwe, bo konsekwencją tego, było czasem mierzenie się z okrucieństwem drugiego człowieka, szczególnie ze strony innych kobiet. Byłam za ładna, żeby chorować, zbyt zadbana, zbyt uśmiechnięta, żeby mówić o cierpieniu. Łatwość oceny drugiego człowieka przez pryzmat wyglądu, ubrań, zdjęć niektórzy ludzie opanowali do perfekcji, ale nie chciałam zmieniać siebie, tylko dlatego, żeby innym zrobić dobrze. Moja postawa, optymizm, uśmiech, motywacja do życia w normalności sprawiły, że wciąż jestem na tym świecie. Patrząc na siebie z boku, czuję ogromną dumę i czasem płyną mi łzy, bo sama nie wiem, skąd biorę tyle siły.
Teraz proszę Ciebie o pomoc w mojej walce z chorobą – pomóż mi wrócić do życia bez lęku! Bez Twojego wsparcia operacja nie będzie mogła się odbyć.
Jeśli masz ochotę posłuchać o małym fragmencie mojej historii, to zapraszam do wysłuchania mojej rozmowy z cudowną kobietą, dzięki której odważyłam się powiedzieć o tym, jak jest:
Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲
Organizator zbiórki
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Pomagam.pl to największy i najpopularniejszy w Polsce serwis do tworzenia internetowych zbiórek pieniędzy. To narzędzie, które umożliwia każdemu i całkowicie za darmo założenie zbiórki w kilka chwil.
Dzięki Pomagam.pl w łatwy i bezpieczny sposób zbierzesz fundusze na to, co dla Ciebie ważne m.in. pokrycie kosztów leczenia, wsparcie bliskich w trudnych chwilach i na inicjatywy bliskie Twojemu sercu.
Krok 1:Chcesz założyć zbiórkę, ale nie wiesz od czego zacząć? Nie martw się! Obejrzyj krótki film poniżej, który tłumaczy, jak działa Pomagam.pl.
Krok 2:Zbiórkę na Pomagam.pl przygotowujesz i publikujesz samodzielnie. Nie przejmuj się - założenie zbiórki trwa dosłownie kilka chwil i jest prostsze, niż myślisz. Sprawdź poniższy poradnik.
W momencie tworzenia zbiorki możesz wybrać, czy chcesz ją prowadzić samodzielnie czy ze wsparciem Pomagam.pl. Pierwsza opcja jest całkowicie darmowa. Jeśli natomiast zdecydujesz się na promowanie zbiórki z naszym wsparciem, będziemy przypominać o Twojej zbiórce i zachęcać do wpłat osoby, które ostatnio odwiedziły stronę Twojej zbiórki (tzw. retargeting).
W tym celu będziemy wyświetlać Twoją zbiórkę zarówno na stronie głównej Pomagam.pl jak i w reklamach internetowych. Zwiększa to szanse na to, że więcej odwiedzających Twoją zbiórkę osób zdecyduje się ostatecznie na wpłatę lub udostępnienie zbiórki. W zamian za to dodatkowe, nieobowiązkowe wsparcie w promocji od każdej wpłaty potrącimy automatycznie 12%.
Krok 3:Twoja zbiórka jest gotowa, czas zacząć działać! Nikt nie wypromuje Twojej zbiórki tak jak Ty, dlatego pamiętaj, żeby udostępniać ją we wszystkich mediach społecznościowych: Facebook, Instagram, Twitter, LinkedIn czy YouTube i TikTok. Zacznij od rodziny i przyjaciół - poproś ich o udostępnienie i zachęć do wpłat. Wyślij znajomym linka do zbiórki z krótkim opisem na Messengerze, SMSem lub mailowo. Następnie skontaktuj się z lokalnymi mediami z prośbą o publikację Twojej zbiórki oraz zaangażuj w promocję okoliczne organizacje społeczne, władze samorządowe, instytucje oraz osoby znane w Twojej okolicy.
Pamiętaj, im więcej osób dowie się o Twojej zbiórce, tym większa szansa na osiągniecie celu! Więcej porad znajdziesz w ebooku, jak założyć i prowadzić skuteczną zbiórkę. Znajdziesz go w swoim panelu zarządzania zbiórką po jej stworzeniu. Sprawdź również naszego bloga, w którym dzielimy się praktycznymi poradami i wskazówkami.
Krok 4:Wszystkie osoby odwiedzające Twoją zbiórkę mogą szybko i bezpiecznie wpłacać na nią pieniądze, np. przy użyciu przelewów internetowych, kart kredytowych, tradycyjnych przelewów bankowych, a nawet na poczcie! Wpłaty księgują się natychmiast. Wszyscy widzą, jaką kwotę udało się już zebrać i mogą zapraszać do zbiórki kolejne osoby.
Krok 5:Pieniądze ze zbiórki możesz wypłacać na konto bankowe w każdej chwili i tak często, jak chcesz. Wypłata pieniędzy trwa na ogół 3 dni robocze. Wypłata nie spowoduje zmiany stanu licznika wpłat na stronie Twojej zbiórki. Możesz dalej zbierać pieniądze, a zbiórka będzie trwać aż do momentu, gdy zdecydujesz się ją zamknąć.
Prawda, że proste? To właśnie dlatego dziesiątki tysięcy osób prowadzi już swoje zbiórki na Pomagam.pl. Nie czekaj. Dołącz do nich teraz! Aby założyć zbiórkę, kliknij tutaj lub w przycisk poniżej:
Mira
Klaudia, dasz radę. Ściskam mocno 😘
Klaudia Morkisz-Baron - Organizator zbiórki
Dziękuję Mireczko❤️❤️❤️
Anonimowy Darczyńca
Trzymaj się Klaudia !! 💪💪😊
Klaudia Morkisz-Baron - Organizator zbiórki
Dziękuję ❤️❤️❤️
Anonimowy Darczyńca
Wszystko będzie dobrze Pani Klaudio .....do dobrych ludzi dobro wraca prędzej czy później że zdwojoną siłą....
Klaudia Morkisz-Baron - Organizator zbiórki
Z całego serca dziękuję ❤️❤️❤️
Krystian Orczyk
Już nie dużo zostało, na pewno się uda serce! Trzymam kciuki!
Klaudia Morkisz-Baron - Organizator zbiórki
Krystian dziękuję Ci za wszystko, a szczególnie, że jesteś ze mną w tym od samego początku ❤️❤️❤️
Bartosz Grudzien
Wracaj do zdrowia.
Klaudia Morkisz-Baron - Organizator zbiórki
Bardzo dziękuję ❤️❤️❤️