Od najmłodszych lat musiałam radzić sobie sama.
Z samotnością, strachem, odrzuceniem.
Z poczuciem, że jestem niepotrzebna. Że jestem błędem.
Moje dzieciństwo nie pachniało miłością ani bezpieczeństwem.
Zamiast przytulenia – był krzyk.
Zamiast spokoju – wieczny lęk.
Zamiast matki – alkohol.
Mama znikała na całe dnie i noce. Piła.
Była u „nowego wujka”.
A ja – mała dziewczynka – zostawałam sama w domu, przerażona, głodna, słuchająca odgłosów za drzwiami i modląca się, żeby nic się nie stało.
Kiedy wracała, zachowywała się, jakby nic się nie wydarzyło.
Czasem, gdy przesadziła, kupowała mi coś – ubrania, zabawkę.
I tak nauczyłam się, że „prezent” to nie oznaka miłości, tylko przykrywka dla winy.
W dorosłym życiu, kiedy ktoś coś mi dawał… czułam lęk. Bo myślałam, że za to zaraz coś złego się wydarzy.
Kiedy miałam około 12 lat, jeden z „wujków” mamy przyszedł pijany, gdy znów byłam sama.
Był nachalny. Próbował… wiadomo czego.
Na szczęście był tak pijany, że udało mi się uciec.
Ale ta noc zostawiła ranę, którą niosłam w sobie przez lata.
Nikt nie zapytał, czy jestem bezpieczna.
Nikt mnie nie przytulił.
Nikt nie zauważył, że krzyczę w środku.
W szkole byłam „tą trudną”. Biłam się. Krzyczałam.
Ale to był mój sposób, by ktoś wreszcie zauważył, że dzieje się coś złego.
Dorosłość nie przyniosła ulgi.
Byłam w małżeństwie, w którym dominowały przemoc, alkohol i upokorzenia.
Zaczęłam wierzyć, że na nic innego nie zasługuję.
Próbowałam odejść… ale nie z domu – z życia.
Próbowałam popełnić samobójstwo. Nikt się nie dowiedział.
Bo nie miałam komu powiedzieć.
W 2013 roku trafiłam do szpitala z ropniem, rozległym stanem zapalnym, prawie sepsą.
Dwa tygodnie walki o życie. Udało się – przeszłam zabieg, który mnie uratował.
W 2016 – ciąża pozamaciczna.
Kolejna interwencja. Kolejna blizna.
Tym razem nie tylko na ciele – ale i głęboko w duszy.
W końcu zdobyłam się na siłę, by odejść.
Potem był kolejny toksyczny związek – ale tym razem wiedziałam już, kiedy powiedzieć „dość”.
Zaczęłam walczyć o siebie.
Trenuję sporty walki. Dbam o zdrowie.
Po raz pierwszy w życiu ktoś dał mi poczucie, że jestem ważna, bezpieczna, kochana.
Poczułam się… kobietą.
Ale przeszłość nadal nie daje mi spokoju.
Bo patrzy na mnie z lustra – w postaci blizn, nadmiaru skóry, ciała, które nosi ślady tamtych czasów.
To nie tylko dyskomfort fizyczny.
To codzienne przypomnienie, że kiedyś byłam niczyja.
Że byłam krzywdzona. Porzucana. Odrzucona.
Nie mam dziś nikogo, do kogo mogłabym się zwrócić.
Moi rodzice już nie żyją.
I choć ich już nie ma – zostawili mi ciężar, który dźwigam do dziś.
Nie mam mamy, która przytuli.
Nie mam taty, który zapyta: „Jak się czujesz?”
Nie mam rodziny, która powie: „Nie martw się, jesteśmy”.
Zostałam sama – tak jak przez większość życia.
Ale dziś po raz pierwszy nie chcę być samotna w tej walce.
Dlatego proszę – Ciebie.
Nie dlatego, że nie mam dumy.
Ale dlatego, że mam nadzieję.
Marzę o zabiegu, który pozwoli mi usunąć to, co przypomina mi o przeszłości.
Nie dla urody. Nie z próżności.
Z potrzeby zamknięcia czegoś, co nigdy nie powinno było się wydarzyć.
Ale to nie wszystko.
Część z tych środków przeznaczę także na kursy zawodowe.
Chcę zdobyć kwalifikacje opiekuna medycznego.
Bo wiem, jak to jest czuć się niepotrzebnym.
Wiem, jak bardzo boli samotność, trauma, choroba – i brak wsparcia.
Dlatego chcę nie tylko stanąć na nogi – chcę pomagać innym, którzy też są w ciemności.
Tym, którzy cierpią, tracą siły, albo nie widzą wyjścia.
Chcę być dla nich tym, kogo ja sama nigdy nie miałam.
🔻 Bo ile razy można zaczynać od zera… zanim naprawdę się uda?
🔻 Ile krzywd trzeba przetrwać, by ktoś w końcu powiedział: "Już wystarczy"?
🔻 Czy po tylu ranach – nie zasługuję choć raz na coś dobrego...?
Jeśli ta historia poruszyła Twoje serce – pomóż mi zamknąć przeszłość i zacząć żyć naprawdę.
Każda złotówka to cegiełka nadziei.
Każde udostępnienie to szansa, że ktoś mnie usłyszy.
Każde dobre słowo – więcej niż myślisz.
Z całego serca – dziękuję. ❤️
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!