Kobieta z rudymi włosami, uśmiechająca się na tle budynku.

By wreszcie stanąć na nogi

15 579 zł  z 185 000 zł (Cel)
Wpłaciły 233 osoby
Wpłać terazUdostępnij
 
Joanna Szymańska - awatar

Joanna Szymańska

Organizator zbiórki

*** Po przeczytaniu opisu zbiórki, uprzejmie proszę zajrzeć również do "Aktualizacji". To właśnie tam dodaję najnowsze informacje w postaci kilkuzdaniowych komunikatów, by nie zmieniać ciągle opisu i by moi Darczyńcy na bieżąco otrzymywali powiadomienia o wszelkich nowych zdarzeniach ***

Dzień dobry, cześć!

Ciężko jest opowiadać o swoich problemach i prosić o pomoc, zwłaszcza obcych sobie ludzi, ale czasami życie nie pozostawia wyboru. W najgorszych snach nie przypuszczałam, że znajdę się w takim miejscu, bo choć niejednokrotnie w życiu było bardzo ciężko, to jednak zawsze jakoś udawało mi się wyjść na prostą. Tym razem niestety jest inaczej. Proszę, zatrzymaj się na chwilę i przeczytaj moją historię.

Mam na imię Asia, w sierpniu '25 obchodziłam swoje 30. urodziny.

W lutym '25, po prawie 6 latach życia na własny rachunek w Warszawie, która odkąd pamiętam była moim marzeniem, zmuszona byłam wrócić do rodziców, do mojego rodzinnego Jarocina. Choć wiem, że nie ma tu dla mnie przyszłości, choć nie chcę tu być- nie miałam wyboru.

Wszystko zaczyna się w 2018 roku, kiedy to pomogłam komuś bardzo mi bliskiemu, podpisałam się pod dużym zobowiązaniem, które te osoby zobowiązały się spłacać. Przez ponad 5 lat nie miałam z nimi większych problemów. Niestety, w maju 2023 roku usłyszałam, że już nic nie są mi winni. Padło w moim kierunku wiele przykrych słów np., że nie ma we mnie empatii, że nie interesuje mnie czy mają na chleb mimo, że byłam zawsze pierwszą osobą biegnącą im z pomocą i często dostawali w kryzysowych sytuacjach bezzwrotne przelewy. Zawsze mogli na mnie liczyć. Pewnie wiele można mi zarzucić, ale na pewno nie brak empatii.

To był pierwszy moment, w którym zawalił mi się świat. 

Drugim takim momentem był sierpień 2023, kilka dni przed moimi urodzinami, kiedy to partner, z którym byłam w związku przez ponad 2 lata, z którym zdążyłam zamieszkać, zaadoptować kota, stwierdził, że nie widzi naszej przyszłości. Tak o, po prostu. Usłyszałam jedynie "taką podjąłem decyzję", niestety nigdy ta decyzja nie została mi wyjaśniona. W ciągu niecałych 4 miesięcy zawiodły mnie dwie najbliższe mi osoby, które mówiły, że kochają. Straciłam swoje fundamenty. 

Sprawa o zapłatę trafiła do sądu (pierwszy pozew na około 8,5 tysiąca złotych, a w tym momencie są mi winni około 27 tysięcy, bo bank nie zgodził się na restrukturyzację zobowiazań mimo moich wielokrotnych próśb, ani na zawieszenie spłaty mimo interwencji Rzecznika Finansowego a ja, dopóki byłam w stanie, płaciłam).

W sierpniu 2024 zapadł wyrok, uzyskałam klauzulę wykonalności i oddałam sprawę do komornika. Na dzień, kiedy piszę te słowa (18.07.2025) dostałam cztery przelewy na łączną kwotę około 1000 zł. Nie jestem jedynym wierzycielem, stąd ściągalność jest prawie żadna. Od stycznia 2025 już nie płacę, bo nie mam już z czego. Po licznych konsultacjach z prawnikami, podjęłam z początkiem czerwca tego roku decyzję o wystąpieniu do Sądu Rejonowego w Kaliszu z wnioskiem o ogłoszenie upadłości konsumenckiej. Sprawa jest w toku. Mam ogromną nadzieję, że uda mi się pozbyć chociaż części długów.

Ja w tym momencie niestety nie zarabiam. Do czerwca 2025 byłam na rencie z tytułu całkowitej niezdolności do pracy. Renta to było niecałe 2 tysiące złotych, ponieważ jestem dość młoda i lat składkowych nie było wiele, a na tym właśnie opierają się wyliczenia takiego świadczenia. We wrześniu byłam na komisji lekarskiej, po której ZUS postanowił mnie w cudowny sposób uzdrowić. Mam wrażenie, że orzeczenie nie dotyczy mojego badania, bo lekarz stwierdził w nim chociażby brak objawów rozciągowych a ja krzyczałam z bólu, kiedy na siłę podnosił mi nogi. Stwierdził też, że brak jest patologicznych objawów neurologicznych, a mówiłam m.in. o zaburzeniach czucia. Czeka mnie więc odwołanie, nie wiem jak długo tym razem to wszystko potrwa. Mam orzeczony stopień niepełnosprawności. Aktualne orzeczenie jest ważne do stycznia 2026.

Od października 2022 roku leczę się na zaburzenia depresyjno-lękowe i zaburzenia adaptacyjne. Było źle, ale teraz jest tragicznie. Miewam straszne napady paniki, lęku. Coraz częściej dochodzą do tego myśli, że najlepiej byłoby zniknąć... Mimo leków nasennych albo nie mogę zasnąć albo wybudzam się w nocy. Coraz częściej budzę się z płaczem. Rano wyglądam i czuję się jak zombie. 

Dodatkowo choruję na dyskopatię lędźwiową. Mam liczne przepukliny, zdegenerowane krążki międzykręgowe, ucisk na korzenie nerwów, obustronną rwę kulszową. Od października 2024 przyjmuję jedne z najsilniejszych leków przeciwbólowych (opioidy), które już też powoli przestają działać. Boli codziennie. Drętwieją mi nogi. Na całej długości lewej nogi nie czuję dotyku. Powoli to samo zaczyna się na prawej nodze. Czasami odcina mi nogę i nie jestem w stanie iść. Bywa, że nie jestem w stanie wysiedzieć przy obiedzie. Ostatnio kucnęłam przy kociej kuwecie i nie byłam w stanie się podnieść. Zrobienie zakupów czy chociażby spacer jest wyzwaniem. Tak naprawdę wyzwaniem jest też wstanie z łóżka i pójście do łazienki. Tęsknię za długimi spacerami, za jazdą na rowerze. 

Nie pomogły mi różnego rodzaju blokady sterydowe, których miałam wykonanych około 5. Dwukrotny zabieg termolezji pulsacyjnej również nie przyniósł poprawy.

Przeszłam 3 zabiegi epiduroplastyki cewnikiem Racza: w czerwcu, październiku i grudniu 2024. Jedynie po pierwszej miałam miesiąc spokoju, kiedy to zapomniałam na chwilę jak to jest, kiedy boli kręgosłup. Niestety, po drugim zabiegu doszło u mnie do pęknięcia krążka międzykręgowego, jego zawartość wylała się do kanału kręgowego i to spowodowało jeszcze większy ból. Przeszłam terapię Orthokine, z nadzieją na wchłonięcie się tych zmian, niestety bez oczekiwanych rezultatów. Jestem po konsultacji z moim lekarzem prowadzącym i wiem już, że skończę na stole operacyjnym u neurochirurgów a moja droga do sprawności jeszcze bardziej się wydłuży. Po rozmowie z jednym neurochirurgiem ze Szpitala Bielańskiego w Warszawie wiem, że to będzie dość rozległa operacja- wszczepienie protez krążków międzykręgowych, stabilizacja kręgosłupa na druty i śruby. Słabo mi na samą myśl. Boję się. Panicznie się boję, bo lekarze mówią, że "z tymi operacjami to też różnie bywa", a więc zoperowanie mnie wcale nie musi przynieść mi ulgi w bólu, przeciwnie- może ten ból jeszcze pogorszyć.

Kiedyś zapytałam jednego z neurochirurgów czym jest spowodowane to, że przed 30 r.ż. cierpię na tak zaawansowaną chorobę zwyrodnieniową. Nie miałam żadnego wypadku, urazu, w rodzinie nikt nie chorował. Wiecie, co mi odpowiedział? "Wychodzi na to, że miała pani po prostu pecha. Tak się czasami zdarza". 

Najnowszy wynik rezonansu z lutego 2025 nie pozostawia złudzeń: 

Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam u fizjoterapeuty, jedna godzina to koszt rzędu 200 zł, ja miałam zalecone, by odbywać takie wizyty jeden raz w tygodniu. Nie stać mnie na to. 

Gdyby tego było mało, pod opieką mam chorego kota, który z uwagi na nawracające w przeszłości idiopatyczne zapalenie pęcherza musi przyjmować bardzo drogie (jak dla mnie) suplementy zakwaszające mocz. Do tego dochodzą koszty jedzenia, żwirku. Rocki był kotem ludzi, od których wynajmowałam mieszkanie. Biorąc pod uwagę to, jak się nim zajmowali (a raczej jak się nie zajmowali) nie mogłam go tam zostawić. Jestem w stanie wiele sobie odmówić, by tylko on miał wszystko, czego potrzebuje. Po 8 latach jedzenia suchych chrupek i rzucania w niego poduszkami, zasługuje na to, co najlepsze. 

Oszczędności, które miałam, skończyły się. Spłaty rat, prawie roczny czynsz, dwie przeprowadzki, codzienne koszty życia, zakup leków... Odkładałam na swoje marzenia. Chciałam wyleczyć zęby- to był mój priorytet. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że będzie to warunek konieczny przed operacją kręgosłupa. Nie wiedziałam nawet, że będę musiała się zoperować. Marzyłam, by skoczyć ze spadochronem, bo mam to w głowie już od dobrych kilku lat, ale zawsze było coś pilniejszego. Marzyłam, by zobaczyć zorzę polarną. Chciałam zrobić szkolenie z balsamacji zwłok i przybliżyć się do mojego marzenia jakim jest praca w prosektorium. Myślałam o tym, by otworzyć małą cukiernię i zacząć zarabiać na tym, co lubię robić najbardziej czyli na pieczeniu ciast, ciastek i tortów.

I wszystko runęło w ciągu kilku chwil.

Bez pomocy sobie nie poradzę. W końcu musiałam to przyznać sama przed sobą. Nie wiem, kiedy fizycznie będę w stanie wrócić do pracy. Bardzo bym chciała teraz, już, ale ból mi to uniemożliwia. Depresja i stany lękowe z każdym kolejnym dniem dojeżdżają mnie coraz bardziej. Potrafię w nocy obudzić się z płaczem. Boję się tego, co przyniesie kolejny dzień i tak zwyczajnie, po ludzku, brakuje mi sił.

Będę wdzięczna za każdą okazaną mi pomoc.

Asia Szymańska 

************************

Edit: 02.05.2024

Niestety w aktualizacji można dodać tylko jedno zdjęcie i jeden komentarz na 12h a chcę Wam trochę napisać. Otrzymałam dziś pisma, jakie pozwani złożyli do sądu na tydzień przed rozprawą. 

Zaczęłam "domagać się" większych kwot, ponieważ oprocentowanie było zmienne. WIBOR sobie skakał, RPP podnosiła stopy procentowe, inflacja sięgała kosmosu. Każdy, kto nie żyje w szafie wiedział co się dzieje. I niepotrzebne były żadne aneksy do umów. O każdej podwyżce informowałam.

Nie zignorowałam prośby o przesłanie dokumentów, nie mszczę się i nie żądam kosmicznych kwot tylko kwot wynikających z harmonogramu spłaty.

I kolejna część pisma:

Oczywiście, znałam ich sytuację materialną i oni również znali moją. Doskonale wiedzieli, że straciłam pracę, że jestem na zwolnieniu lekarskim, a następnie na zasiłku rehabilitacyjnym, gdzie jak sama jego nazwa wskazuje- powinien być przeznaczony na rehabilitację. Nigdy nie oczekiwałam jednorazowej spłaty wysokich kwot. Zawsze prosiłam, by powoli zaczęli spłacać, żeby dług nie rósł. Słyszałam za tydzień/za kilka dni/na wypłatę. NIE MIAŁAM ŻADNYCH KORZYŚCI z zawieranych umów, jedynie dostawałam zwrot pożyczonych pieniędzy, często nawet nie w całości.

Nie żądam niemożliwego. Pozwany przyznaje się po pierwsze do długu, a po drugie informuje sąd, że nie zamierza wznowić spłacania go. Cóż, moja sytuacja przez rok też się zmieniła, ale dopóki byłam bankomatem to było super, teraz już nikogo to nie interesuje.

Na ten moment to tyle. Mam nadzieję, że Wasza majówka jest lepsza od mojej.

Ściskam 💙

Edit: 13.11.2024

Wczoraj miałam wizytę kontrolną w Poradni Leczenia Bólu. W sumie nie wiem od czego zacząć. Jest źle. Jest bardzo źle. Doktor złapał się za głowę kiedy zobaczył obraz z rezonansu.

Krążek międzykręgowy zbudowany jest z jądra miażdżystego, czyli takiej galarety, która jest otoczona włóknami kolagenowymi- pierścieniem włóknistym. Na poziomie L5/S1 doszło u mnie do pęknięcia tych włókien, a znaczna część "galaretki" wylała się do kanału kręgowego powodując obustronny ucisk na nerwy. Mogło się to stać podczas kichnięcia, kaszlnięcia czy choćby złego ułożenia podczas snu.

Niestety, dyskopatia jest u mnie w wywiadzie od 2019 roku. Lekarze POZ kierowali mnie do ortopedów a ci na 10 dni rehabilitacji, ale ultradźwięki czy pole magnetyczne nie miały prawa tutaj pomóc. Problem więc się pogłębiał i mimo przebytych zabiegów w 2023 i 2024 roku stało się to, co się stało.

W tym momencie poruszam się o kulach. Nie jestem w stanie się schylać, siedzieć, nawet leżenie powoduje ból. Ból jest okropny, mimo że cierpię na problemy z kręgosłupem już tyle lat, takiego bólu jeszcze nie czułam. Zjadłam niezliczoną ilość tabletek buprenorfiny. W zasadzie na całej długości lewej nogi nie czuję, gdy jej dotykam. To samo dotyczy uda prawej nogi. 

Wczoraj usłyszałam w gabinecie zdanie, które spowodowało, że poskładałam się w moment... "Tutaj to już operacja."

Przez rok wszelkimi możliwymi zabiegami walczyliśmy z doktorem o to, żeby uniknąć skalpela, bo operacja też nie daje niestety żadnej gwarancji. Dodatkowo operacja wiąże się z późniejszą koniecznością rehabilitacji. Ja muszę wrócić do pracy, bo nie mam z czego żyć. Dzisiaj zapłacę ostatni czynsz, na który miałam zabezpieczone pieniądze. Co będzie za miesiąc? Nie wiem. Nie wiem, co z mieszkaniem. Nie wiem, co z ratami. O jedzenie się nie martwię, bo od kilku tygodni w zasadzie nie jem. Kot jest zaopatrzony i to jest dla mnie najważniejsze.

Została mi wczoraj zaproponowana "ostatnia deska ratunku" przed operacją. Doktor mówi, że po takiej terapii jest szansa, że zmiany się cofną i będziemy mogli znów podziałać Raczem. Mowa o terapii Orthokine. Natomiast jest to metoda leczenia, której w żadnym stopniu nie refunduje NFZ.

Tyle czasu udawało mi się uniknąć operacji i nie chcę się jej poddać zwłaszcza z uwagi na to, że tutaj też nikt nie daje gwarancji, że będzie lepiej. Może być gorzej. Po operacji mogę przestać chodzić. Widziałam już w kolejkach pacjentów pooperacyjnych, którzy przychodzili na termolezję czy neuroplastykę, bo operacja nie pomogła lub pogorszyła ich stan.

Proszę, błagam, jeśli ktoś z Was, kto czyta ten wpis, może mi pomóc dotrzeć do osoby z zasięgami, która mogłaby mi pomóc w rozpowszechnieniu zbiórki, zróbcie to dla mnie. Potrzebuję Waszej pomocy bardziej niż kiedykolwiek...

Edit: 15.07.2025

Jak wspominałam w jednej z poprzednich aktualizacji, przed operacją kręgosłupa muszę doprowadzić swój organizm do porządku. Tak naprawdę do "ogarnięcia" jest tylko (albo właściwie aż) stan mojej jamy ustnej. Rok temu, dosłownie kilka dni przed moimi urodzinami, dowiedziałam się, że jest pewien program, w którym wybierani są pacjenci i leczenie przebiega na koszt kliniki stomatologicznej. Jestem z natury pesymistką, ale wtedy uznałam to za prezent od losu i gdzieś w środku liczyłam, że się uda. Niestety. Próbowałam w sumie trzykrotnie i ani razu nie dostałam się nawet do etapu badań lekarskich. 

Zaczęłam więc działać na własną rękę, napisałam bardzo długiego maila, którego rozesłałam do wielu klinik dentystycznych oraz do firmy produkującej komponenty (które tak naprawdę są w tym wszystkim najdroższe), współpracującej z tymi klinikami. Otrzymałam wiadomość tylko z jednego miejsca, że moja historia jest poruszająca a determinacja godna podziwu, ale niestety są prywatną kliniką i z uwagi na koszta nie mogą pomóc. Pozostałe miejsca po prostu zignorowały moją wiadomość. Po ponad dwóch miesiącach firma również odpisała, że nie są w stanie mi pomóc...

Postanowiłam działać dalej i jako, że przez internet ciężko się przebić, napisałam odręcznie długie listy z moją historią, które rozesłałam prosząc o pomoc w nagłośnieniu zbiórki.  

Jakie to mogą być koszta? Do usunięcia mam głównie korzenie, również wszystkich czterech tzw. "zębów mądrości", wysokie jest też prawdopodobieństwo zaniku kości- żeby to ocenić muszę zrobić pantomogram oraz tomografię CBCT. Leczenie może sięgać nawet 170 tysięcy złotych. Wykorzystałam wszystkie możliwości, jakie przyszły mi do głowy, zbiórka jest moją ostatnią nadzieją... Wierzę, że wśród osób, które otrzymają moje listy znajdą się takie, które zechcą mi jakkolwiek pomóc.

I wiecie, to nie są "tylko jakieś zęby", jak usłyszałam od jednej z osób, które poprosiłam o udostępnienie mojej zbiórki. Tu nie chodzi w tym momencie o aspekt wizualny. Chodzi o to, że moja jama ustna w tym momencie jest siedliskiem bakterii i taki jej stan, podczas czy też po operacji kręgosłupa, jest dla mnie realnym zagrożeniem życia. Żaden lekarz nie podejmie się operacji dopóki nie dostarczę dokumentu od stomatologa, że nie ma przeciwskazań. Nie, nie robią tego na NFZ. Nie, implanty to nie 40 tysięcy. Czasami przeglądając cenniki klinik dentystycznych owszem, można znaleźć niższe ceny, ale zaraz później okazuje się, że podana cena obejmuje tylko wszczepienie implantów (oczywiście w jednym łuku, a u mnie do zrobienia są oba), a za mosty trzeba dopłacić kolejnych kilkadziesiąt tysięcy. Nie próbuję wyłudzić pieniędzy i wylecieć z kraju. Chcę tylko wyzdrowieć. Mam 30 lat a czuję się, jakbym miała 90. Już mam wobec Was ogromny dług wdzięczności i przyrzekam go spłacić, gdy tylko los zechce odwrócić się na moją korzyść. 

Ściskam 💙

Edit: 31.07.2025

Na początku chciałabym Wam bardzo, baaaardzo serdecznie podziękować za dotychczasową pomoc. Dzięki Waszym wpłatom, mogłam w tym tygodniu wykonać niezbędne badania obrazowe: pantomogram oraz tomografię CBCT, a także odbyć konsultację online w klinice, w której chciałabym się leczyć i której cennik jest najbardziej przejrzysty, a stosunek ceny do jakości moim zdaniem najlepszy. 

Poniżej wrzucam rachunek za RTG oraz potwierdzenie przelewu za konsultację.

Konsultacja w klinice miała na celu konkretne omówienie mojego przypadku na podstawie przesłanych badań, zaproponowanie planu leczenia oraz przedstawienie kosztorysu. 

Otrzymany kosztorys zakłada koszt leczenia w wysokości 134 tysięcy złotych. Jest to kwota minimalna, może się okazać, że potrzeba będzie więcej pieniędzy np. jeśli okaże się, że usunięcie zębów jest bardziej skomplikowane albo jeśli implanty się nie przyjmą. Zatem dużo się nie pomyliłam. Kosztorys nie obejmuje wizyt kontrolnych, które muszą się odbyć po dwóch tygodniach, dwóch i czterech miesiącach oraz przez 5 lat co pół roku. Aktualnie koszt jednej wizyty kontrolnej to 450 zł. Do tego dochodzi jeszcze koszt przejazdów do Warszawy i zakwaterowania, bo z Jarocina nie da się pojechać i wrócić w ciągu jednej doby. 

Poniżej wrzucam zdjęcia otrzymanego kosztorysu, który ważny jest do 30.10.: 

Za każdą pomoc, za każde udostępnienie, będę Wam dozgonnie wdzięczna 💙 

Edit: 13.08.2025 

Taką ciepłą wiadomość dostałam wczoraj w odpowiedzi na prośbę o udostępnienie linka do zrzutki. Ktoś nawet nie pokusił się o to, by przeczytać wszystko ze zrozumieniem, ale nie miał problemu, żeby wypluć z siebie oskarżenia naciągania ludzi, żebrania i braku godności. Co zabawne, napisał to ktoś, kreujący się na osobę o dobrym sercu, pomagającą zwierzętom, która sama ma konto na portalu, na którym można postawić kawkę i pewnie robi na tym lepszy interes, niż zarzuca to mnie, bo nie jest ani fundacją ani DT, a jedynie wrzuca śmieszne obrazki na Facebooka. Nigdzie nie znalazłam informacji na co przeznaczane są pieniądze z kawek, za to mimo, że moja zbiórka jest wysoce transparentna, wyliczane mi zostało "na co ja tyle chcę nazbierać". 

No to po kolei.
Nie pokazałam orzeczenia, bo to nie jest najważniejszy dokument. Na pewno nie ważniejszy od dokumentacji medycznej, którą regularnie tutaj pokazuję. Na końcu 2023 roku, kiedy otrzymałam orzeczenie o niepełnosprawności, mój stan zdrowia nie był jeszcze tak zły, otrzymałam jedynie stopień lekki, za którym nie idą żadne przywileje. Nie jest nawet honorowane przez ZUS. Nie przysługują mi żadne dodatkowe pieniądze, nawet biletu PKP nie mogę kupić taniej. Wrzucam tutaj zdjęcie mojej Legitymacji Osoby Niepełnosprawnej. Zakrywam kod QR, bo odnośnikiem jest PESEL.

Nie ja narobiłam długów. Moje zobowiązania w tym wszystkim to jest niewielki procent. W długi wpędził mnie ktoś mi bliski (niestety portal nie pozwala na podanie dokładnych informacji), kto najpierw błagał mnie o pomoc, bo właściciel chciał wyrzucić z mieszkania, bo trzeba było szukać nowego, bo nie było za co żyć, a później wykorzystał moje dobre serce. Nie chcę, żeby inni spłacali za mnie. Nigdy nawet coś takiego nie przyszło mi do głowy. Upadłość konsumencka, o którą walczę, ma mi pomóc w wyjściu z długów. 

Terapia Orthokine to nie jest koszt 1200 zł. Choć rzeczywiście tak mówi Google w odniesieniu do... terapii nadgarstka. Poza tym nie zbieram na nią, bo przeszłam ją w grudniu 2024, nie przyniosła oczekiwanych rezultatów i nie ma zalecenia powtórki.
Co do kosztów, niestety nie jestem w stanie przedstawić potwierdzeń przelewów, ponieważ decyzją syndyka konto, z którego były realizowane zostało zamknięte. Wrzucam natomiast zrzut ekranu z cennika Kliniki Leczenia Bólu Neurolocus w Warszawie, w której przechodziłam tę terapię. Do ceny z cennika należy doliczyć jeszcze koszty konsultacji. Zasiłek rehabilitacyjny otrzymywałam od marca 2023 do marca 2024, także nie dostaję go już półtora roku i jest to na zbiórce wyraźnie napisane. Jestem na rencie, lekarze orzecznicy stwierdzili całkowitą niezdolność do pracy na podstawie badania przedmiotowego i dostarczanej dokumentacji medycznej. Ostatni przelew z ZUS dostałam w czerwcu, a więc jestem bez dochodu od dwóch miesięcy, ponieważ czekam na komisję lekarską, której celem ma być ponowne ustalenie prawa do renty i kontrola stanu mojego zdrowia. Niemożliwym byłoby spłacanie zobowiązań mając niecałe 2 tysiące złotych, ponieważ całość zobowiązań to jakieś 3500 zł miesięcznie, do tego dochodzą koszty leków i szeroko pojętego życia. Także nie, mając niecałe 2 tysiące złotych nie mam z czego spłacać i z czego żyć. 

Niemniej, powtórzę, nie proszę nikogo o spłatę moich zobowiązań, nie to jest celem mojej zbiórki. Celem zbiórki jest zebranie pieniędzy na zabieg stomatologiczny, który ma wyleczyć moją jamę ustną i który jest niezbędny przed operacją kręgosłupa.

Zgadza się, choroby kręgosłupa to choroby cywilizacyjne w dzisiejszych czasach. Nie robię interesu z mojej choroby. Milion razy bardziej wolałabym być zdrowa, niż błagać o pomoc obcych ludzi i otrzymywać wiadomości tego pokroju. Przedstawiłam dokumenty potwierdzające mój stan zdrowia. To, że mam pęknięty krążek międzykręgowy, ucisk na nerwy. W to, że nie mam czucia dotyku w nogach musicie mi uwierzyć na słowo. W to, że mam problem z wypróżnianiem się też, bo nie mam zamiaru nagrywać filmów w toalecie.

Chłopak odszedł, natomiast zbiórka powstała dużo później. Rozstanie miało miejsce w sierpniu 2023 a zbiórka powstała w kwietniu 2024, także powodem rozstania nie był wstyd, że założyłam zbiórkę. 

Z moimi Rodzicami miałam i mam kontakt cały czas, w końcu u nich mieszkam. Mój Tata przeprowadzał mnie z Warszawy do Jarocina. 


Bardzo bym chciała "wziąć się do roboty", bo standard mojego życia jest w tym momencie żaden. W wieku 30 lat zmuszona byłam wrócić na garnuszek do rodziców, gdzie nie mam nawet własnego pokoju. Nie mogę sobie pozwolić na kupno sukienki, fajnych butów, nowej torebki. Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam zrobione paznokcie. Nie mogę nigdzie wyjechać, ostatni raz na wakacjach byłam w 2022 roku. Nawet wyjazd do Przyjaciół do Poznania jest poza moim zasięgiem. Muszę wybierać czy kotu kupić suplementy czy lepszy żwirek, od którego nie będę się dusić sypiąc go do kuwety. Naprawdę dużo bym dała za możliwość pójścia do pracy i zarabiania pieniędzy, które pozwoliłyby mi na godne życie, bez potrzeby oglądania sto razy każdej złotówki.

Odczytanie tej wiadomości wywołało u mnie ostrą reakcję na stres, spowodowało atak, w wyniku którego długo nie mogłam złapać normalnego oddechu i przez prawie 3 godziny nie mogłam się uspokoić. 

Pomówienie, zniesławienie, w wiadomościach na komunikatorze jest przestępstwem ściganym z oskarżenia prywatnego i ja takie zawiadomienie dzisiaj złożyłam na policji. Jestem już w kontakcie z prawnikiem i z autorem tej wiadomości spotkamy się w sądzie. Nie mogę pozwolić sobie na to, by ktoś krzywdził mnie w taki sposób. To bardzo poważne oskarżenia. Łatwo jest kogoś w ten sposób zrujnować a odbudowanie zaufania i dobrego imienia to proces długotrwały, często niemożliwy do osiągnięcia. 

Mam nadzieję, że osoba, która skierowała do mnie te słowa w przyszłości najpierw się zastanowi a dopiero później zacznie pisać. Pisząc coś takiego osobie zmagającej się z depresją można wyrządzić naprawdę dużą krzywdę a skutki mogą być nieodwracalne. 

Trzymajcie się ciepło 💙 

Edit: 28.09.2025 

Miałam ogromną nadzieję, że będę mogła przyjść do Was w końcu z dobrymi informacjami, ale niestety jest gorzej niż zakładałam, że może być. Na 24.09. było zaplanowane wydanie orzeczenia w sprawie kontynuacji mojej renty. I wiecie, spodziewałam się, że może być jak ostatnio, że zamiast całkowitej niezdolności dostanę częściową. W czwartek zadzwoniłam do ZUS, trafiłam na bardzo opryskliwą kobietę, która poinformowała mnie, że "orzeczenie jest na nie". Zapytałam więc co to znaczy, na co uzyskałam odpowiedź "no jak to, to znaczy, że nie będzie renty". Niestety o powodach odmowy już się nie dowiedziałam, mam czekać aż dostanę orzeczenie na piśmie. 

Czuję się, jakby wszyscy wokół myśleli, że mi pasuje ten stan rzeczy, a ja naprawdę mam większe ambicje niż zusowskie ochłapy, o które w dodatku muszę się cyklicznie wykłócać. Alkoholik nie musi się o nic prosić i udowadniać, że jest chory, dostaje rentę stałą, bo przecież "to choroba". I to mnie cholernie boli, bo ja na swoją chorobę nie mmiałam żadnego, nawet najmniejszego wpływu. Nie miałam żadnego wypadku, urazu, po prostu zachorowałam. Mimo ogromnych chęci nie jestem w stanie podjąć pracy. Nie dam rady siedzieć przy biurku, nie dam rady stać przez kilka godzin, bo ból, drętwienie nóg mi to po prostu uniemożliwia. Całą dobę mam na sobie pas do akupresury (coś jak mata, tylko z możliwością założenia na odcinek lędźwiowy). Nie śpię w nocy. Antydepresanty w połączeniu z opioidami robią niezłą masakrę w moim mózgu. Miewam częste zawroty głowy. Krótko po wzięciu opioidów chce mi się spać i zalewam się potem, jak po przebiegnięciu maratonu. 

Oczywiście będę się odwoływać od tego orzeczenia, od mojego lekarza prowadzącego, który przeprowadzał wszystkie moje dotychczasowe zabiegi dostałam zaświadczenie o stanie zdrowia, ale takie odwoływanie potrwa. Znowu cholera wie jak długo. Jeśli ZUS podtrzyma swoją decyzję, to oczywiście rozpocznę całą procedurę od nowa, ale wtedy nie otrzymam spłaty za te miesiące oczekiwania. 

Od czerwca jestem bez dochodu, zaraz miną więc 4 miesiące. Nie mam już kompletnie żadnych pieniędzy. Żadnych oszczędności. Trochę uratowały mnie przez ten czas Wasze wpłaty, ale tutaj na zbiórce aktualnie do wypłaty jest 70 zł. Za 2 tygodnie skończą mi się leki od psychiatry, będę musiała pójść po receptę, ale nie będę miała za co ich wykupić. Robi się coraz zimniej, a ja nie mam kurtki na jesień, bo w starą już się nie dopnę. O zimie nawet nie chcę myśleć. W sierpniu miałam pójść z Rockim na kontrolę do weta, chciałam go też zaszczepić, odrobaczyć i wiem, że tego też nie zrobię. 

Straciłam już jakąkolwiek wolę walki. Nie da się walczyć w pojedynkę. Nie da się cały czas odbijać od muru. Nie zliczę ile w ostatnim chociażby tygodniu wysłałam wiadomości z prośbą o udostępnienie mojej zrzutki. Ludzie albo nie odczytują wiadomości, albo po prostu na nie nie odpowiadają. Nie mam już siły na robienie z siebie debila. Na wysyłanie listów, wiadomości w social mediach, maili, SMSów. Na proszenie o pomoc ludzi, którzy najprawdopodobniej nigdy nie zrozumieją przez co przechodzę od 2022 roku. Nie zliczę ile razy chciałam, żeby to wszystko się skończyło, żebym nie obudziła się rano. Ile razy patrzyłam na zapas buprenorfiny z myślą, że wystarczy wycisnąć te tabletki i je zażyć. Ktoś, kto nie chorował na depresję nigdy tego tak naprawdę nie zrozumie. 

 Pierwszy raz piszę to Wam publicznie. Nie mam sił. Fizycznych, ale i psychicznych. Po przeprowadzce do Jarocina zmieniłam psychiatrę (mogłam zostać pod opieką Bródnowskiego Centrum Zdrowia Psychicznego i odbywać wizyty w formie teleporad, ale tak się złożyło, że mojemu lekarzowi nie przedłużyli kontraktu w szpitalu), teraz te wizyty wyglądają dużo gorzej niż te, które odbywałam w Warszawie. Nie dość, że nie ma w nich regularności, bo poprzednią miałam w czerwcu a następna będzie w styczniu (brak terminów) to wizyta trwa 5-7 minut i polega na przedłużeniu recepty. Lekarz nawet nigdy mnie nie zapytał, jak tak naprawdę się czuję. Na psychoterapię nie mam szans. W Warszawie czekałam ponad 2 lata no i się nie doczekałam, a przez wyprowadzkę wypadłam z kolejki. Na prywatne wizyty u psychologa mnie nie stać. Brak dostępności lekarzy w małym mieście jest naprawdę ogromnym problemem i też była to jedna z przyczyn, dlaczego tak się wzbraniałam przed przeprowadzką tutaj.

Nie wiem, co będzie dalej. Nie wiem. Naprawdę nie daję już rady. Tak się po prostu nie da żyć. Ale przecież zawsze znajdzie się gnida, która powie, że nic mi nie jest, że mam się wziąć do roboty i że robię sobie interes ze swojej choroby. Interes życia, słuchajcie. Taki, że od miesięcy nie mam za co żyć i gdyby nie to, że wróciłam do rodziców, to teraz mieszkałabym pod mostem. Renta to nie jest 20 tysięcy miesięcznie, żeby można było po prostu sobie ją pobierać i mieć wszystko gdzieś. To w moim przypadku były niecałe 2 tysiące złotych, które na niewiele wystarczały. 

Uwierzcie, że dużo bym dała, żeby być zdrową. Żeby nie cierpieć, móc wyjść z domu, pójść na spacer, pojeździć na rowerze. I żeby pójść do pracy, w której mogę zarobić na godne życie bez potrzeby oglądania milion razy każdej złotówki. 

Trzymajcie się ciepło 💙

Aktualizacje


  • Joanna Szymańska - awatar

    Joanna Szymańska

    13.10.2025
    13.10.2025

    Cześć, Kochani.
    Weekend przyniósł mi niestety pogorszenie stanu zdrowia. Kiedy leżę na plecach, drga mi kolano, kiedy siadam czuję okropny ból zaczynający się w dole pleców, promieniujący przez pośladek, udo, aż do lewej stopy. Kiedy kucnę przy kociej kuwecie na dosłownie 2 minuty, drętwieją mi nogi. Co mogę powiedzieć... Boję się. Boję się jak jasna cholera, bo nie wygląda to dobrze.
    Co poza tym. W zeszłym tygodniu złożyłam odwołanie od orzeczenia ZUS. Napisałam odręcznie 6 stron, do których dołączyłam zaświadczenie o stanie zdrowia od mojego lekarza prowadzącego. Pozostaje mi tylko czekać, mam nadzieję, że nie przez kolejne 4 miesiące.
    Otrzymałam też w zeszłym tygodniu odpowiedź na skargę, którą złożyłam po badaniu w orzecznictwie. Wrzucam tutaj zdjęcie. Jeśli mam być szczera, otwiera mi się nóż w kieszeni, bo i tym razem lekarz stwierdził, że nie zgłaszałam dolegliwości bólowych, a ja krzyczałam z bólu. Zatem przez kłamstwa i brak kompetencji lekarza jestem pozbawiona środków do życia. Oczywiście odpowiednio na to odpowiedziałam, czekam na ponowną reakcję.
    W miniony czwartek odbyłam też wizytę u psychiatry. Zgłosiłam, że czuję pogorszenie stanu zdrowia, że miewam napady lęku, po których nie mogę się uspokoić, powiedziałam nawet, że jeśli to nie minie to strzelę sobie w łeb. Niestety lekarz stwierdził, że nie potrafi mi pomóc, nie zaproponował żadnej modyfikacji leczenia, zasugerował jedynie zmianę lekarza. W Warszawie, nie ważne czy prywatnie, czy na NFZ, zawsze mogłam przyjść, kiedy coś się działo. Tutaj dwukrotnie zostałam odprawiona z kwitkiem, bo "nie ma terminów". Tylko co mnie to obchodzi, że nie ma? Jeśli jestem już pacjentką, przychodzę i mówię, że czuję się gorzej, to obowiązkiem lekarza jest mnie przyjąć. Czeka mnie więc kolejna zmiana lekarza psychiatry. Opinie o nowym lekarzu, choć nie ma ich dużo, są dużo lepsze niż o poprzednim. Mam nadzieję, że tym razem trafię do kogoś, kto będzie potrafił mi pomóc i że mój stan psychiczny się trochę ustabilizuje.
    We wrześniu po raz trzeci wzięłam udział w castingu do Metamorfozy uśmiechu i po raz trzeci nie dostałam się nawet do etapu badań lekarskich. Z końcem miesiąca kończy się termin ważności kosztorysu z kliniki i wiem już, że nie uda mi się przejść leczenia na jego podstawie. Zbiórka ani trochę się nie ruszyła, za to powiększyła się ilość osób, które postanowiły mnie zignorować. Nie wiem już, co mam robić. Napaść na bank? Naprawdę brakuje mi sił.
    Żeby tego było mało, Rockiemu kończą się zapasy saszet, ulubione fileciki już dawno się skończyły. Zostało nam pół opakowania żwiru i nie mam pomysłu na to, co dalej. Skręca mnie kiedy widzę, że ktoś z turbo zasięgami zbiera milion w jeden dzień, a ja przez ponad 1,5 roku zebrałam zaledwie 15k.
    W tym roku wymieniałam szkła w okularach, ale niestety opioidy bardzo mocno wpływają na jakość widzenia i bardzo słabo widzę. Nie wiem, co będzie jeśli okaże się, że potrzebuję nowych szkieł, bo to kolejny wydatek rzędu kilkuset złotych...
    Portal Pomagam wygenerował dla mnie plakat z linkiem i kodem QR, który przenosi bezpośrednio do zbiórki.
    Jeśli jest tu ktoś, kto miałby możliwość wydrukowania go i zawieszenia np. w miejscu pracy i chciałby mi w ten sposób pomóc, proszę żeby skontaktował się ze mną, wyślę link do pobrania plakatu.
    Za każdą Waszą pomoc, za każde ciepłe słowo, jak zwykle- z całego serducha dziękuję 💙
    Trzymajcie się ciepło!
    Asia

    Zdjęcie aktualizacji 174 265

Słowa wsparcia

Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲


  • Dorka - awatar

    Dorka

    02.10.2025
    02.10.2025

    Trzymaj się!

    • Joanna Szymańska - awatar

      Joanna Szymańska - Organizator zbiórki

      02.10.2025
      02.10.2025

      Dziękuję 💙

  • Nika - awatar

    Nika

    26.09.2025
    26.09.2025

    Trzymaj się!

    • Joanna Szymańska - awatar

      Joanna Szymańska - Organizator zbiórki

      26.09.2025
      26.09.2025

      Dziękuję 💙

  • Anonimowy Darczyńca - awatar

    Anonimowy Darczyńca

    13.11.2024
    13.11.2024

    Wracaj do zdrowia.

    • Joanna Szymańska - awatar

      Joanna Szymańska - Organizator zbiórki

      13.11.2024
      13.11.2024

      🥺💙💙💙

  • Anonimowy Darczyńca - awatar

    Anonimowy Darczyńca

    31.10.2024
    31.10.2024

    Trzymaj się ciepło, będzie dobrze, musi być!

    • Joanna Szymańska - awatar

      Joanna Szymańska - Organizator zbiórki

      31.10.2024
      31.10.2024

      Dziękuję 💙

  • Anonimowy Darczyńca - awatar

    Anonimowy Darczyńca

    30.10.2024
    30.10.2024

    Trzymaj się.

    • Joanna Szymańska - awatar

      Joanna Szymańska - Organizator zbiórki

      30.10.2024
      30.10.2024

      Próbuję... Dziękuję 💙

15 579 zł  z 185 000 zł (Cel)
Wpłaciły 233 osoby
Wpłać terazUdostępnij
 
Joanna Szymańska - awatar

Joanna Szymańska

Organizator zbiórki

Zadaj pytanie

Wpłaty: 233

Anna Budzinska - awatar
Anna Budzinska
20
Anonimowy Darczyńca - awatar
Anonimowy Darczyńca
500
Add alt here
Dołącz do listy
Dorka - awatar
Dorka
50
Luci - awatar
Luci
30
Nika - awatar
Nika
10
Anonimowy Darczyńca - awatar
Anonimowy Darczyńca
20
Anonimowa Ania - awatar
Anonimowa Ania
10
Anonimowy Darczyńca - awatar
Anonimowy Darczyńca
10
Add alt here
Dołącz do listy
Anonimowy Darczyńca - awatar
Anonimowy Darczyńca
50

Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas

fundraiser thumbnail
Załóż swoją zbiórkę

Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!

fundraiser thumbnail