Piotrek Otocki
Dziś kiedy to pisze jest 28 dzień lutego, ostatni dzień miesiąca. Dwa miesiące temu 28 grudnia również był ostatnim dniem ale życia mojego taty Jerzego. Jak to się stało? Sam jeszcze nie wiem. Dlaczego tak szybko? Też nie wiem.
Tata w okolicach 15 grudnia zaczął się gorzej czuć – kaszel, osłabienie, duszności podwyższona temperatura. Jak się szybko okazało był to koronawirus, którym zarażeni zostali również podopieczni i opiekunka. Żaden z pensjonariuszy nie wymagał intensywnej opieki medycznej, wszyscy przeszli chorobę bezobjawowo bądź z objawami przeziębienia. Pracownica spędziła 3 tygodnie w domu z dusznościami i temperaturą. A tata gdy tylko dowiedział się o pozytywnym wyniku nie przespał całej nocy, a następnego dnia 22.12 o 6 rano obudził mnie spanikowany żebym dał mu jakieś drobne bo zaraz będzie po niego karetka i jedzie do szpitala.
Cała sytuacja trwała około 3 minut ponieważ on już był ubrany, spakował kilka potrzebnych rzeczy i wyszedł nie zauważyłem poza paniką żeby czuł się gorzej niż dzień wcześniej,
więcej go nie zobaczyłem.
W tamtej chwili przejąłem wszystkie jego obowiązki jeśli chodzi o opiekę i zarządzanie a jednocześnie przygotowywałem wszystko do wigilii codziennie będąc z nim na telefonie. Pierwszego dnia było mu trochę lepiej bo dostał tlen, a z dnia na dzień było co raz gorzej. W pewnym momencie nie był w stanie wstać z łóżka, płakał, że załatwia się pod siebie, dusi się, nikt mu nie mówi o jego wynikach i badaniach, lekarz przychodzi raz na 2 dni. Generalnie ciężko było słuchać taty w tym stanie.
Codziennie przywoziłem mu jakieś rzeczy, gazety itp., aż 27.12 o godz. 20:49 napisał sms z prośbą żeby przywieźć mu elektrolity, kubusia water i długą ładowarkę do telefonu, na co odpisałem „dobrze kocham Cię tato spokojnej nocy” już nic nie odpisał.
Następnego dnia 28.12 wstałem rano i nie mogłem się dodzwonić do taty, stwierdziłem że może śpi więc zająłem się wszystkimi obowiązkami domowymi i zawiozłem mu rzeczy do szpitala. Przez resztę dnia załatwiałem sprawy związane z księgowością bo przecież był koniec miesiąca.
Aż tu nagle ok. godz. 17 gdy byłem pod domem mojej dziewczyny żeby wzięła kilka rzeczy telefon od pracownicy - „Piotrek tylko spokojnie, w domu była dzielnicowy twój tata nie żyje”- czas się zatrzymał.
Od tamtego momentu żyje życiem taty, prowadzę jego działalność, zajmuję się domem. Robię to bo tego chce dla niego, dla mamy i dla siebie bo jednak zawsze byłem tego częścią. Jest mi bardzo ciężko się z tym wszystkim pogodzić, przyjąć do wiadomości, że nie mam już rodziców.
Mimo wszystko dziś jest ten dzień kiedy wstaje na nogi i zabieram się poważnie za wszystkie sprawy. Oprócz domu i kochanych podopiecznych tata zostawił mi również kredyt, który wziął na budowę w wysokości 112tys zł i dodatkowe 15tyś zł zadłużenia u wykonawcy.
Problemem nie jest to spłacić, chciałbym to dokończyć by starsi ludzie mieli swoje miejsce w domu rodzinnym. Na ten moment mam 4 osoby pod swoją opieką, standard ich życia został zachowany a nawet z dnia na dzień się poprawia.
Dlatego chciałbym prosić wszystkich Państwa o pomoc w dokończeniu tej rozbudowy. Na ten moment brakuje dachu, aby był stan surowy zamknięty potrzeba jeszcze 70tys. zł i zapewne drugie tyle na wykończenie i wyposażenie.
Każda złotówka i udostępnienie się liczy. Proszę również inwestorów aby otworzyli swe serca i wsparli być może większą kwotą. Jestem otwarty na kontakt jak i również współpracę.
Proszę pomóż sprawić żeby rodzice byli ze mnie dumni.
Anonimowy Darczyńca
Chwała Panu za takich ludzi!
Piotrek Otocki - Organizator zbiórki
Bardzo dziękuję za miłe słowa, dla taty to wiele znaczy:) Pozdrawiam
Anonimowy Darczyńca
Powodzenia!
Anonimowy Darczyńca
Historia chwytająca za serce. Mam nadzieję, że uda się dalej rozwijać ten projekt, ponieważ w dzisiejszym świecie brakuje takiej serdecznej pomocy drugiej osobie. Pozdrawiam i mocno trzymam kciuki!
Anonimowy Darczyńca
Trzymam kciuki za dalszy rozwój i naprawdę podziwiam Pana Tatę!