Tragedia greckich kotek

Przyjechałyśmy do Grecji tydzień temu. Od razu ją zobaczyłam. Szła ulicą samotna, wychudzona biała kotka z rudym ogonem i ciemną łatką między uszami. Wyraźnie szukała jedzenia. Kilka godzin później ujrzałam z balkonu cudny widok. Cztery małe kociaki bawiące się pod starą szopą. Kotki ganiały się radośnie oraz przewracały i wtedy nadeszła ona. Chuda kotka z ulicy - ich mama. Usiadła w cieniu pod zardzewiałą maszyną i karmiła małe. Zaczęłam ją dokarmiać. W sobotę nieoczekiwanie wrócił właściciel działki z agresywnym, dużym psem. Poczułam strach. Poszłam do sąsiadów, pytałam kim jest ten człowiek i czy nie skrzywdzi kotów. Niestety wszyscy twierdzili, że to niedobry człowiek, który z nikim nie rozmawia i bije swojego psa. Zaczęłam się bać. Razem z sąsiadką zawołałyśmy jego syna i poprosiłyśmy o przekazanie kotków. Syn powiedział, że przez koty pies ciągle szczeka i to denerwuje jego ojca. Niestety w niedzielę kocięta zniknęły. Kotka nadaremnie ich szukała i płakała. Zrozumiałam, że kotkom stała się krzywda. Gdy wieczorem spotkałam kocicę zauważyłam, że wygląda jakby była w kolejnej ciąży. Była zmęczona, głodna, ale przede wszystkim spragniona pieszczot. Wypiła dużo wody. Chciałabym ją wysterylizować, zaszczepić, zaczipować, wyrobić paszport, kupić kontenerek opłacić  transport i zabrać do Polski. Muszę też znaleźć kogoś w Grecji kto ją przetrzyma po sterylizacji i na czas załatwienia formalności.