Pojechaliśmy na spacer z 4 psami, wróciliśmy z 8.
A wszystko przez to, że zaczął padać deszcz. Nie zatrzymaliśmy się w tym miejscu co zwykle, bo lało, a przeczekać w samochodzie nie mogliśmy, bo psy, jak samochód stoi, od razu chcą wysiadać i fisiują.
Jechaliśmy przed siebie, deszcz przestał padać, skręciliśmy w przypadkowe miejsce w lesie.
Las jak las, dróżka jak dróżka, tylko ten pisk z głębi jakiś dziwny.
Skierowaliśmy się w stronę odgłosów, no i... reszta na filmiku.
Nie wiem, czy widać, ale maluchy były bardzo, bardzo zmarznięte. Trzęsły się przerażająco.
Cóż było robić... Zapakowaliśmy całą brygadę do samochodu i rozpoczęliśmy poszukiwania matki. Wyszła w pewnym momencie zza drzew, ale nie było szans, by podeszła.
Straszne rozdarcie... z jednej strony matka wypatrująca swoich dzieci, z drugiej- kichające, przeziębione maluchy. Zabrać- źle, zostawić- jeszcze gorzej.
Jutro po południu jadę do weterynarza po środki zatrzymujące laktację i spróbuję jej podać.
To teraz priorytet, bo jej piersi eksplodują.
Ponoć jej opiekunką jest starsza pani, która mieszka kilka kilometrów dalej, ale jej też sunia nie daje się dotknąć.
Będziemy łapać dzikuska na klatkę, ale najpierw środki na laktację.
Jutro pojadę i zobaczę, co dalej.
Póki co mam w domu 4 szczeniaki i kabaret.
Kropce się coś pomyliło i nie pozwala Dyźkowi podchodzić do małych. Jak na niego warknęła, to się biedny standardowo na panelach rozjechał.
Obrażon i wyprowadzon do przedpokoju.
Małe dostały termofor, ogrzały się, zjadły pierwszy stały posiłek, pobawiły się i poszły spać. Muszę pilnie znaleźć im domy tymczasowe, bo przecież zaraz zabieram jeszcze tę suczkę ze szczeniakami z balotów siana i trzeba to jakoś z głową rozplanować.
Koleżanka zapytała mnie ostatnio, czy idę na rekord i chyba- chcąc nie chcąc idę- bo ilość psów pod moją opieką przekroczyła już 50.
Już nawet nie pisałam o tych ostatnio przyjętych psach, bo udało się je zabezpieczyć z pieniędzy z poprzednich zbiórek.
Dla tych już nie starczyło, zatem standardowo bardzo proszę o pomoc.
Karma, podkłady, weterynarz- odpchlenie, odrobaczenie, szczepienie, ale też leki i wizyta, bo maluchy są chyba podziębione, środki dla suni, karma dla suni, na razie to chyba wszystko.
Jak przyjdzie czas i uda się mi ją złapać, to poproszę o pomoc w uzbieraniu na kastrację, na razie jest jeszcze czas.
Z góry dziękuję za pomoc.
Aha- zastanawiam się- maluchy miały kleszcze, niedużo, ale miały. Robić im test na choroby odkleszczowe? Jak myślicie? Będę musiała wtedy podnieść kwotę zbiórki.
Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
Dorota Wizner
Na poczatek.Trzymam kciuki za maluszki.