
Czasem los stawia nam na drodze istotę, która – choć pojawia się na chwilę – potrafi poruszyć coś głęboko w środku. Tak było z Bezą.
Kiedy usłyszeliśmy w telefonie, w jakim stanie znaleziono Bezę, trudno było to sobie wyobrazić bez ścisku w gardle.
Starsza, drobna suczka leżała w rowie przy drodze, bez sił i możliwości ruchu.
Wyglądała, jakby dawno straciła nadzieję, że ktoś jeszcze się przy niej zatrzyma i jej pomoże.
Jej drobne ciało było sparaliżowane, a oczy pełne były cichego wołania o pomoc.
Kiedy znajoma poprosiła nas o pomoc, nie było chwili namysłu.
Takie sytuacje nie dają czasu na zastanawianie się nad kosztami, formalnościami czy trudnościami.
Po prostu przyjęliśmy Bezę pod opiekę fundacji, bo wiedzieliśmy, że wymaga pilnej pomocy.
Zorganizowaliśmy miejsce w klinice, gdzie rozpoczęła się dramatyczna walka całego zespołu specjalistów o życie Bezy...

Beza była kilkunastoletnią suczką.
W tym wieku pies nie pojawia się „znikąd”.
Musiała mieć kiedyś swój dom, swoje miejsce, swoich ludzi.
Ktoś ją prowadzał na spacery.
Ktoś ją głaskał.
Ktoś znał jej imię.
A jednak, kiedy znalazła się w sytuacji granicznej, nie pojawiła się żadna osoba, która by o nią zapytała.
Nikt nie zadzwonił, nikt nie szukał, nikt nie sprawdzał, czy żyje.
Jakby te wszystkie lata wspólnego życia po prostu przestały dla kogoś istnieć.
To najbardziej bolało — że Beza przeżyła tyle lat u boku człowieka, a na końcu została sama.
Sama w rowie.
Sama w strachu.
Sama w bólu.
Zrobiono wszystko, co było możliwe.
Beza przeszła pełną diagnostykę – od RTG i badań krwi po tomografię komputerową. Próbowaliśmy ustalić, co doprowadziło do paraliżu.
Niestety, badania nie wykazały jednoznacznej przyczyny. Odkryto natomiast dwie niepokojące zmiany w jamie brzusznej oraz zator, który stopniowo odbierał jej siły.

Niestety, mimo tak szerokich badań nie udało się wskazać jednej konkretnej przyczyny.
Zamiast tego ujawniono dwie niepokojące zmiany w jamie brzusznej i zator.
Beza była dogrzewana, podłączona do kroplówek, objęta całodobową opieką i intensywnym leczeniem.
Mimo to z każdym dniem słabła.
Oddychała coraz płycej, reagowała coraz mniej, jej ciało wyraźnie się poddawało.
W poniedziałek lekarze przekazali nam najgorszą informację — Beza nie ma już żadnych szans na poprawę.
Jej organizm był zbyt wyniszczony, choroby postępowały, a paraliż był nieodwracalny. Pojawiły się zmiany w mózgu.
We wtorek musieliśmy podjąć decyzję, której żadne z nas nigdy nie chce podejmować.
Zakończyliśmy jej cierpienie, żeby nie musiała dłużej walczyć z bólem, którego nie mogła unieść.
Beza nie odeszła na poboczu drogi, w zimnie i samotności.
Odeszła w miejscu bezpiecznym, otoczona ludźmi, którzy trzymali ją za łapę i walczyli o nią do samego końca.
To było jedyne, co mogliśmy jej dać — godne, spokojne odejście.
Po jej śmierci pozostały nam nie tylko smutek i poczucie straty, ale także wysokie koszty jej leczenia: diagnostyki, pobytu w klinice, leków i całodobowej opieki.
To ta sama klinika, która od lat ratuje nasze zwierzęta i zawsze reaguje w sytuacjach kryzysowych.
Musimy uregulować tę należność, aby kolejne potrzebujące psy i koty nie straciły swojej szansy na pomoc.
Dlatego prosimy o wsparcie.
Pomóżcie nam spłacić koszt leczenia Bezy — jej ostatniej, podjętej z pełnym zaangażowaniem walki.
Bezy już nie ma.
Lekarze walczyli, my walczyliśmy — teraz prosimy Was, byście pomogli nam ratować tych, którzy wciąż mogą wygrać swoją walkę o życie.

Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!