Cześć, jestem Misio misiowaty, mam 11 lat ale jeszcze w czerwcu czułem się na 5. Podobno jestem dachowiec, chociaż nie rozumiem dlaczego, skoro znaleziono mnie na zajezdni, a nie na dachu.
Mam piękne futerko, czarno-bure, które świeci się na słońcu na brązowo. Pewnego dnia przestałem jeść i pić, poszliśmy z tatą i mamą do lekarza, gdzie miałem kuj kuj i kroplówkę.
Pani weterynarz pobrała mi krew do badań oraz test na FeLV/Fiv. Następnego dnia podobne badania, znowu kuj kuj i kroplówka. Ale łapki przestawały się słuchać. Nadal nic nie jadłem i nic nie piłem. Po badaniach nie wiadomo było jednak co mi dolega. Dopiero drugiego dnia, pierwsza dobra wiadomość - wynik negatywny na FeLV/Fiv, druga wiadomość dużo gorsza... potencjalna diagnoza - Zapalenie Otrzewnej.
Dostałem zmienione leki, niestety tylko pogorszyły mój stan, w 3 dni prawie przestałem chodzić.
Mój tata i mama zdecydowali zmienić klinikę weterynaryjną, pani doktor naprawdę dużo wyjaśniła i powiedziała, że zwierzęta z taką chorobą długo nie żyją i to cud że jeszcze żyję.
Dostałem jeszcze inny zestaw leków, jakże mnie to postawiło na nogi! Ale czas ucieka...
Usg potwierdziło obawy, mam tę brzydką chorobę, zapalenie otrzewnej... Jeszcze nie tak dawno to byłby dla mnie wyrok, ale są kotki które zostały wyleczone i ja też tak chcę.
Nie lubię być karmionym ze strzykawki, fuj! Uwielbiam spać i jeść robaki w ogródku, właśnie do tego chciał bym wrócić.
Trzeciego dnia, późnym wieczorem dostałem pierwszą dawkę bardzo potrzebnego leku. Kolejne 24 godziny będą decydujące, czy jeszcze zamiałknę rano o jedzonko...
Minęło 12 godzin, żyję! Mogę miałczeć! Nawet wstałem z łóżka! Tak, to jest ta ścieżka!
Niestety leczenie Misia, naszego kochanego, 11-letniego kotka jest bardzo kosztowne. Lek jest trudno dostępny i kosztowny a Miś musi dostawać codzienną dawkę o konkretnej godzinie, bez dnia przerwy. W przeciwnym wypadku choroba momentalnie pogorszy stan kocurka.
Dzisiaj kot jest już po piątej dawce i czuje się świetnie, w środę był trzema łapkami na tamtym świecie a w niedzielę biega i głośno sygnalizuje, żeby wyjść na ogródek, zaczyna powoli jeść i naprawdę trzyma się przy życiu. Chce jeszcze przeżyć wiele Nocy Sylwestrowych na tym świecie.
Niestety mamy odmiane neurologiczną, czyli tę najcięższą, gdzie dawka leku jest najwyższa.
Dołączam paragony z ostatnich wizyt:
A także historie:
Nie spodziewaliśmy się takiej kwoty ale jakbyśmy nie spróbowali Misia uratować, to czuli byśmy się jak byśmy zdradzili najlepszego przyjaciela.
Z góry dziękuję za każdą złotówkę, jest bardzo ważna.
Także wierzę, że każde leczenie chorego kotka na tę zdradliwą chorobę pomoże dużej ilości mruczków dostać dodatkową szansę na mruczące życie.
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!