Paweł Tomczykowski
Cześć! 😸
Przychodzimy z cudowną nowiną - od tygodnia Sasza jest ozdrowieńcem! 😻
Wszystkim baaaardzo dziękujemy za wsparcie w leczeniu i życzymy dużo zdrowia! 😽😻
Cześć, mam na imię Sasza i chciałbym Was poprosić z całego mojego kociego serduszka o pomoc.
Jestem młodym kocurkiem, mam zaledwie rok i 9 miesięcy, a mimo to doświadczyłem już bardzo wiele trudnych sytuacji.
Ale… od początku!
Od małego uwielbiam zabawy, wszędzie mnie zawsze pełno. Jestem z tych kocurków, które wręcz kochają być głaskane, przytulane, a i chętnie poleżę sobie na kolankach. Do dzisiaj nie wiem czym jest przestrzeń osobista i nie wyobrażam sobie innego miejsca na moją drzemkę niż ramiona lub właśnie kolana rodziców. Skoro już o rodzicach mowa – adoptowali mnie wraz z moim bratem Lucjankiem w kwietniu ubiegłego roku. Od początku dbali o nas na najwyższym poziomie. Codziennie z bratem psociliśmy, zabawom nie było końca, aż w końcu przyszedł sierpień tego roku.
Pewnego sierpniowego dnia gorzej się poczułem – zacząłem mocno utykać, ciężko było mi zrobić kilka kroków, a o zabawie nie było mowy. Rodzice szybko zareagowali i umówili mnie na wizytę do kociego ortopedy. Lekarz stwierdził jednak, że mój chód jest bardzo nietypowy i ma podejrzenia, że może być to coś poważniejszego niż kontuzja wywołana moimi psotami z bratem. Pobrano krew, której wynik wykazał, że choruję na nadczynność tarczycy. Od tamtej pory rodzice regularnie zabierają mnie do lekarza, na kontrolne badania krwi, przyjmuję leki i czułem się już całkiem dobrze, aż do października…
11 października dzień zapowiadał się całkiem zwyczajnie – jedzonko, zabawy, drzemka. Niestety pod wieczór poczułem się bardzo źle, głośno miauczałem, bardzo mocno łasiłem się do rodziców, szukając pomocy. Pojechaliśmy do naszej Pani Weterynarz, po badaniu stwierdzono, że mam nudności, najprawdopodobniej zjadłem coś czego nie powinienem. Dostałem odpowiednie leki, jednak po powrocie do domu czułem się coraz gorzej – nagle zacząłem się ślinić, miałem znacznie rozszerzone źrenice, a kiedy ktoś próbował mnie dotknąć, reagowałem bardzo nerwowo i uciekałem, co było do mnie bardzo niepodobne. Mimo późnej pory rodzice szybko znaleźli klinikę czynną całą dobę i popędziliśmy na wizytę, a tam Pani Doktor postawiła kolejną druzgocącą diagnozę – padaczka… Spędziliśmy całą noc na kroplówce, rodzice cały czas mnie głaskali i pocieszali. Kiedy około 6 rano kroplówka dobiegła końca, dostałem silnego ataku padaczki. Pani Doktor zarządziła hospitalizację. Po tygodniowym pobycie w szpitalu, rodzice pojechali ze mną do Wrocławia, aby wykonać badanie RM głowy oraz płynu mózgowo-rdzeniowego. Badanie wykazało zapalenie hipokampu. Od tamtej pory jestem pod opieką neurologa, przyjmuję odpowiednie leki i ataki ustały, mimo to nie jestem już tak samo energicznym kocurkiem, wciąż chętnie bawię się z bratem, ale nieco rzadziej niż dotychczas. Wydawać by się mogło, że sytuacja z moim zdrowiem została opanowana, nic bardziej mylnego, ponieważ nastał grudzień.
6 grudnia miałem umówioną wizytę na kontrolne badanie krwi, jednak dzień wcześniej rodzice dokładnie mnie obserwowali i martwiło ich, że jestem smutny, jeszcze nic tego dnia nie zjadłem, właściwie leżałem sam w kącie kanapy i na nic nie miałem ochoty. Jak zapewne się domyślacie wizyta została przyspieszona i już w południe 5 grudnia siedziałem grzecznie z rodzicami na kroplówce, w trakcie wizyty USG wykazało, ze w moim brzuszku zbiera się płyn, którego nie powinno tam być. Próbka płynu została pobrana i wysłana na badanie. Tego dnia po raz pierwszy usłyszeliśmy najgorsze. Pani Doktor powiedziała, że podejrzewa zapalenie otrzewnej – śmiertelna choroba, która bardzo szybko się rozwija i sieje spustoszenie w moim organizmie. Mieliśmy nadzieję, że ta diagnoza nie zostanie potwierdzona, jednak coraz więcej wskazywało na to, że to jednak prawda. Codzienne kilkugodzinne kroplówki, badania i oczekiwanie na wynik płynu. Nie mając chwili do stracenia rodzice podjęli decyzję o wdrożeniu leczenia. W czwartek 8 grudnia dostałem pierwszą dawkę leku, który może mnie uratować. W piątek 9 grudnia, czyli w dzień kiedy skończyłem rok i 9 miesięcy, otrzymaliśmy wynik – niestety, potwierdził on diagnozę.
Moja terapia polega na przyjęciu 84 zastrzyków preparatem Curefip (www.curefip.com), które rodzice dzielnie podają mi już od 3 dni. Leczenie daje mi szansę na przeżycie. Walczę z całych sił, bo bardzo chciałbym wrócić do zabaw z bratem i zobaczyć uśmiech na twarzach rodziców. Terapia jest bardzo kosztowna, a moje dotychczasowe leczenie wymagało już sporego nakładu finansowego.
Koszt leku szacowany jest na 14 000 pln (zależy od masy ciała). Dodatkowo konieczne są comiesięczne kontrole parametrów wątrobowych, morfologii, stężenia witaminy B12 w osoczu oraz stosunku ALB/GLOB.
Dlatego zwracam się o pomoc do każdej osoby, która widzi tę zbiórkę – razem mamy szansę!
Kiedy ta zbiórka powstaje, ja przebywam w szpitalu i czekam na drugą już transfuzję krwi. Chcę szybko wrócić do domu i dzielnie z rodzicami i Lucjankiem walczyć o moje życie. Wierzę, że damy radę, a wszystkim Wam już teraz dziękuję za pomoc.
Załączam wyniki badań i kilka moich fotek
#curefiip #curefipdonate
Cześć! 😸
Przychodzimy z cudowną nowiną - od tygodnia Sasza jest ozdrowieńcem! 😻
Wszystkim baaaardzo dziękujemy za wsparcie w leczeniu i życzymy dużo zdrowia! 😽😻
Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
Wpłata nie jest możliwa po końcu zbiórki.
Zrób jeszcze jeden mały krok.
Nawet 1 zł może pomóc!
Koszka i Joszka
Trzymamy łapki