Moja Czarna Perełka -pomocy...

Witam serdecznie każdego kto tu zawitał, chociażby tylko po to aby przeczytać naszą historię...

Jestem Monika, a moja Czarna Perełka to Idgie (idżi) -imię które nadałam kici nie jest przypadkowe -dostała je po bohaterce książki, która miała podobne cechy do mojej kotki ale największą z nich była "dzikość"... dzikość która nie pochodzi z racji otoczenia tylko taka która pochodzi z serca , z ducha...Moja Idgi urodziła się jako jedna z wielu kociątek takiej samej "dzikiej " mamy . Inne kociątka tej dzikości nie miały i szybko znalazły sobie nowe domki i nowe "mamy". Moja natomiast właśnie dzięki tej " dzikości" nie była wystarczająco atrakcyjna i nikt jej nie chciał...Pani u ktorej była powiedziała że w takim razie będzie zmuszona oddać ją do schroniska. I tu pojawiam się ja -Monika też "dzikuska"-odnalazłyśmy się...pokochały ogromną miłością. Od tamtej pory czyli 15 lat Idgie i mój wcześniejszy kocurek a potem jeszcze jedna kicia -aniołek(która odeszła 3 lata temu z powodu guza mózgu) tworzyliśmy wspaniała rodzinkę . Idgie w tej rodzinie pełniła niezastąpioną rolę przyjaciółki, towarzyszki, pocieszycielki, zastepczej mamy dla najmlodszej kici, pięlęgniareczki i niezastąpionej towarzyszki dla starszego kocurka. Moja wspaniała kotka moj dzikusek majac 1,5 roku przeszla usunięcie 1/4 listwy mlekowej wraz z guzem. Była dzielna i szybko doszła do zdrowia i dziś ma ponad 15 lat....jednak około 2 tygodni temu okazało się że ma następnego guza -nowotwór na pozostałej listwie mlekowej. Szybko podjeliśmy leczenie, badanie krwi, przeswietlenie RTG -operacja...po operacji początkowo było dobrze, jednak po trzech dniach nastąpił spadek formy , brak apetytu, ani łaknienia na wodę. Nie chce chodzić, jest przygaszona i  smutna. Jezdzimy co dziennie do weterynarza, podaja zastrzyki przeciwbólowe i kroplówki i nic , mimo iż badania właściwie nie wskazują na jakiekolwiek możliwe komplikacje, wszystko prawidłowo się goi... Jednocześnie jej największy przyjaciel starszy kocurek Brunuś też trafił w to samo miejsce z powodu niewydolności nerek i też codziennie pod kroplówką. Dziś się dowiedziałam że musimy zrobic nastepne USG jamy brzusznej , badanie krwi juz poszło do analizy , a jeśli to wszystko nie zadziała bedziemy zmuszeni podać sondę , przez którą będzie karmiona i pojona żeby nie umrzeć z odwodnienia czy głodu...wierzę w nią bardzo i to że da radę , małą pomocą i wsparciem weterynarzy.....jest jednak mały problem...operacja i wszystkie badania i codzienne kroplówki dwóch kotków, okazały się bardzo dużym dla mnie kosztem. Po prostu skończyły mi się już środki finansowe i możliwości. Rodzice nawet małą pożyczkę wzięli ale też ją koszty pochłonęły... i tak naprawdę to już sama nie wiem ile jeszcze będzie potrzeba pieniążków bo jeśli dojdzie do założenia sondy to trzeba będzie ją wozić codziennie na karmienie  do lecznicy.Bardzo Państwa proszę jeśli kto kolwiek jest mi w stanie pomóc jakkolwiek to naprawdę będę niewypowiedzianie, niewyobrażalnie wdzięczna ... kocham moje kotki nad życie i są już ze mną tyle lat ...ale kim ja bym była nie walcząc o nie do konca, nie wierząc że jeszcze duzo przygód i wzruszeń przed nami. Nie chciała bym aby cierpiały tylko dlatego iż mam daremną sytuację finansową bo pracując w instytucji pomagającej ludziom zarabiam najniższą krajową. I absolutnie nie użalam się nad sobą, ja po prostu walczę...i nie poddaję się...bo nadzieja umiera ostatnia.