Jesteśmy przyjaciółmi z pracy Roberta. Zakładamy zbiórkę dla Roberta, bo ani on sam – ani jego najbliżsi – nie mają dziś głowy do formalności. Mają jedną misję: uratować Roberta.
To miał być tylko rutynowy zabieg. Dziś Robert walczy o życie.
Robert Gorajec ma 50 lat.
Jest sołtysem Kościelników Średnich – człowiekiem, którego wszyscy znają i cenią.
Nie dlatego, że pełni funkcję. Ale dlatego, że ma wielkie serce.
Bo żyje dla ludzi.
To on pomógł spełnić marzenie śmiertelnie choremu chłopcu, który chciał przejechać się pociągiem i zajrzeć do kabiny maszynisty.
To on był zawsze pierwszy, kiedy komuś trzeba było pomóc: zawieźć, załatwić, naprawić, po prostu być obok.
To do niego dzwoniło się, kiedy nikt inny nie odbierał.
To on podtrzymywał innych na duchu, nawet gdy sam był zmęczony.
Nie odmówił nigdy nikomu. Nigdy.
Jest takim człowiekiem, o którym mówi się: „dobrze, że jest”.
A teraz… to jego nie ma.
Nie na chwilę. Nie na weekend.
Nie ma go przy stole, nie ma go na wsi, nie ma go dla wnuczki, która codziennie pyta, kiedy dziadek wróci.
Wszystko zaczęło się od prostego zabiegu.
9 lipca Robert trafił do szpitala na rutynowy zabieg ERCP – planowany, mało inwazyjny, bez większego ryzyka.
Miał wrócić jeszcze tego samego dnia.
Zabieg niby się udał. Ale jeszcze przed północą – pilna operacja ratująca życie.
Ostre zapalenie trzustki. Przebita dwunastnica.
To nie koniec.
W trakcie zaopatrywania tego uszkodzenia najprawdopodobniej doszło do kolejnej perforacji – tym razem jelita.
Zbyt małej, żeby została zauważona. Wystarczająco poważnej, żeby zabić.
Mimo pogarszającego się stanu, Robert został wypisany do domu.
Rodzina czuwała, ale ufała, że skoro wraca – to musi być lepiej.
Nie było.
Po dziesięciu dniach jego organizm eksplodował od środka.
Ciche uszkodzenie jelita doprowadziło do rozległego zakażenia jamy brzusznej, sepsy i błyskawicznie rozwijającego się stanu zapalnego.
Znów – pogotowie, blok operacyjny, walka o życie.
Lekarze musieli usunąć większość trzustki.
To była już druga, poważna operacja w ciągu kilkunastu dni.
Zabieg po zabiegu, rana na ranie.
Ciało Roberta dostało więcej, niż mogło unieść.
Dziś jest na OIOM-ie.
Podłączony do aparatury leży, przykuty do łóżka. W 23 dni schudł 30 kg.
A rodzina – jego żona Agnieszka, dzieci Fabian, Daria i Oskar – nie wiedzą, czy zdąży się jeszcze do nich uśmiechnąć.
Ale najbardziej czeka ktoś inny.
Amelka. Siedem lat. Wnuczka. Jego oczko w głowie.
Nie rozumie, dlaczego dziadek nie wraca. Dlaczego nie odbiera telefonu.
Dlaczego nie przytula.
Robert był jedynym żywicielem rodziny.
W jednej chwili wszystko się zawaliło – dom, codzienność, bezpieczeństwo.
Ale najgorsza jest bezsilność.
Bo dziś wszystko, co może dać mu szansę, kosztuje.
A jego najbliżsi nie mają nawet siły, by o to walczyć sami.
Na co zbieramy?
Na to, co może zdecydować, czy Robert przeżyje i wróci:
- intensywne leczenie i specjalistyczne leki, które wykraczają poza możliwości NFZ,
- opiekę i sprzęt medyczny po wyjściu ze szpitala,
- długą, wymagającą rehabilitację,
- i pomoc dla jego rodziny, która została z niczym.
Środki z tej zbiórki trafiają bezpośrednio na konto Roberta i jego żony Agnieszki, która jest formalnie podpięta do tej zbiórki jako odbiorca wpłat.
Dziękujemy Wam z całego serca za każdą pomoc.
W imieniu rodziny – i własnym.
Twoje słowa mają moc pomagania! Wpłać darowiznę i przekaż kilka słów wsparcia 🤲
Uważasz, że ta zbiórka zawiera niedozwolone treści ? Napisz do nas
Załóż darmową zbiórkę pieniędzy dla siebie, swoich bliskich lub potrzebujących!
Anonimowy Darczyńca
💙
Alicja D.
Wszystko będzie dobrze ❤️
Anonimowy Darczyńca
Trzymaj się Chłopie! Agnieszka, dzieci, wnuczko - musicie być silni! Wierzę, że będzie dobrze!
Helena Miżdal
Dużo siły i wytrwałości w pokonaniu przeciwności❤️
Alicja
✊✊