Od tygodnia leżał z urwaną łapą

Cierpienie nie do opisania i brak szans na zakończenie tej potwornej męki. Nawet na szybką śmierć.

Ten niewielki piesek, którego widzicie na zdjęciach z urwaną łapą, od tygodnia czekał na pomoc. Został znaleziony konający na posesji swojego opiekuna. Przez kilka dni musiał wykrwawiać się na jego oczach i nie otrzymał żadnej pomocy. Opiekun nie wezwał okolicznego weterynarza. Nawet go nie dobił, by dłużej się nie męczył.

Okoliczni mieszkańcy wołali na niego Nynek. Był towarzyski i lubił się z nimi witać. Dlatego też jego nieobecność w okolicy zaniepokoiła sąsiadkę, która znalazła go półprzytomnego z bólu. Zabierając go stamtąd i pędząc kilkadziesiąt kilometrów do całodobowej kliniki, uratowała mu życie. Była sobota wieczór. W niedzielę już by go nie było.

Oczywiście Nynka czeka amputacja, ale na razie jego stan nie pozwala na przeprowadzenie zabiegu. Nie wiemy nawet, czy do niego dożyje. Od przyjazdu do kliniki jest na silnych środkach przeciwbólowych. W nocy miał przetoczoną krew, dzisiaj dostanie kolejną jednostkę. Bez transfuzji nie ma szans, by go wzmocnić przez operacją.

Nie wiemy co wyrwało mu pół kończyny, ale stało się to na pewno kilka dni temu, bo na to wskazuje stopień martwicy rozszarpanych tkanek, które zostały i zwisają z gołej kości. Na wierzchu ścięgna, resztki mięśni. Zapach gnijącego ciała i niewyobrażalnego bólu. Ten widok będzie nam się śnił po nocach i towarzyszył do końca życia. Cierpienia w jego oczach i błagalnego wzroku proszącego o litość nigdy nie zapomnimy. A sprawę zgłosimy na policję.

Prosimy o pomoc finansową w zapewnieniu Nynkowi absolutnie wszystkiego, czego potrzebuje, by przeżyć. Jego ratowanie, zabieg amputacji łapy, potem rekonwalescencja, zajmą kilka tygodni i pochłoną kilka tysięcy złotych. On sam zrobił wszystko co mógł, by nie umrzeć. Więc jak my moglibyśmy mu teraz pozwolić odejść?